[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Naprawdę? Zajmie się pani? To wspaniale.Gdybym wiedziała, że ktoś się zatroszczy o mojego ptaszka, ktoś, kto.— Jak długo pani nie będzie? — zapytał Mason.— Nie wiem.Wrócę, ale trudno mi powiedzieć, kiedy.Sama chciałabym wiedzieć.Ja.ja muszę po prostu wyjechać.Nie może pan zrozumieć? Nie zadzwoniłabym przecież do pana, gdybym chciała uciec.Wyjechałabym po cichu i nic by pan nie wiedział, dopóki nie zabrakło by mnie w sądzie.— To mnie właśnie zastanawia — wtrącił Mason.— Dlaczego?— To mi nie pasuje do całej sprawy.— Jakiej sprawy?— Mniejsza o to — żachnął się Mason.— Jakoś do lego dojdziemy.Ale skąd będzie pani wiedziała, że jej potrzebuję?— Niech pan da ogloszenie do gazety.Wystarczy napisać „Sprawa w toku.Wzywam mojego świadka" — i tylko inicjał M.Wtedy skontaktuję się z panem.Ale musi pan to tak zorganizować, żebym prosto po rozprawie mogła się znowu gdzieś ukryć.I żeby'nie było nieporozumień, panie Mason, powtórzę zeznanie, które podpisałam i to wszystko.Nie chcę być przesłuchiwana na żaden inny temat.— Na jaki inny temat?— Jakikolwiek.W ogóle na żaden.A teraz muszę już jechać, panie Mason.Po prostu muszę.Nie mam nic więcej do powiedzenia, a i tak zbyt długo czekałam.Maxine Lindsay wręczyła Perry'emu Masonowi klucz do swego mieszkania.— Proszę oddać pannie Street — powiedziała.— Dziękuję państwu, wielkie dzięki.Przykro mi, że tak się wszystko potoczyło, ale ja.nie mogę dłużej zwlekać.Podała dłoń Masonowi.— Do widzenia.Prawnik zawahał się przez moment, po czym wyciągając rękę powiedział: — Do widzenia — i wysunął się z samochodu.Gdy tylko zamknął drzwi, Maxine natychmiast zapuściła motor.Kiedy światło reflektorów ześlizgnęło się z krawężnika, nie opodal zaparkowany samochód wyskoczył nagle na środek jezdni.Zza rogu wyjechał inny wóz i — szukając jak gdyby miejsca do zaparkowania — wlókł się w ślimaczym tempie, blokując nich.Maxine niecierpliwie nacisnęła klakson.Z tytu podjechał trzeci samochód z mężczyzną za kierownicą, wpadł miedzy tych dwoje i też zaczął niemiłosiernie trąbić.Samochód blokujący drogę uskoczył w bok i obydwa pozostałe wozy ruszyły z impetem, gubiąc w mroku blask czerwonych świateł.— Czy to ludzie Drake'a? — spytała Delia.— Tak — potwierdził Mason.— Co o tym myślisz?— Nie wiem, Delio.Instynkt prawnika mówi mi, że Durant gra komedię.Z drugiej strony, ten sam instynkt mi podpowiada, że ta dziewczyna stara się poprawić, ale znalazła się teraz w poważnych tarapatach.Boi się, że może kogoś zawieść i chce — przynajmniej teraz — stawić się na rozprawę w wyznaczonym czasie.— Innymi słowy, twoje myśli biegną w dwu przeciw^ nych kierunkach — uśmiechnęła się Delia.— I zmierzają do dwu różnych wniosków — uzupełnił Mason.— Dużo będzie zależało od tego, dokąd Maxine się uda i jak postąpi.— Czy myślisz, że ludzie Drake'a będą w stanie ją śledzić?— W tej liczbie — na pewno.Kłopot w tym, że może się tego domyślić.— A my? — zapytała Delia.— Pojedziemy rozejrzeć się po mieszkaniu?Mason potrząsnął głową.-— Ten klucz — zawiesił głos — to może być jakaś pułapka — chociaż nie mogę uwierzyć, że ta kobieta jest nieszczera.A przy okazji, panno Street, jesteśmy w pani okolicy, więc podejdę i odprowadzę panią do domu.— Jakże miło z pańskiej strony — odparła.— A co z moim samochodem zaparkowanym przed biurem?— W tej sytuacji — ciągnął Mason — jestem pewien, że izba skarbowa nic odrzuci naszego wniosku o zwrot kosztów za jutrzejszą służbową taksówkę.— Czy do tego czasu będziesz wiedział, gdzie Maxine spędziła noc?