[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jakby w odpowiedzi wydało mu się, że poczuł za plecami anioła ogrzewającego go na wietrze.Teraz nie miał żadnych wątpliwości: tu w górze, pośród stuku, szczęku i zgrzytu, pnąc się ku chmurom, czuł się wesół jak rozśpiewane dziecko.“Nie wiedziałem, że jeszcze potrafię być taki szczęśliwy!" Stał na deskach w podmuchach wiatru i pozwalał, by to uczucie szczęścia koiło panujący w jego głowie zamęt.Przyglądał się uważnie pasom i skrawkom uprawnej ziemi i kopulastym wzgórzom pnącym się ku falistej linii lasu na horyzoncie, miękkim, ciepłym i gładkim jak młode ciało.Osunął się ciężko na kolana, przymknął oczy i przeżegnawszy się zatonął w modlitwie.“Nawet tu, w Twoje rejony, przynoszę z sobą całą moją niegodziwość.Bo świat jest inny.Zaludniają go gromady beznosych ludzi szczerzących zęby, wszędzie widać szubienice, domy rozpusty, pijaków w rynsztokach, krew przy porodach nie przestaje płynąć, pot w oranych bruzdach nie wysycha.Nie ma tam jednej dobrej rzeczy, prócz tej dużej budowli, arki, schronienia, statku mogącego pomieścić tych wszystkich ludzi, który teraz otrzymuje maszt.Wybacz mi!" Otworzył oczy i wstał, usiłując odnaleźć swój radosny nastrój, spoglądając w górę, gdzie wznosić się będzie pozostała część wieży i wieżyca na niepojętej dla wyobraźni wysokości.Unosił się tam na skrzydłach duży ptak, a on powiedział głośno, wspominając świętego Jana:- To orzeł.Niemowa, który rzeźbił właśnie usta, popatrzył także w górę, i z uśmiechem potrząsnął głową.Jocelin podszedł, nachylił się nad nim i targnął jego kędzierzawą czuprynę.- Mnie się wydaje, że to orzeł.Ale młody pogrążył się znów w pracy.Na najbliższym skraju zbocza pojawiły się jakieś bryły i wzniesienia, jakby czarodziejskim sposobem wyrosły tam krzaki.W jego oczach uniosły się w górę i okazało się, że to ludzie.Inne bryły za nim zmieniły się w konie, źrebne oślice z koszami na grzbietach, cały sznur objuczonych towarem podróżnych.Szli od majaczącego niebieskawo w dali pasma wzgórz.Schodzili w dół ku niemu, ku wieży, katedrze, miastu.Nie poszli na zachód, lecz okrążyli Zimny Port, by przeciąć głęboki rów pożłobiony przez całe pokolenia kopyt.Oszczędzali czas, a może własny trud.W jasnowidzącym błysku ujrzał, jak inne stopy żłobić będą swój ślad prosto ku miastu, zrozumiał, że wieża wyciska piętno na krajobrazie, zmieniając go, górując nad nim, narzucając okolicy pewien charakter, tam wszędzie, gdzie widać tę wieżę, przez samą siłę swego istnienia.Rozejrzał się wkoło i ujrzał, jak prawdziwa jest jego wizja.Widać już było nowe drogi i grupki ludzi zdążających z uporem przez chaszcze i wrzosowiska.Okolica przybierała posłusznie nową postać.Niebawem, gdy wystrzeli nad nią ta wysoka wieża, miasto będzie leżało jak piasta pośrodku zaplanowanego koła.Ulica Nowa, Nowa Gospoda, Nowa Przystań, Nowy Most.A teraz nowe drogi, którymi iść będą nowi ludzie.,,Myślałem, że to będzie proste.Myślałem, że wieża uzupełni Biblię w kamieniu, stanie się kamienną Apokalipsą.W najśmielszej fantazji nie wyobrażałem sobie, że na każdym następnym jej poziomie objawiać się będzie jakaś nowa nauka, nowa moc.Nie mógł mi też tego nikt powiedzieć.Musiałem budować z wiarą, wbrew odmiennym radom.To jedyna droga.Ale gdy tak się buduje, ludzie tępieją jak marne dłuto lub odpadają jak głowica topora.Byłem zanadto pochłonięty moją wizją, by nad tym się zastanawiać; ona mi wystarczała".Popatrzył w dół na malutki prostokąt królestwa Pangalla, gdzie kamiennych stosów było już dużo mniej.Widział też niewielki kwadrat krużganków.Mógł nawet dojrzeć białe pionki warcabów pozostawione na parapecie arkady przez małych ministrantów.Obrzucił wzrokiem domy stojące wokół katedry.Ponad czerwonymi dachami widział jak na dłoni podwórza na tyłach domostw, a na nich krowy i świnie, które wyglądały jak małe cętki.Obserwował, jak jakiś starzec wchodzi ciężkim krokiem do ustępu i czując się wśród jego ścian bezpieczny, zostawia drzwi szeroko otwarte.O trzy domy dalej kobieta, drobna plamka bieli i duża plama brązu, wybierała się na wędrówkę od domu do domu.Trzymała dwa drewniane wiadra, a nosidła leżały obok pod ścianą [ Pobierz całość w formacie PDF ]