[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Idzie dalej i widzi w trawie gniazdko zjajkami; to rozłupuje jedno jajko, a resztę wygarnia łapką z gniazda.Potem spotyka żabę idalejże się nią bawić! %7łabę zamęczył, idzie i oblizuje się, a na drodze żuk.On tego żuka łap-ką.I tak psuje i niszczy wszystko dookoła siebie.włazi do cudzych nor, rozkopuje mrowi-ska, rozcina zębami ślimaki.spotka szczura zaraz do bójki; zobaczy węża czy myszkę natychmiast dusi.I tak cały dzień.Powiedz no, do czego potrzebne takie zwierzę? Po co jeststworzone? Nie wiem, o jakim zwierzątku mówisz odparł von Koren chyba o którymś z owado-żernych.No cóż.Złapało ptaszka, bo ten nie uważał; zburzyło gniazdko z jajkami, bo ptak niemiał wprawy, zle budował gniazdo i nie umiał go zamaskować.%7łaba musiała mieć jakiś felerw zabarwieniu, bo inaczej ono by jej w ogóle nie dostrzegło, i tak dalej.Twoje zwierzątkozabija tylko istoty słabe, niedołężne, nieostrożne słowem, obarczone jakimiś wadami, któ-rych przyroda nie uważa za potrzebne utrwalać w potomstwie.Zostają przy życiu stworzenianajbardziej zręczne, czujne, silne i rozwinięte.W ten sposób twój zwierzak, sam o tym niewiedząc, służy wielkiemu celowi udoskonalania. Tak, tak.Aha, bracie niedbale wtrącił Samojlenko pożycz no mi ze sto rubli. Dobrze.Wśród owadożernych trafiają się bardzo ciekawe okazy.Na przykład kret.Uważa go się za stworzenie pożyteczne, ponieważ niszczy szkodliwe owady.Opowiadają, żejakiś Niemiec ofiarował cesarzowi Wilhelmowi I futro z krecich skór, a cesarz kazał udzielićmu nagany za to, że zmarnował tyle pożytecznych stworzeń.A tymczasem kret pod wzglę-dem okrucieństwa w niczym nie ustępuje twojemu zwierzątku i na dobitkę jest bardzo szko-dliwy, bo okropnie niszczy łąki.Von Koren otworzył szkatułkę i wyjął sturublowy banknot. Kret ma klatkę piersiową mocną jak nietoperz ciągnął zamykając szkatułkę niezwy-kle rozwinięte mięśnie i kości, świetnie uzbrojoną paszczękę.Gdyby miał wzrost słonia, był-by niepokonanym, niszczącym wszystko zwierzęciem.Ciekawa rzecz: kiedy dwa krety spo-tykają się pod ziemią, natychmiast, jakby się umówiły, zaczynają udeptywać ziemię; robią todlatego, żeby mieć odpowiedni teren do boju.Udeptawszy ziemię, staczają ze sobą okrutnąwalkę i biją się do chwili, aż słabszy padnie.Wezże sto rubli powiedział von Koren zniżającgłos tylko pod warunkiem, że to nie dla Aajewskiego. A gdyby nawet dla Aajewskiego? zaperzył się Samojlenko. Co to ciebie obchodzi? Dla Aajewskiego nie dam.Wiadomo, że ty chętnie pożyczasz wszystkim.Pożyczyłbyśnawet zbójcy Kerimowi, gdyby cię tylko poprosił, ale daruj, ja nie mogę tego popierać. Tak, proszę o pożyczkę dla Aajewskiego! oświadczył Samojlenko wstając i wymachu-jąc prawą rękę. tak! Dla Aajewskiego! I niech żaden czart, żaden diabeł nie waży się mniepouczać, jak mam rządzić moimi pieniędzmi.Pan mi nie raczy pożyczyć? Co?Diakon parsknął śmiechem. Nie unoś się, tylko się zastanów powiedział zoolog. Dobroczynność w stosunku dopana Aajewskiego uważam za rzecz równie niemądrą, jak podlewanie chwastów albo karmie-nie szarańczy. A ja uważam, że powinniśmy pomagać naszym