[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Był więc zadowolony zrosnącej przyjaźni z pięknym i nieśmiałym Króliczkiem: tak powinnobyć aż do chwili, kiedy pozna Julię wystarczająco dobrze, żeby wyznaćjej miłość.Aż sam się przekona o jej uczuciach do niego.Byłzdecydowany spędzać z nią jak najwięcej czasu, dobrze ją traktować ipoświęcać wiele uwagi, aby ewentualnemu konkurentowi – gdyby taki się po drodze pojawił – od razu dać do zrozumienia, żeby sięodpieprzył.Julii było przykro, że nie może pójść z Rachel na zakupy, ale jużwcześniej obiecała Paulowi, że spędzą cały dzień w bibliotece.ProfesorEmerson zgodził się być promotorem jej pracy magisterskiej, więcpowinna jak najszybciej znaleźć temat.Chciała na jego seminariachwypaść jak najlepiej i olśnić go swoją propozycją, chociaż wiedziała –mając na uwadze swoje poprzednie doświadczenia – że nie uda jej sięani jedno, ani drugie.– Cześć.– Paul przywitał Julię ciepło.Natychmiast zsunął ciężkiplecak z jej ramienia i powiesił na swoim.Prawie nie czuł jego ciężaru.Dziewczyna z wdzięcznością podniosła uśmiechnięte oczy.– Dzięki, że się zgodziłeś mnie pilotować.Kiedy tu byłamostatnio, zabłądziłam.Wylądowałam w jakimś nieznanym dziale natrzecim piętrze – były w nim tylko mapy.Zadrżała.Paul się roześmiał.– To ogromna biblioteka.Pokażę ci zbiór Dantego: jest naósmym piętrze.Zabiorę cię do mojego gabinetu.Przytrzymał ciężkie drzwi i Julia, wchodząc do środka, poczułasię jak księżniczka.Paul był doskonale wychowany, ale niewykorzystywał swoich manier jako broni.Miała świadomość, żeniektórzy ludzie, których-nazwisk-nie-chciała-wymieniać, stosowali jew celu zastraszania i manipulowania jej emocjami, podczas gdy inni –jak Paul – czcili ją i sprawiali, że czuła się kimś wyjątkowym.Bardzowyjątkowym.– Masz tu gabinet? – spytała, kiedy machnęli legitymacjamistudenckimi strażnikowi siedzącemu przy windach.– Coś w tym rodzaju… – Przytrzymał drzwi windy i zaczekał, ażwejdzie pierwsza.– Moje miejsce do pracy w bibliotece jest tuż przydziale Dantego.– Czy ja… mogę się też postarać o takie miejsce?Paul się skrzywił.– Te miejsca są na wagę złota.Zdobycie takiego jest prawieniemożliwe, zwłaszcza dla tych, którzy robią magisterium z naukhumanistycznych.Wyczytał w jej oczach pytanie i pospiesznie dodał:– Ja uważam, że tacy studenci wcale nie są gorsi od tych, którzyrobią doktorat z filozofii.Ale takich miejsc do pracy nie ma wiele.Moje nie jest właściwie moje, tylko Emersona.Gdyby Paul nie pozwolił Julii nacisnąć guzika, zobaczyłby, jaktwarz jej pozieleniała, i usłyszałby głośne westchnienie.Ale niedostrzegł niczego.Kiedy dotarli na ósme piętro, cierpliwie oprowadzał ją pozbiorach Dantego, wskazując zarówno podstawowe, jak i drugorzędneźródła.Z przyjemnością patrzył, jak z miłością przesuwa ręką pogrzbietach książek, jakby pozdrawiała starych przyjaciół.– Julio, pozwolisz, że ci zadam osobiste pytanie?Stanęła w milczeniu, dotykając palcami tomu in quarto wpostrzępionej skórzanej oprawie.Głęboko wciągnęła w nozdrza jegokojący zapach i skinęła głową.– Emerson mnie prosił, żebym zabrał twoje akta od pani Jenkinsi…Odwróciła głowę, by spojrzeć mu w twarz: oczy miałanieruchome i ogromne.O, nie! – pomyślała.Uniósł ręce w geście, jakby chciał ją uspokoić.– Nie bój się, nie czytałem ich.– Cicho zachichotał.– Tak czyowak, w tych aktach nigdy nie ma niczego, co byłoby zbyt osobiste.Onnajwyraźniej chciał z nich wyjąć coś, co tam wcześniej włożył.Naprawdę zaskoczyło mnie to, co zrobił później.Julia z uniesionymi brwiami czekała, aż Paul wyrzuci to z siebie.– Zadzwonił do Grega Matthewsa, szefa wydziału Języków iLiteratury Romańskiej w Harvardzie.Zamrugała powiekami, zastanawiając się nad tym, co powiedział.– Skąd wiesz?– Akurat miałem mu podrzucić jakieś fotokopie i usłyszałemprzypadkiem, że rozmawia przez telefon.Pytał Matthewsa o ciebie.– Czemu miałby to robić?– Właśnie o to chciałem cię spytać.Emerson koniecznie chciałsię dowiedzieć, dlaczego Harvard niedostatecznie dofinansowujeswoich studentów dyplomantów.Wiesz, on jest absolwentem tegowydziału.Kiedy robił doktorat, Matthews był dziekanem.Niech to licho.Sprawdzał mnie? No chyba.Nie uwierzył, żenaprawdę dostałam się do Harvardu, dokładnie tak jak on! – pomyślała.Przymknęła oczy; musiała się chwycić ręką za regał, żeby niestracić równowagi.– Oczywiście nie wiem, co mówił Matthews.Ale słyszałemEmersona.Nie otwierając oczu, Julia czekała na nieuchronne kolejnepytanie [ Pobierz całość w formacie PDF ]