[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wreszcie się na cośprzyda.Wymknęła się z domu tuż po drugiej w nocy, przewiesiwszy torbę przez ramię.Kogut niczego nie usłyszał.Zanim jednak przeszła sto metrów, pojawiły się za niąw ciemnościach dwa psy.Przystanęła, pogłaskała je i poczuła na twarzy ich zimnenosy. Wracajcie do domu! szepnęła rozkazującym tonem.Mogła równie dobrze mówić do okolicznych skał.Psy pobiegły za nią pościeżce nad brzeg morza, a potem towarzyszyły jej aż do portu, jakby też brałyudział w spisku.* * *Nocny prom z Neapolu przybił do przystani w Valetcie o trzeciej nad ranem.Franco Delors przeszedł szybko odprawę paszportowo-celną, zatrzymał taksówkęi zapytał kierowcę: Czy zdążę złapać w Cirkewwa prom, który odpływa o piątej rano na Gozo?229 Bez problemu odparł wesoło taksówkarz. Niech pan się tylko mocnotrzyma.* * *Juliet kupiła bilet i weszła na pokład promu razem z grupą farmerów i ryba-ków, którzy płynęli na Maltę, aby sprzedać na targu swoje towary.Pół godziny pózniej prom przybił do przystani w Cirkewwa.Juliet wysiadłajako jedna z pierwszych.Gdy schodziła po trapie, minął ją jakiś mężczyzna.Spoj-rzał na nią, nie zatrzymując się, ale po przejściu kilku metrów nagle przystanął,odwrócił się i zaczął śledzić ją wzrokiem.Szła pośpiesznie w kierunku zielonegoautobusu.Stał tak kilka sekund, nie bacząc na wchodzących po trapie pasażerów,a potem poszedł jej śladem.Zobaczył, jak wsiada do autobusu.W pobliżu zatrzy-mała się taksówka, z której wysiadło kilku rozespanych turystów.Autobus ruszyłz miejsca.Franco Delors chwycił za rękę taksówkarza i krzyknął: Dokąd kursuje ten autobus? Do Valetty usłyszał w odpowiedzi. Niech pan jedzie za nim polecił Delors, wskakując na tylne siedzenietaksówki.* * *Dotarłszy na lotnisko, Juliet wykupiła zarezerwowany bilet na samolot liniiAlitalia.Delors cały czas ją obserwował.Potem poszła do kafeterii, wypiła her-batę i zjadła grzankę z dżemem.Tymczasem Delors kupił również bilet na lot doRzymu i zatelefonował do Donatiego. Tak, to ona.Nie mam wątpliwości.Schodziła właśnie z promu, gdy jawsiadałem.Pojechałem za nią na lotnisko.Lecę tym samym samolotem.Poślij swoich ludzi na Fiumicino.Nie, nie poznała mnie.Kiedy widziałamnie w Marsylii, była odurzona heroiną.Na pewno się nie mylę.Ma twarzanioła.Trudno ją zapomnieć.Oczywiście.Samolot przylatuje o ósmej dwa-dzieścia.Będę tuż za nią.Niech twoi ludzie czekają przy wyjściu.230* * *Będąc sierotą Katrin nie miała nazwiska.Po śmierci rodziców nadano jej teżnowe imię.Widziała, jak ich zastrzelono i wskutek przeżytego szoku nie pamięta-ła nawet, jak się nazywa.Szybko jednak przystosowała się do nowego życia.Takszybko, że jako pierwsza z dziewcząt została przeznaczona do adopcji.Siostra Assunta sama ją przygotowała.Umyła jej długie jasne włosy i ubrałaKatrin w nowe dżinsy i podkoszulek.Rzeczy te pochodziły z podarowanej siero-cińcowi dużej partii odzieży z Malty.Siostra Assunta powiedziała Katrin, że poraz pierwszy w życiu popłynie statkiem do Włoch wspaniałego kraju, w któ-rym spotka swoich przybranych rodziców.Będzie miała nowy dom, zazna wielemiłości, pójdzie do dobrej szkoły, a pewnego dnia odwiedzi znowu siostry i przy-wiezie im mnóstwo pysznej włoskiej czekolady.Katrin roześmiała się i obiecała, że na pewno wróci.71W niedziele Joey i Maria mogli sobie nareszcie dłużej pospać.Wstawali okołowpół do dziesiątej, a nie jak zwykle o szóstej, jedli lekkie śniadanie, szli na mszęo jedenastej, a potem udawali się na obiad do rodziców Joeya.Tej niedzieli jednak Joey zwlókł się niechętnie z łóżka już o szóstej trzydzie-ści, gdyż jego znajomi, turyści z Anglii, odpływali promem o siódmej, uznał więc,że wypada ich pożegnać.Nie budząc Marii wsiadł do Land Rovera i pojechał doportu.Spełniwszy swój obowiązek poszedł nabrzeżem do pobliskiego baru i poprosiłJasona, znajomego barmana, o filiżankę cappuccino.Zaledwie wypił łyk kawy,Jason powiedział: Ta dziewczyna, która mieszka u twoich rodziców. Co z nią? zapytał zaniepokojony Joey. Popłynęła o świcie na Maltę. Co ty wygadujesz? powiedział Joey, podnosząc raptownie głowę. To na pewno była ona odparł Jason. Właśnie otwierałem bar i wi-działem, jak idzie na przystań.Odpłynęła promem o czwartej.Niosła na ramieniutorbę.Może bym jej i nie zauważył, ale były z nią te wasze psy. Zaśmiał się. Chciały wejść na prom i musiała je odganiać [ Pobierz całość w formacie PDF ]