bliznim! wrzasnął Samojlenko. W takim razie pomóż temu głodnemu Turkowi, co leży pod płotem.To robotnik, czyliczłowiek potrzebniejszy i bardziej pożyteczny niż twój Aajewski.Daj jemu te sto rubli.Alboofiaruj mi sto rubli na ekspedycję. Pytam cię: pożyczysz czy nie? Powiedz szczerze: na co jemu potrzebne pieniądze? To nie sekret.Musi jechać w sobotę do Petersburga. Ach tak! rzekł przeciągle von Koren. Aha.Rozumiem.A ona z nim jedzie czy nie? Ona tymczasem zostanie tutaj.On załatwi swoje sprawy w Petersburgu i wyśle jej pie-niądze, wtedy ona pojedzie.33 Zręczny kawał! powiedział zoolog i wybuchnął krótkim tenorowym śmiechem.Zręczny kawał.Sprytnie pomyślany.Podszedł szybko do Samojlenki i stanąwszy przed nim twarzą w twarz zapytał patrząc muw oczy: Powiedz szczerze: on już jej nie kocha? Powiedz: nie kocha? Tak? Tak wykrztusił Samojlenko i cały się spocił. Jakie to wstrętne! powiedział von Koren i po jego twarzy było widać, że istotnie czułwstręt. Jedno z dwojga, Aleksandrze Dawidyczu: albo jesteś z nim w zmowie, albo, zaprzeproszeniem, skończony z ciebie mazgaj.Czy nie rozumiesz, że on cię zwodzi jak dziecia-ka w najbezczelniejszy sposób? Chyba to jest jasne, że on chce się jej pozbyć i rzucić tutajsamą.Albo zwali ją tobie na kark i to przecież jasne, że będziesz musiał ją wyprawić na wła-sny koszt do Petersburga.Czy twój zacny przyjaciel tak cię olśnił swoimi zaletami, że już niewidzisz nawet najprostszych rzeczy? To są tylko przypuszczenia odparł Samojlenko, siadając z powrotem. Przypuszczenia? A więc dlaczego jedzie sam, a nie razem z nią? Zapytaj go, dlaczegoona nie jedzie najprzód, a on pózniej? Szczwana bestia!Zgnębiony nagłą wątpliwością i podejrzeniem Samojlenko od razu oklapł i spuścił z tonu. Nie, to niemożliwe! powiedział wspominając tę noc, którą Aajewski spędził u niego.On tak cierpi. Cóż z tego? Złodzieje i podpalacze też cierpią. Załóżmy nawet, że masz rację. powiedział Samojlenko w zamyśleniu. Przypuść-my.Ale to człowiek młody, w obcych stronach.student, a myśmy też byli studentami ioprócz nas nie ma tu nikogo, kto by mu przyszedł z pomocą. Pomagać mu w popełnianiu nikczemności, i to tylko dlatego, żeście obaj byli w różnymczasie na uniwersytecie i obaj nic tam nie robili! Co za nonsens! Czekaj, zastanówmy się nad tym spokojnie.Sądzę, że można będzie zrobić tak. Me-dytował Samojlenko poruszając palcami. Pożyczę mu pieniądze, uważasz, ale niech mi dasłowo honoru, że przyśle Nadieżdzie Fiodorownie na drogę najpózniej za tydzień. Owszem, on ci da słowo honoru, nawet popłacze się i w końcu sam we wszystko uwie-rzy, ale co warte takie słowo? On i tak niczego nie dotrzyma, a po paru latach, gdy spotkaszgo na Newskim z nową miłością pod rączkę, będzie się usprawiedliwiał tym samym: że gospaczyła cywilizacja i że on właśnie jest odbiciem Rudina.Przestań się nim zajmować, namiłość boską! Odejdz od błota, nie rozgrzebuj go obu rękoma!Samojlenko na chwilę zamyślił się, a potem rzekł stanowczo: Mimo wszystko dam mu pieniądze.Jak sobie chcesz.Nie jestem w stanie odmówićczłowiekowi tylko na podstawie przypuszczeń. Doskonale [ Pobierz całość w formacie PDF ]