[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Gdzie to jest?Dziewczyna zauwa\yła, \e dr\ały mi ręce, ale powstrzymała się odkomentarza.Wskazała palcem na mapie: To tutaj, za Bulle.Chwyciłem pióro i zakreśliłem kółkiem nazwę miasteczka. Jak poznam ten domek? Bardzo łatwo. Wzięła ode mnie pióro i narysowała trasę.Pojedzie pan w kierunku Spiez.W Wessenburgu skręci pan na lewo.VillaParcossola zaznaczona na zboczu góry Gantrish.Parcossola tonazwisko architekta, który zaprojektował ten dom.Jest znany w tymregionie.Wydawała się dobrze poinformowana.Przez sekundę pomyślałem się,czy nie spotyka się z Beltreinem w weekendy.Zwie\ość jej oddechu, któryzawdzięczała pastylkom tic-taca, podziałała na moje zmysły. Przyjedzie pan jeszcze raz?A w moim mózgu szalki wagi wcią\ przechylały się to na jedną, to nadrugą stronę.Czy Beltrein jest, czy nie jest zabójcą? Tym razem to naprawdę mała szansa.*Centre Hospitalier Universitaire Vaudois szpital akademicki uniwersytetuYaudois.547 Ostatnim razem te\ tak pan mówił. To prawda.Insz Allah!Opuściłem szpital szybkim krokiem.Zlany zimnym potem, cię\kooddychając.Jechałem ponownie wzdłu\ jeziora, odnajdując ten sam pejza\ jak przypierwszej mojej bytności.Dalekie światła na zboczach wzgórzpobłyskiwały łagodnie niczym rozsypane iskry.W Vevey skręciłem na Bulle, na autostradę E27, potem zjechałem z tejdrogi szybkiego ruchu i zacząłem jechać w górę w kierunku Spiez.Podrodze minąłem przełęcz Simplon.Wydawało się, \e pościg w tunelachmiał miejsce całe wieki temu.Wessenburg.Julie Deleuze mówiła prawdę kierunkowskaz pokazywał drogę doVilla Parcossola.Zostawiłem za sobą czysty asfalt i wjechałem naośnie\oną drogę.Pejza\ zmienił się.Coraz gęściej rosnące sosny, corazczarniejsze.Niebieskawe zaspy śnie\ne, szare zachmurzone niebo ponaddrzewami.Kolejna tablica wskazywała drogę pokrytą jasnym \wirem.Biała smugaprzecinająca ciemny las.Wjechałem między iglaste drzewa.Minąłemtransformator.Szare ściany wynurzające się z leśnej gęstwiny.Za zakrętem drzewa przerzedziły się, odsłaniając widok na willę.Zbudowana na kilku betonowych tarasach stała okrakiem nadwodospadem.Wyłączyłem reflektory.W świetle księ\yca przypominałasłynną budowlę Franka Lloyda Wrighta, Kaskadę, zaprojektowaną wedługtego samego pomysłu.Zatrzymałem się w wyznaczonym dla samochodów miejscu.Naparkingu było pusto.Wziąłem latarkę, gumowe rękawiczki i wysiadłem zauta.Ruszyłem w kierunku rezydencji, nie wychodząc z cienia.Szum potokugłuszył odgłos moich kroków na \wirze.Przyjrzałem się dobrze teraz widocznej willi.Betonowe balkony naka\dym poziomie pięły się coraz wy\ej nad potokiem, będąc wyzwaniemdla praw fizyki.Front domu tworzył przeciwwagę dla jego masywnegotyłu.We wszystkich oknach było ciemno.Na lewo dwie kanciastekolumny pod wąskim, oszklonym holem.Odbijające się w szybachsrebrzyste strumienie i czarne sosny tworzyły wra\enie, \e znajdują sięwewnątrz domu.Gdy podszedłem trochę bli\ej, dostrzegłem przez oszklone drzwi palącesię światło przesłonięte przez rolety.Czy był tam Beltrein?548pod tarasami znalazłem wąskie przejście nad potokiem.Rozbryzgi wodysiekły mnie po twarzy.Szedłem pod głównym korpusem budynku.Na końcu kładki byłybetonowe schody prowadzące na parter.Gdy je pokonałem, ujrzałemprzed sobą fasadę rezydencji.Drzwi wejściowe, dzwonek, kamera wideo.świr połyskiwał w blasku księ\yca.Wszystko przypominało pięknądekorację.Poszedłem wzdłu\ muru, szukając drzwi dla słu\by albo okienka, przezktóre mógłbym się dostać do środka.Dostrzegłem drugie schody, któreprowadziły znowu do podziemia.Wiedziony instynktem ruszyłem nimi iodkryłem w połowie drogi metalowe drzwi.Wejście do piwnicy lub gara\u.Czując szum krwi w uszach, wyciągnąłem glocka, odbezpieczyłem.Wilgotny, zimny płaszcz przyklejał się do mojego ciała.Machinalniedotknąłem skrzy\owanych sztab na drzwiach.Nie da się sforsować takiejprzeszkody [ Pobierz całość w formacie PDF ]