[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Ma pani talent, ogromne uczucie, indywidualizuje pani muzykę, brak tylko paniszkoły i techniki, gra pani jest intuicyjna.Boże, muszę iść, bo tam dzieci w kąpieli! Tak, tajedna fraza pyszna.Uderzyła w klawisze i powtórzyła ją kilka razy pyszna!84 O, niech mnie pani nie chwali; talentu nie mam, o tym wiem; czuję tylko, co gram. Gdyby się pani chciała uczyć, to przy tym, co pani posiada, przy swobodzie i środ-kach, zaszłaby pani daleko. Dokąd? zapytała Janka spokojnie. Na estradę, do rozgłosu, do sławy! odpowiedziała uroczyście. Znam tę gorączkę i te marzenia, paliła się we mnie, ale już wygasła. Nie pragnie pani wrócić na scenę? Nie, wystarczy mi wspominanie teatru na całe, najdłuższe życie. Jak to? wyrzekła się pani myśli o sztuce, nie pragnie pani sławy, oklasków, tego bo-skiego upojenia sztuką, tego zdenerwowania występu, tego szału, tego. wołała pate-tycznie Zaleska. Nie, niczego już z tego wszystkiego nie pragnę odpowiedziała smutnie i to uświa-domienie zabolało ją bardzo, poczuła w sercu jakąś próżnię, a w myśli zniechęcenie do ży-cia. Ach! żebyś pani wiedziała! Na popisach to nic ale po skończeniu konserwatoriumzaproszono mnie do wzięcia udziału w koncercie.Skończyłam konserwatorium ze złotymmedalem, przyniosę go pani pokazać.Panno Janino, nigdy tego koncertu nie zapomnę.Grałam szopenowskie mazurki, o, te uderzyła pierwsze takty. Nigdy tego nie zapomnę.Umierałam z rozkoszy.Dostałam bukiet i wieniec.Czy pani nic nie słyszy? zdawało misię, że Hela krzyczy.Krytyka, pokażę pani, co napisali o mojej grze.Cóż z tego? zmu-szono mnie wyjść za mąż, środków nie miałam do dalszego kształcenia, a brakowało mitylko techniki.Teraz ją mam, zdobyłam sześcioletnią pracą, czekam tylko sposobności przerwała uśmiechając się łzawo do przeszłości czy przyszłości. Zapomniała o dzieciach,o mężusiu, nawet kuzyna nie wspominała.wstrząśnięta zapałem.Miała oczy pełne łez,grzywka się jej rozwiała, podkreślenia oczu rozmazały łzy, nie pamiętała o niczym, ma-rzyła głośno o triumfach i sławie.Zniknęła jej dziecinna wesołość, oczy błyszczałyogniem, rosła jej dusza i obnażała się, pokazywała swoje wnętrze.Rzucała pioruny oczy-ma, jakby stały przed nią całe tłumy słuchaczów.Uśmiechała się omdlewająco, upojonamuzyką, którą słyszała dusza, olśniona brawami, wstrząsana dreszczem ekstazy.Janka słuchała i patrzyła, ale ten chłód i próżnia, jakie poczuła we własnym sercu, prze-szkadzały jej odczuwać zachwyty i uniesienia Zaleskiej.Wydawała się jej wysoce śmiesz-na, z trudem powstrzymywała uśmiech litości.Miała ochotę przerwać jej brutalnie jakąuwagą ostrą, ale żal się jej zrobiło i słuchała tych nieskończonych wynurzeń coraz niecier-pliwiej. Laboga, pani! tam dzieci cosik krzyczą! zawołała Janowa wpadając do pokoju.Zaleska zatrzymała się na środku pokoju, zbladła, zaczęła spoglądać naokoło błędnymwzrokiem, pózniej spuściła oczy.Mówiła coś bez związku, kręciła się w kółko, jakby na-gle straciła przytomność, nie wiedziała co zrobić ze sobą, wreszcie łzy strumieniem popły-nęły z jej oczu, zakryła twarz rękoma i uciekła.Po kilku minutach przysłała Rocha z heliotropowym liścikiem, prosiła o paski czystegopłótna na bandaż i trochę maści diachilowej.Janka posłała i zaraz sama poszła odwiedzićją, ale przede drzwiami usłyszała podniesiony głos mężusia: Co to jest! Włóczysz się po sąsiadach! Psiakrew, żeby dzieci zostawiać same w ką-pieli, potopiłyby się jak szczenięta, a ona tam rajcuje z tą komediantką.Dosyć już tego.Człowiek nie może spać, nie może jeść, obiadu nigdy na czas nie ma, a ja muszę dziecipilnować, bo żonusi podoba się chodzić z wizytami, a wszystko zostawiać na Bożej opiece.85 Henryczku! mój najdroższy, mój jedyny, wybiegłam tylko na chwileczkę, bo miałampilny interes. Siedzieć w domu i pilnować domu.Wszystko idzie do góry nogami.Trzeba ci byłowziąć ze dwadzieścia tysięcy posagu, to mogłabyś robić, co by ci się podobało, miałby ciękto wyręczyć, byłoby za co.Janka cofnęła się, nie chciała więcej słyszeć, wystarczyło jej odgłosów małżeńskiegoszczęścia.Zamknęła nawet drzwi od saloniku, bo przez cienką ścianę przenikał krzykliwygłos Henia, odgłos rozbijanych sprzętów i płaczliwy, pokorny, błagający głosik żonusi.Do niedzieli, to jest przez całe trzy dni, nie widziała Zaleskiej; przysłała ona tylko kilkapachnących bilecików z zapytaniem o zdrowie i w przypiskach skarżyła się domyślnikamii wykrzyknikami na los i życie.Wieczorem grywała po dwie godziny dłużej niż dawniej. W niedzielę przyjedzie Głogowski! powtarzała sobie Janka ustawicznie.86XIINareszcie nadeszła niedziela, tak wyglądana przez Jankę.Denerwowało ją oczekiwanieGłogowskiego, bo się jej zdawało, że z jego przyjazdem jej położenie zmienić się musi, żeon przywiezie z sobą coś takiego, czego pragnęła w marzeniach, jakieś niedosnute dobro,oczekiwane z gorączką od chwili przeczytania listu [ Pobierz całość w formacie PDF ]