— Jeżeli ludzie Drake'a są choć w połowie tak inteligentni, jak myślimy, powinniśmy od czasu do czasu mieć dokładne informacje o tym, gdzie się podzicwa.Ponadto do jutra rana dowiemy się czegoś o jej przeszłości, a do popołudnia powinniśmy już dysponować małą kartoteką naszej spanikowanej Maxine Lindsay.— Czy chcesz ten klucz do jej mieszkania?— Nie żartuj.Dlaczego miałbym brać klucz do mieszkania Maxine.Dała go tobie, Delio, a twoja opieka nad kanarkiem to rzecz całkiem niewinna.W moim przypadku mogłyby być komplikacje.— Nie rozumiem?— Przypuśćmy, że gdy Maxine stanie za barierką świadka — jeśli w ogóle zjawi się w sądzie — jakiś adwokat zapyta ją pod koniec przesłuchania, jak gdyby nigdy nic: — „No cóż, panno Lindsay, czytała pani w gazetach o pozwie Otto Olneya przeciwko Collinowi Du-ranlowi?" Ona odpowie: — „Tak, czytałam." Na to adwokat: — „A czy tamtego wieczoru widziała się pani z Perrym Masonem, który przyszedł na konferencję prasową u Olneya?" Ona potwierdzi.Adwokat zrobi znaczącą minę i powie: „A czy wiedziała pani, panno Lindsay, że od tamtego czasu klucz do pani mieszkania znajdował się u Perry'ego Masona?" Po czym zrobi wymowny gest w stronę ławy przysięgłych, skłoni się, uśmiechnie i zakończy: — „Dziękuję, to wszystko, panno Lindsay, nie mam dalszych pytań."— Rozumiem — zgodziła się Delia.— W takim razie nie wypuszczam klucza z ręki.— Bardzo słusznie.Rano weź taksówkę do biura, a teraz, jeśli nie masz nic przeciwko temu, to zaparkuję na miejscu, które zwolniła Maxine i odprowadzę cię do domu.— Jesteśmy tu — obwieściła Delia — służbowo.Przyjmuję propozycję.Chciałabym jednak wiedzieć, jak mam ją traktować: służbowo czy towarzysko?— Do tej chwili byliśmy tu służbowo — wyjaśnił Mason.— Finał, czyli spacer do domu, będzie towarzyski.— Co to oznacza? — spytała Delia.— Myślę — zaśmiał się Mason — że powszechny zwyczaj nakazuje po randce pocałować dziewczynę na dobranoc.Mam rację?Dobrze, że mi pan powiedział, panie Mason — uśmiechnęła się Delia zalotnie.ROZDZIAŁ SIÓDMYNastępnego ranka, w drodze do biura, Mason zaszedł do agencji Drake'a.— Jest Paul? — spytał sekretarkę.— Właśnie telefonuje.— Wejdę — powiedział Mason.— Jest ktoś u niego?— Nie, jest sam.Odbiera telefony na prawo i lewo.Mason roześmiał się.— To chyba moja wina.Posłucham, jak narzeka.Przeszedł wąskim korytarzem mijając maleńkie pomieszczenia biurowe.Otworzył drzwi do pokoju Drake'a i usłyszał fragment rozmowy.— Dobra, Bili.Trzymaj się tego.Zbierz wszystko, co się da.Nie mszaj się stamtąd.Będziesz może potrzebował zmienników? Rozumiem.No tak, brzmi to trochę naiwnie, ale.Okay, jeśli nie siedzi bezczynnie, to tym lepiej.Drakę odłożył słuchawkę.— Cześć, Perry.Jestem na nogach całą noc — powiedział sięgając po papierosa.— Cieszę się.Nie lubisz chyba brać pieniędzy za darmo, prawda?— Ale z tego zgarnę chyba coś niecoś.Mam nadzieję, że twój klient jest nieźle nadziany.— Tym klientem jest na razie Perry Mason.Robię to na własną rękę.— Ach lak — wykrzyknął Drakę, trzymając zapaloną zapałkę.— Właśnie lak.Obstawiam się, żeby się nie dać złapać na haczyk.Co wiesz o Maxine?— Maxine zostawia za sobą ślad jak oddział kawalerii.Siedzi ją czlcrcch ludzi.— Widziałem, że wysłałeś tam cały batalion — zażartował Mason.— Rzucali się w oczy?— Gdyby się dobrze rozejrzeć, to tak.Ale odniosłem wrażenie, że Maxine była czymś tak wyprowadzona z równowagi, że nie zwracała uwagi na otoczenie.— Pewnie się nie mylisz, ale nie wiadomo, czy dziewczyna nie jest wytrawną aktorką — wahał się Drakę.— Pomknęła na północ jak nieprzytomna [ Pobierz całość w formacie PDF ]