[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie o to chodzi - odparła.Z jej wyjaśnień wynikało, że sprzęt telekomunikacyjny ma oprogramowanie pozwalające na szczegółową identyfikację odbieranych sygnałów.Takie były wymagania łączności satelitarnej, lecz istniała możliwość wykorzystania zasobów pamięci do całkiem innych celów.- Myślisz, że zdołamy przeprowadzić analizę porównawczą? - spytał Peter.Udało się, choć sam proces przebiegał niezwykle powoli.Dźwięki musiały być wprowadzone do komputera, po czym „przepisane” na taśmę magnetyczną i odtworzone wspólnie z obrazem.Zsynchronizowany sygnał ponownie trafiał do komputera, gdzie następował kolejny etap obróbki.Karen z żonglerską zręcznością manipulowała dyskietkami i kasetami.Elliotowi nie pozostawało nic innego, jak tylko stać i obserwować jej krzątaninę.Co pół godziny pojawiał się Munro; pytał, jak idzie praca.- Szybciej nie można - warknęła zirytowana Karen.Minęła ósma.Pierwsze wyniki wypadły zadowalająco.Amy okazała się dobrym tłumaczem.Do dziewiątej komputer sklasyfikował jedenaście pojęć:POKARM 0,9213 0,112JEŚĆ 0,8844 0,334WODA 0,9978 0,004PIĆ 0,7743 0,334{POTWIERDZENIE} TAK 0,6654 0,441{ZAPRZECZENIE} NIE 0,8883 0,220PRZYCHODZIĆ 0,5459 0,440ODEJŚĆ 0,5378 0,404ZESTAW DŹWIĘKÓW:? DALEKO 0,5444 0,343ZESTAW DŹWIĘKÓW:? TUTAJ 0,6344 0,344ZESTAW DŹWIĘKÓW:? GNIEW? ŹLE 0,4232 0,477Karen zdjęła palce z klawiatury.- Twoja kolej - powiedziała do Petera.Munro przechadzał się po polanie.Ciągłe oczekiwanie działało mu na nerwy.Miał ochotę pożartować z tragarzami, lecz Karen i Peter potrzebowali całkowitego spokoju podczas pracy.Spojrzał na Kahegę.Murzyn wskazał na niebo, po czym delikatnie potarł końce palców.Munro skinął głową.On także czul, że powietrze przesycone jest elektrycznością i niemal namacalną, ciężką wilgocią.Zbliżała się burza.Tylko tego brakowało, pomyślał.Po południu znów było słychać stłumione dudnienie i echo eksplozji.Początkowo uznał, że to odgłosy odległej nawałnicy, lecz dźwięk był zbyt ostry i krótki.i dziwnie znajomy.Po chwili namysłu rozpoznał źródło hałasu.Spojrzał na ponury masyw Mukenko i Oko Diabła lekko połyskujące wśród poczerniałych głazów.Przeniósł wzrok na promienie laserów.Jedna z zielonych smug niespiesznie przesuwała się po liściach.Munro zmarszczył brwi.Chciał się upewnić, że to nie złudzenie spowodowane ruchem gałęzi.Nie.Rozkołysany promień raz wędrował w górę, raz opadał.Odkrycie dawało dodatkowy powód do niepokoju, lecz musiało zaczekać.Liczyły się tylko najbliższe godziny.Mężczyzna rzucił okiem w kierunku namiotów.Elliot i Karen siedzieli w otoczeniu rozmaitych elektronicznych urządzeń.Rozmawiali cicho i zachowywali się, jakby mieli masę czasu.Peter pracował jak szalony.Z jedenastu słów zarejestrowanych na taśmie musiał stworzyć jednoznaczną, przekonującą wiadomość, a to nie było takie proste, jak mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka.Przede wszystkim, język szarych goryli nie opierał się wyłącznie na dźwiękach.Każdy przekaz stanowił kombinację gestów i mowy.Pojawiał się odwieczny problem lingwistów: co było właściwym nośnikiem informacji? (L.S.Verinski wspominał niegdyś, że przybysz z odległej planety obserwujący rozmowę Włochów byłby przekonany, iż Ziemianie komunikują się za pomocą języka migowego, a dźwięków używają wyłącznie dla podkreślenia wypowiedzi.) Wiadomość spreparowana przez Elliota musiała być na tyle prosta, by wyeliminować konieczność gestykulacji.Nic nie wiedział o składni, która w wielu wypadkach miała istotne znaczenie dla logiki zdania - wystarczy wspomnieć różnicę pomiędzy wyrażeniami „Dziecko ma długi” i „»Długi« ma dziecko”.Nawet najkrótsza wypowiedź mogła zawierać pułapkę; polecenia „weź prysznic” nie należy traktować dosłownie.Przez chwilę zastanawiał się nad wykorzystaniem pojedynczego wyrazu, lecz żadne z pojęć podanych przez komputer nie wydawało mu się właściwe.W końcu uznał, że należy wyemitować kilka krótkich zdań, co zmniejszało ryzyko błędu.Wybrał trzy możliwości: ODEJŚĆ DALEKO, NIE PRZYCHODZIĆ, TUTAJ ŹLE.Przynajmniej jedna z nich była zrozumiała niezależnie od szyku wyrazów.Karen cały czas siedziała przy komputerze.Kilka minut po dziewiątej zdołała wyselekcjonować potrzebne wyrazy, teraz należało połączyć je w zdania.Peter potrzebował „pętli” umożliwiającej wielokrotne powtórzenie dźwięków.Postanowili posłużyć się magnetowidem, który automatycznie cofał taśmę po zakończeniu odtwarzania.Pozostawało jeszcze skrócić pauzy pomiędzy wyrazami.Przez kolejną godzinę nerwowo wciskali klawisze usiłując uzyskać prawidłowy - przynajmniej według ich mniemania - ciąg posapywań i westchnień.Minęła dziesiąta.Zza namiotu wynurzył się Munro.Trzymał laser.- Naprawdę myślisz, że to przyniesie jakiś efekt?- Nie wiem - potrząsnął głową Peter.Opadły go wątpliwości.Utrwalił na taśmie dźwięki wydawane przez samicę.Czy stado samców zechce wysłuchać jej poleceń? Czy zrozumieją słowa nie poparte mową gestów? Czy przekaz stanie się dostatecznie czytelny? Czy udało się zachować właściwe odstępy pomiędzy wyrazami? Czy nagranie w ogóle przyciągnie uwagę goryli?Nie znał odpowiedzi na żadne z powyższych pytań.Mógł jedynie czekać.Zagadką był także problem nagłośnienia.Karen wyjęła głośnik z maleńkiego magnetofonu i przykleiła go do owiniętego folią trójnożnego statywu, tworzącego coś w rodzaju parasola.Dźwięk brzmiał zaskakująco donośnie, lecz niewyraźnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]