RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale, doj-rzawszy moje niedowierzanie, dodał cynicznie: Sam dawniej brałem strawne56 za takie spacery.Wychodziłem się niemało! Byłem z bohomolcami w Poczajowie i w Aawrze Kijowskiej, i w Leśnej, i w Radecznicy  wszę-dzie, gdzie mi kazali.Leciałem z ochotą, bo wyżerka po monasterach57 była za darmo i go-rzałki, wiele tylko dusza chrześcijańska wstrzymała.Ale teraz zmądrzeli, już pieniędzy niedają, to i bohomolców z naszych stron coraz mniej. To wyście prawosławni? Przecież każdemu są miłe własne kości.Napatrzyłem się przy zniesieniu unii tyle, że miwystarczy do sądnego dnia.Widziałem, panie, jak całe wsie pławiły się pod batami we krwi;widziałem, jak marli ludzie pod pratulińskim kościołem; widziałem, jak setkami wlekli dowięzień i wyganiali we świat.Przecież i moja wieś się opierała i brała nahaje, to i ja brałemswoją część i wraz z drugimi poszedłem do więzienia.Młody jeszcze bytem, skórę miałem55 bohomolie  z ukr.Modlitwy do Boga.56brałem strawne  brałem pieniądze, wynagrodzenie.57po monasterach  po klasztorach w kościele wschodnim.47 łaskotliwą i, mówiąc naprawdę, to mi pod batami tak już obmierzły wszystkie wiary, że, jak-by mi byli kazali zostać %7łydem, to byłbym tak samo został, jak i prawosławnym.Nie mojagłowa wybierać, co lepsze.Opierałem się tylko dla matki, bo mnie wciąż zaklinała nawszystkie świętości.Popędzili mnie do Białej.Siedziałem ze trzy miesiące.Z początku byłomi niezgorzej: jeść dawali, było ciepło i roboty żadnej.Alem się wciąż opierał i mówiłem: niei nie! Przesadzili mnie na osobność i dali funt58 chleba na dzień.Wytrzymałem.Cóż tam głóddla chłopa: rodzona matka, nie macocha! Ale w końcu wzięli się na sposób i zaczęli mnieżywić kaszą ze starem sadłem.Tego, panie, nie mogłem już przetrzymać.W piekle bym wy-trzymał, ale tej kaszy nie poradziłem! Po tygodniu zgodziłem się na wszystko, co tylkochcieli.Aże mnie mgli na samo przypomnienie.Na stare sadło złowili sobie duszę.Gruchnął takim złym i cynicznym śmiechem, aż mnie przeszedł zimny dreszcz.Spojrza-łem na niego z pewną przykrością i żalem. A pózniej przejrzałem wszystko na wylot i teraz wiem, że jedni i drudzy tak samo diabławarci!  zaczął gniewnie i opryskliwie. Każdy chłopa ciągnie na swoją stronę, bo każdytylko z chłopa żyje.Może nieprawda?Nie odpowiedziałem.Milczał czas jakiś, konie popędzał i znowu się odwrócił do mnie: %7łeby się im nie przytrafiło, jak tym babom, co się kłóciły o psa i dalejże go sobie wy-dzierać, aż się psu sprzykrzyła ta zabawa jego skórą.i pogryzł obie.VI.Nie pamiętam już, gdzie zauważyłem po raz pierwszy krzyż, postawiony w czystem polu,ale pamiętam, że stał samotnie wśród zbóż rozkołysanych i otwierał białe ramiona, jakbychcąc przygarnąć w miłosiernym uścisku pocieszenia całą tę ziemię nieszczęsną.Myślałem,że to mogiła samobójcy, lecz pózniej, w dalszej wędrówce po Chełmszczyznie, zobaczyłemjeszcze więcej takich samotnie stojących krzyżów; dzwigały się po miedzach, w lasach, wgłuchych pustkach i nad rzekami, w gęstwinach wiklin i olch, a zawsze z dala od ludzkichsiedzib i dróg wszelakich.Dziwiło mnie głównie to, że wszystkie były nowe i jakby w jednym czasie postawione, aletak się złożyło, iż dopiero w okolicach Chełma