[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Podeszła do następnego kufra.Było w niej więcej ubrań niż w po-przedniej, ale mniej wytwornych, poza tym sporo drobnych, dekora-cyjnych przedmiotów z porcelany i szkła, a także innych osobistychrzeczy, być może mających uczuciowe znaczenie dla kobiety, do którejnależały.Trzeci kufer zaskoczył ją najbardziej.Przyjrzała się temu, co w nimleżało, z melancholią i zarazem ze zdumieniem.Były tam jej rzeczy, garderoba tak starannie wybierana tamtego roku,którą nosiła w parku i w salonie, porządnie poskładana.Wśród niejznalazła też suknie nigdy przez nią nie noszone, zamówione ukrawcowych na debiut młodej kobiety w bardzo szczególnym to-warzystwie.Przypomniała sobie, jak uważnie przyglądała się rycinom w żur-nalachmód i wybierała tkaniny u kupców bławatnych.Wyciągnęła suknię, któraniegdyś była jej ulubioną, strój do obiadu.Podczas ostatniej przymiarkiwyobrażała sobie, że wystąpi w niej na przyjęciu jako żona Anthony'ego,a wszystkie twarze wokół niej, prócz jego twarzy, zleją się w bezkształtnąplamę.Jakiś szmer wyrwał ją z tych wspomnień.Spojrzała ku drzwiom.Stał tampan Albrighton, z dłonią na klamce.Wszedł do środka, a jego wzrok szybko prześliznął się po tym, co w nimstało.- A więc to jest składzik? Myślałem, że chce pani wynająć ten pokójinnemu lokatorowi lub umieścić tu kolejnych służących.Złożyła suknię, gładząc powierzchnię atłasu końcami palców.- Był już najwyższy czas, żebym zobaczyła, co się znajduje za tymidrzwiami.Spodziewałam się jednego kufra lub dwóch, ale nigdy niesądziłam, że znajdę tutaj to wszystko - odparła, wskazując na oddalonykąt, którego nie było widać, kiedy tu przelotnie zajrzała.Jonathan stanął przy niej i spojrzał na suknię.Widziała, jak przygląda sięuważnie atłasowi, który gładziła.- To są moje rzeczy - powiedziała, choć nie musiała tego wyjaśniać.- Niebyło ich w tamtym domu, sądziłam więc, że matka je sprzedała lub oddałakomuś.- Co za niezwykły płowy kolor.Niczym sierść najjaśniejszej łani.Określiłgo precyzyjniej i lepiej, niż by ona sama zdołała.- To jedna ze skromniejszych sukni, w której można pokazać siępublicznie.- A czy są jakieś inne?- O, tak.Nie miałam przecież zostać panną młodą.Wiedziałam o tym, ajednak ciągle łudziłam się, że może będzie inaczej.Jak pan zresztą wie.Aagodny uśmiech przypomniał jej tamto okrutne rozczarowanie.Spojrzała w jego głęboko osadzone oczy.Zatonęła w nich na długąchwilę.- O, na przykład ta.- Odwróciła od niego wzrok, wyciągnęła z kufrajedwabną suknię w kolorze różowego geranium i rozłożyła ją.- Zmiały kolor, ale elegancki i nie ma w nim nic skandalizującego.Ajednak.- Celia uniosła suknię tak, że widać było teraz jej dekolt.- Górajest z samej koronki.Tylko głupiec mógłby nie odgadnąć, jaka przyszłośćczeka właścicielkę takiej sukni, której matka kupiła coś takiego.Jak panmyśli?- Myślę, że myli się pani, uważając koronkę za coś niestosownego,niezależnie od tego, jakie życie wiodłaby właścicielka tego stroju.Niewszyscy mężowie traktują swoje żony jak spłonione rumieńcem wstydudozgonne dziewice.Zaśmiała się i odłożyła suknię.- Może więc dam ją Verity albo Audriannie.Mam powody sądzić, żeżaden z ich mężów nie byłby nią zaszokowany.- Hawkeswell i Summerhays? Zapewniam panią, że ani jeden, ani drugi.Podniosła się z klęczek, żeby zajrzeć głębiej do kufra.- Każdej dam po jednej.Na pewno znajdzie się tu druga, podobna.Pan Albrighton przyklęknął na jednym kolanie obok niej i wyciągnąłręce, tak żeby mogła kłaść luksusowe tkaniny na nich, a nie na podłodze.Spiętrzyły się w stos sięgający aż pod jego brodę, nim znalazłaperłowoszarą suknię, której szukała.Wstrząsnęła nią lekko, chcąc sięprzyjrzeć bardzo wyciętemu dekoltowi i bardzo przezroczystemustanikowi.- W tej byłoby, jak sądzę, do twarzy Verity - powiedziała.- Nie uważapan?- Wolałbym sobie nie wyobrażać lady Hawkeswell w tym stroju.Toniestosowne.- Mógłby pan przynajmniej przyznać, że w tym kolorze byłoby jej dotwarzy.- Ja uważam, że nadawałaby się bardziej dla pani.Spojrzała na niego izobaczyła w jego oczach siebie samą w tejsukni, na tle jedwabnych poduszek i zasłon, a także wysokiego, ta-jemniczego bruneta, podziwiającego stworzoną przez nią erotycznąscenerię.Twarz zaczęła ją piec, zresztą nie tylko twarz.Skupiła się na tym, żebydokładnie złożyć suknię.Znów pojawiło się między nimi pełnewyczekiwania napięcie.Sięgała już po stos ubrań złożonych na jego rękach, gdy coś jeszcze wkufrze zwróciło jej uwagę.Pod pelisą z szaroniebieskiej wełny odkryłatekę leżącą na samym dnie.Otworzyła ją.- To jej malunki i rysunki - powiedziała.- Jaka gruba! Pewnie zawierawszystkie prace przez nią wykonane.Nachylił się nad Celią zaciekawiony, przez co znalezli się bliżej siebie.Tak blisko, że poczuła zapach jego mydła i dostrzegła, jak długie marzęsy.Serce zabiło jej mocniej i poczuła, że gotowa się zacząć jąkaćniczym uczennica.Wzięła od niego stos sukien i pospiesznie włożyła je z powrotem dokufra.Spojrzała na resztę rzeczy w pokoju, usiłując nie myśleć o tym, żeon nadal klęczy na jednym kolanie, stanowczo zbyt blisko niej.Wy-obraziła sobie, jak dotyka jej ponownie, jak ją całuje po raz drugi i.Co za myśli! A w dodatku jakie głupie.On nie był dla niej ani ona dlaniego, a przynajmniej nie w żaden godny szacunku sposób.A jednak jejciało nie dbało o to za bardzo, myśli zaś nie były zbyt przyzwoite, bowyraznie przypomniała sobie pewne nauki matki.Niektóre z nich po razpierwszy w życiu wydały się jej pociągające [ Pobierz całość w formacie PDF ]