[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Szczególnie, że nie opanował do końca sztuki władania mieczem ani strzelania z łuku.Lepiej pójdę z nimi i poduczę go jeszcze.Był też z nimi żołnierz Isgrimnura, smukły Sludig, ubrany - jak większość Erkynlandczyków - w futra i spiczasty hełm.Pozostali mieli miecze, on zaś wsunął za pas dwa wyszczerbione topory.Uśmiechnął się pogodnie do Simona, spodziewając się pytań.- Czasem jeden utknie w czaszce albo żebrach - wyjaśnił.Posługiwał się swobodnie językiem Westerling z niewielkim tylko obcym akcentem.-Dlatego dobrze jest mieć pod ręką drugi, dopóki nie wyciągniesz tamtego.Simon skinął głową, starając się odpowiedzieć uśmiechem.- Znowu się spotykamy, Simonie.- Sludig wyciągnął twardą dłoń.- Znowu?- Spotkaliśmy się już w klasztorze świętego Hoderunda - roześmiał się Sludig.- Tylko że wtedy spędziłeś całą podróż tyłkiem do góry na siodle Einskaldira.Mam nadzieję, że znasz jeszcze inne sposoby dosiadania konia.Simon zarumienił się, uścisnął dłoń Sludiga i odwrócił się szybko.- Niewiele znaleźliśmy, co mogłoby wam pomóc w drodze - powiedział z żalem w głosie Jarnauga do Binabika.- Jeśli chodzi o wyprawę Colmunda, to zakonnicy ograniczyli się w swych księgach tylko do wymienienia pozycji stanowiących ekwipunek podróżnych.Pewnie uważali go za szaleńca.- Zdaje się, że mieli rację - zauważył troll.Polerował kościaną rękojeść noża, który wyrzeźbił, aby uzupełnić swoje wyposażenie.- Lecz znaleźliśmy jedno - powiedział Strangyeard.Włosy miał mocno zwichrzone, a opaskę na oku zsuniętą nieco na bok, jakby spędził całą noc na studiowaniu ksiąg, co w rzeczywistości było prawdą.- Klasztorny księgowy zapisał: „Baron nie wie, jak długo potrwa podróż do Drzewa Wierszopisa".- Nic mi to nie mówi - stwierdził Josua.- Prawdopodobnie duchowny przekręcił nazwę albo otrzymał ją z drugiej ręki.ale zawsze to coś.Może przyda się, kiedy będziecie szukali na górze Urmsheim.- Może jest to jakieś miasteczko po drodze albo wioska u stóp góry? -powiedział zamyślony Jarnauga.- Może - odparł Binabik sceptycznie - lecz, o ile wiem, nie ma niczego między ruinami klasztoru a górami; niczego poza lodem, drzewami i skałami, ma się rozumieć.Tego tam nie brakuje.Kiedy się pożegnali, Simon usłyszał głos Sangfugola dobiegający z tylnego pokoju, gdzie śpiewał dla lady Vorzhevy.Czy mam odejśćW chłód zimy?Czy do domu powrócić?Cokolwiek powiesz, tak będzie.Simon podniósł swój kołczan i po raz kolejny sprawdził, czy jest w nim jego Biała Strzała.W pewnym momencie odniósł wrażenie, że znajduje się w jakimś przedziwnym śnie; zdał sobie sprawę, że znowu wyrusza w podróż i znowu nie jest pewien, dlaczego.Tak szybko upłynął mu czas spędzony w Naglimund.Teraz było już po wszystkim, przynajmniej na jakiś czas.Dotykając niebieskiego szalika, który zawiązał wokół szyi, zrozumiał, że być może nie zobaczy już nigdy obecnych w tym pokoju mieszkańców Naglimund.Sangfugola, starego Towsera, Miriamele.Wydało mu się, że jego serce przestało bić na chwilę; wyciągnął rękę, żeby się o coś oprzeć, i wtedy poczuł, że czyjaś silna dłoń chwyta go za łokieć.- No, chłopcze - powiedział Haestan.- Nie dość, że nie nauczyłeś się jeszcze posługiwać mieczem i łukiem, to na dodatek będziemy musieli wsadzić cię na konia.- Na konia? - powtórzył Simon.- To dobrze, polubię jazdę konną.- Nie, nie polubisz - uśmiechnął się Haestan.- Nie kiedy będziesz siedział na nim przez dwa miesiące.Josua zamienił z każdym parę słów, a potem wszyscy uściskali się gorąco.Wkrótce znaleźli się na ciemnym i zimnym dziedzińcu, gdzie czekała na nich Qantaqa i siedem parujących wierzchowców, z których dwa przeznaczone były na ciężkie bagaże.Jeśli nawet księżyc był gdzieś na niebie, to, niczym kot, skrył się w fałdach chmurnego koca [ Pobierz całość w formacie PDF ]