spytałem się o ich znaczenie.Chłop, który mnie wiózł, spochmurniał nagle, rozejrzał się nieufnie, chociaż jechaliśmypustą drogą, i odrzekł cicho: To mogiły  najoporniejszych.Wieczny odpoczynek daj im, Panie!Westchnął i jakby się pogrążył w smutne rozpamiętywania.Nie śmiałem przerywać mo-dlitewnego nastroju i milczenia.58funt  jednostka wagi równa od 350g do 560g.48 Upał tego dnia byt nie do wytrzymania.Niebo wisiało białawą, rozpaloną blachą, i słońcelało takim warem, że konie ledwie się już wlokły, a rozprażona cisza pól ogarniała niezmożo-ną sennością.Cały świat omdlewał w słonecznej pożodze.Kłosy zbóż ciężko zwisały naddrogami; samotne drzewa, opłynięte białawym, rozedrganym skwarem, stały podobne dopłomienistych wybuchów; nawet cienie leżały pokurczone, niby liście powiędło z żaru.Roz-żarzone, migotliwe światło wyżerało oczy, kurz zapierał piersi, oddychało się duszącą spie-kotą, parzyła ziemia, parzyło powietrze, parzyło wszystko.Drogi leżały puste i wyschnięte,na polach nie ujrzał ani żywej duszy: lipcowe popołudnie spędziło wszystkich pod strzechy.Zamilkły ptaki, nawet skowronki nie dzwoniły, a tylko czasem przeleciała nisko nad ziemiąwrona z rozziajanym dziobem, gdzieś w żytnich puszczach zawołała przepiórka, lub furknęłymłode kuropatwy. Daleko jeszcze mamy do Chełma?Nie mogłem już znieść milczenia. Niedaleko!  ocknął się prawdopodobnie. Zdążymy ze słońcem.Na szczęście wjeżdżaliśmy w jakiś las gęsto podszyty i w rowie zalśniła woda, do którejkonie same skwapliwie skręciły. A może byśmy przeczekali upał?  proponowałem, ledwie już żywy. Dobrze.Konie wytchną i człowiek rozprostuje gnaty.Bór nas skrył cieniem i chłodem, z głębin biły wilgotnawe powiewy, przesycone żywicą isłoneczną zgnilizną.Wyciągnąłem się na trawie z rozkoszą.Chłop rzucił koniom siana, usiadłprzy mnie, fajkę zapalił i zaczął mówić szeptem, jakby do siebie: Tam leżą tacy, którzy nawet po śmierci jeszcze  uporstwują.Tak, panie  ożywił sięnagle i podniósł głos. Przez te straszne lata to człowiek musiał się obywać bez chrztów, bezkościoła i bez ślubów, a jak umierał, to i bez chrześcijańskiego pogrzebu.Nie było wolno sięnam rodzić, ani umierać.A kto nie chciał iść do grobu w asyście popa i strażników, tego sięgrzebało po kryjomu, nocami, a często i w niepoświęcanej ziemi, jak zapowietrzonego59.Sy-pały się potem na nas kary, sypały.Człowiek przecież nie mógł przepaść bez śladu, trzebabyło zrobić w kancelarii akt zejścia, to pisarz zaraz pytał:  Gdzie nieboszczyk pochowany? W ziemi. Ale który pop go chował i w jakiej parafii?  W ziemi.Przecież cały świat jednaBoża parafia. Często, gęsto oberwało się przy tem pięścią, ale człowiek musiał powtarzaćtylko to jedno: W ziemi.Bo i prawdę powtarzał.Strażnicy potem latali, jak wściekli, wyszu-kując trupa po cmentarzach, a znalezli, to pochowali po raz drugi, ale po swojemu.I mniespotkało takie nieszczęście.Straciłem był chłopca.Miał już na piąty rok.Zmarnował się nakrosty.Pochowałem go, jak się wszystkich naszych chowało, w głuchą noc i kryjomo; a cho-ciaż mogiłkę zrównałem z ziemią i założyłem darnią, strażnicy ją wywąchali, rozkopali grób i59jak zapowietrzonego  jak osobę cierpiącą na chorobę zakazną (dżumę) [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl