RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Wielmożny sąd sam obaczy, czyje ono; o, ten ci sarn nos kiej kartofel, te same bure ślepie ikaprawe.Kropla w kroplę nikt jenszy, jeno Boryna!.- wołała.Ale już i sąd nie mógł powstrzymać się od śmiechu, a naród aż huczał z uciechy, przyglądali siędziecku, to Borynie i raz w raz ktoś powiedział:- To ci pannica, kiej ten pies odarty ze skóry!- Boryna wdowiec, ożeniłby się z nią, a chłopak zdałby się do pasionki.- Lenieje ci ona kiej krowa na zwiesnę.- A urodna! jeno grochowinami przytrząść i w proso wsadzić - wszystkie gapy uciekną.- Już i tak psy uciekają, kiej Jewusia bez wieś idzie!. - A gębusię ci ma kiej pomyjami wymalowaną.- Bo gospodarna, raz w rok się myje, coby na mydło nie wydawać.- %7łydom w piecach pali, czasu nie ma, to i nie dziwota!Dogadywali coraz złośliwiej i okrutniej, a ona zmilkła i nieprzytomnymi oczami psa zgonionego patrzyłapo ludziach i ważyła coś w sobie.- Cichojta! To grzych tak się naśmiewać nad biedotą! - krzyknęła Dominikowa tak mocno, aż pomilkli, ijaki taki drapał się po łbie ze wstydu.Sprawa skończyła się na niczym.Boryna poczuł niezmierną ulgę, bo chociaż nie był winien, ale zawżdy bojał się ludzkiego obmówiska,no i tego że przysądzić mogą, by płacił - bo prawo juści jest ci takie, że nikiej nie wiada, kogo za łebchyci, winowatego czy sprawiedliwego.Bywało już tak nie raz, nie dwa, nie dziesięć.bywało.Wyszedł zaraz ze sądu i czekając na Dominikową, jął.medytować i rozważać w sobie całą tę sprawę.Nie mógt zrozumieć, po co i dlaczego skarżyła.- Ni, to nie jej rozum i głowa, to jenszy, ktoś drugi przez nią sięga, ale kto?:.Poszli z Dominikową i z Szymkiem do karczmy napić się i przegryzć coś niecoś, bo było już dobrze popołudniu, i chociaż mu Dominikowa napomykała z lekka, że cała ta Jewczyna sprawa to musi byćrobota kowala, zięcia jego, nie mógł uwierzyć.- Co by mu z tego przyszło?- Tyla, żeby was pokłyznić a podać na pośmiewisko i umartwienie.Drugi człowiek jest taki, że zjenszego la samej uciechy pasy by darł.- Dziwno mi tej zawziętości Jewczynej! Bom nie ukrzywdził w niczym, a jeszczem za chrzest tego jejbękarta dał dobrodziejowi worek owsa.- Służy ona u młynarza, a ten w kompanii z kowa1em chodzi.: miarkujecie?!.- Miarkuję, ino że nic rozeznać nie mogę! Napijwa się jeszcze!- Bóg zapłać, pijcie przódzi, Macieju!Napili się raz i drugi, zjedli drugi funt kiełbasy z półbochenkiem chleba, stary kupił rządek bułek dla Józii zabierali się do powrotu.- Siadajcie, Dominikowa, ze mną, ckno samemu, pogwarzym.- A dobrze, ino skoczę jeszcze do klasztoru zmówic pacierz.Poszła, ale w dobre dwa pacierze już była z powrotem, i zaraz pojechali.Szymek wlókł się za nimi wolno, bo w jedną szkapę i piachy były srogie, ale rozebrało go nieco, że tonie był zwyczajny picia i oszołomiony sądem, to się ino kiwał sennie w półkoszkach i raz w razprzecykając zdzierał czapkę ze łba, żegnał się nabożnie i wpatrzony nieprzytomnie w ogon szkapy,jakoby w dziedzicową twarz na sądzie, mamrotał: ".Zwinia matczyna, biała cała, a ino kiele ogonaczarną łatę miała."Słońce się już było przetaczało ku zachodowi, gdy wjechali w las.Mało wiele pogadywali, choć siedzieli w podle siebie na przednim siedzeniu. Czasem któreś zagadnęło jakimś słowem, że to nieobycznie siedzieć jak te mruki, ale ino tyla tegobyło, żeby śpik nie morzył i język nie zasechł.Boryna poganiał zróbkę, bo wolniła, że to już do pół boków spotniała z umęczenia i gorąca, czasempogwizdał a milczał, i coś żuł, coś ważył w sobie, coś kalkulował i często a niewidnie poglądał na starą,na jej suchą kieby z blichowanego wosku twarz, całą w podłużnych bruzdach zastygłą - poruszałabezzębnymi wargami, jakby się modliła po cichu; czasem pociągała czerwoną zapaskę barzej na czoło,bo słońce świeciło prosto w oczy, i siedziała nieruchomo, ino jej bure oczy gorzały.- Wykopaliście ta już, co? - zagadnął wreszcie.- A juści.Obrodziły latoś niezgorzej.- Przychować będzie wama łacniej.- Wsadziłam też wieprzka do karmika, bo w zapusty może się zdać.- Pewnie, pewnie.mówiły, że Walek Rafałów przysyłał z wódką?.- Nie on jeden, nie.ale po próżnicy ino grosz tracą.nie la takich Jaguś moja, nie.Podniosła głowę i jastrzębimi oczami wpiła się w niego, ale Boryna, że człek był w latach, nie wicherżaden, to twarz pokazał zimną i spokojną nie do rozeznania: Długo nie rzekli ni słowa, jakby się tąniemotą mocując ze sobą [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl