[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nagle usłyszałem cichy dzwięk chrząkania, jakby rycie świni, dobiegający do mniewraz z podmuchami wiatru, i poczułem straszny odór, jakby ścierwa gnijącego odmiesiąca; bałem się okropnie.Ten dzwięk rycia, gdyż nie potrafię go nazwać inaczej, teodgłosy pomrukiwania, pochrząkiwania, sapania stawały się coraz głośniejsze i pełnepodniecenia.Dobiegały one zza drzwi, z jednej strony dworu.Naraz usłyszałem je odinnej strony, a pózniej jeszcze od innej i innej.Zaprawdę, dwór był otoczony.Uniosłem się na łokciu, serce mi łomotało, i rozejrzałem się dookoła.%7ładen ześpiących wojowników nie poruszał się, a jednak Herger leżał z szeroko otwartymioczami.Również Buliwyf, oddychający chrapliwie, miał oczy szeroko otwarte.Wywnioskowałem z tego, że wszyscy wojownicy Buliwyfa oczekiwali rozpoczęcia walkiz wendolami, których odgłosy wypełniały teraz powietrze.Na Allaha, nie ma strachu większego niż strach człowieka, kiedy nie zna on jegoprzyczyny.Jakże długo leżałem na niedzwiedziej skórze, słysząc pomrukiwania wendolii czując ich odrażający smród! Jakże długo czekałem, nie wiedząc, na co, na początekjakiejś bitwy straszliwszej w przewidywaniach, niż mogła okazać się w rzeczywistości!Przypomniałem sobie, że Normanowie mają wyrażenie pochwalne, które wykuwająna grobowcach wojowników, a brzmi ono tak: On nie uciekał przed walką.%7ładenz drużyny Buliwyfa nie uciekł tej nocy, chociaż ten smród i dzwięki otaczały ichzewsząd, to głośniejsze, to słabsze, to z tej strony, to z innej.Oni jednakże czekali.Nagle nadeszła najstraszliwsza chwila.Wszystkie dzwięki ustały.Zapadła zupełnacisza, słychać było jedynie chrapanie ludzi i ciche trzaskanie ognia.Nadal żadenz wojowników Buliwyfa się nie ruszał.Aż nagle rozległo się potężne uderzenie w masywne drzwi dworu Hurot i drzwite rozwarły się z hukiem, a pęd smrodliwego powietrza wygasił wszystkie światłai czarna mgła wdarła się do komnaty.Nie liczyłem ich; zaprawdę, wydawało się,że to tysiące czarnych, chrząkających kształtów, ale mogło ich być nie więcej niżpięć czy sześć, olbrzymich czarnych sylwet, nie przypominających ludzi, chociażjednocześnie podobnych do człowieka.Powietrze cuchnęło krwią i śmiercią; było minieprawdopodobnie zimno i miałem dreszcze.A jednak wciąż żaden wojownik się nieporuszał.Naraz, z przerazliwym rykiem, mogącym zbudzić umarłego, Buliwyf skoczył narówne nogi.Obracał oburącz swój olbrzymi miecz Runding, który świstał jak trzaskający60ogień, przecinając szybko powietrze.Także jego wojownicy skoczyli wraz z nimi wszyscy włączyli się do bitwy.Krzyki ludzi mieszały się ze świńskim chrząkaniemi zapachami czarnej mgły, i panowało tam wielkie przerażenie i zamęt, dokonywało sięniszczenie i łupienie dworu Hurot.Ja sam zaś nie miałem odwagi do walki, jednakże zostałem do niej wciągnięty przezjednego z tych potworów z mgły, który podszedł do mnie tak blisko, że widziałembłyszczące czerwone oczy zaprawdę, widziałem oczy, które świeciły jak płomień,i czułem zjadliwe opary smrodu i uniósłszy moje ciało, cisnął nim przez komnatętak, jak dziecko rzuca kamieniem.Uderzyłem o ścianę i spadłem na ziemię, toteż byłemcałkiem oszołomiony przez następną chwilę, tak że wszystko wokół mnie było jeszczebardziej pogmatwane niż w rzeczywistości.Najbardziej wyraziście pamiętam dotknięcie tych potworów, zwłaszcza futro ich ciał,ponieważ owe potwory z mgły mają włosy tak długie jak kudłaty pies i tak samo grube,pokrywające wszystkie części ciała.Pamiętam też cuchnący oddech potwora, który mnąrzucił.Nie wiem, jak długo trwała ta wściekła walka, ale całkiem nieoczekiwanie skończyłasię w jednym momencie, i nagle czarna mgła odeszła, wymknęła się chyłkiem,pochrząkując, dysząc, rozsiewając smród i pozostawiając za sobą śmierć i zniszczenia,których nie mogliśmy poznać, dopóki nie zapaliliśmy świeżych knotów.Oto jaka była cena tej walki.Z drużyny Buliwyfa trzech zostało zabitych, Ronethi Halga, obydwaj hrabiowie, oraz Edgtho, wojownik.Pierwszy z nich miał rozerwanąklatkę piersiową.Drugi miał przełamany kręgosłup.Trzeci miał oderwaną głowę, w takisposób, jak to już wcześniej widziałem.Wszyscy ci wojownicy byli martwi.Ranni byli dwaj inni, Haltaf i Rethel.Haltaf stracił ucho, Rethel zaś dwa palceprawej dłoni.Obydwaj nie byli śmiertelnie ranni i nie uskarżali się, albowiem obyczajnormański nakazuje pogodnie znosić rany odniesione w walce i dziękować przedewszystkim za zachowanie życia.Co do Buliwyfa, Hergera i wszystkich pozostałych, byli oni przesiąknięci krwiątak, jak gdyby skąpali się w niej.Powiem teraz coś, w co wielu nie uwierzy, a jednaktak właśnie było: nasza drużyna nie zabiła ani jednego potwora z mgieł.Wszystkieumknęły, niektóre zapewne śmiertelnie ranne, a jednak udało im się uciec. Widziałem dwóch z ich liczby, niosących trzeciego, który był martwy powiedziałHerger.Musiało tak być, ponieważ wszyscy gremialnie to potwierdzili [ Pobierz całość w formacie PDF ]