[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Opętany przez te pomysły Leszek Znica zarysowywał i zamalowywał licznepłótna i kartony w swej pracowni na górze willi De Granno.Pan Granowski miał w tym pewną rozrywkę, że na piętrze gnieżdżą się ludzie.Nie było wdomu tak pusto i głucho.Nie widywał i nie słyszał tej biedoty, gdyż pani Znicowa z synemmieściła się nie bezpośrednio nad jego pokojami.Nad głową swego pana Catone stąpał podywanie w miękkich pantoflach.Czereda przybłędów dostawała się na swe piętro schodamiod ogrodu, na które ekscelencja rzadko zaglądał, gdyż i do ogrodu miał wyjście własne.Nade wszystko jednak tak sądził trzymał Znicę w ten sposób niby na smyczy.Pewnego razu, w dzień Zielonych Zwiąt, pan Granowski postanowił zstąpić nawet jeszczeniżej.Zawołał w przeddzień Isolinę i polecił jej, żeby nazajutrz zaprosiła, jeśli zechce, dowilli całą swoją familię na przyjęcie świąteczne.Dał również zlecenie Catonowi, żeby przy-prowadził, jeśli mu się to podoba, swych synów.Wszyscy mieli prawo korzystać przez kilkagodzin z jadalni, bawić się i ucztować na koszt pana.Chodziło o to, żeby pokazać malarzowi,iż łaska pańska jemu wyświadczona nie jest jakowąś przed nim trwogą lub ustępstwem spe-cjalnym, lecz taką samą magnacką fantazją jak to właśnie przyjęcie dla domowej czeladzi.36Nieoczekiwanie na tę recepcję służby zaprosiła się pani Oscalai z dziećmi.Proszono tedy ipanią Znicową z synem a wreszcie i wielkiego malarza.Wobec takiego obrotu rzeczy pa-drone musiał osobiście czynić honory domu.Poprowadził to z gładkością i wprawą wielkiegopana, któremu wszystko przystoi.Goście boczyli się na siebie, rozbici na kilka grup, zanimzasiedli do stołu obficie zastawionego.Ale pani Oscalai, umiejąca doskonale mówić po wło-sku, wnet zdołała tchnąć ożywienie i swobodę w obcowanie tego dziwnego towarzystwa.PanGranowski niemal osobiście zapraszał gości bez względu na ich stanowisko społeczne.Cato-ne szczodrze rozlewał marsalę.Dwaj jego synowie jeden subiekt z drogerii, a drugi niższyurzędniczek pocztowy, z godnością odpowiadali na pytania pana Granowskiego, mówili zda-niami okrągłymi i utartymi słowy, które wszędzie muszą być dobrze widziane, gdyż są w po-wszechnym obiegu, jak bilon drobnej monety.Isolina była w swoim żywiole.Pozwalała sobie nawet na swobodę żarcików.Pochlebiałajej łaskawość pani Oscalai i niejako zażyłość z panią Znicową.Cieszyła ją możność pokaza-nia wszystkim, iż biedna rodzina ojca Berto nie jest tak znowu beznadziejnie ostatnią, skorozasiada do stołu z osobami takiego dostojeństwa i bogactwa.Znica był ironiczny.Nudził się i niecierpliwił.Jadł dużo jak w restauracji.Kazał podawaćpotrawy co najlepsze, smakołyki, owoce, przebierał w gatunkach win, kaprysił co do rodzajujuż wybranych.Pokazywał temu Granowskiemu i tej pani Oscalai, a nade wszystko Catono-wi, że było się przede w Paryżu, widziało się nie takie uczty i nie takie pijało wina (aczkol-wiek, po prawdzie, widziało się co najwyżej Lilasy na Montparnasie i Leduca na Raspailu).Najbezczelniej zachowywał się mały Znica, bez zwrócenia uwagi na czyjekolwiek dosto-jeństwo lub kapitały.Najskromniej znowu tkwił za tym pańskim stołem stary Berto, ubrany wparadną marynarkę i czystą, wymaglowaną bieliznę.Siedział na brzeżku krzesła, jadł mało,pił jeszcze mniej i bacznie patrzał, czy aby dzieci zachowują się poprawnie podczas tak wiel-kiej chwili.Pierworodny syn Cesare pod surowymi spojrzeniami ojca siedział również jak naszydłach.Jadł tylko takie okruszynki ciasta, że i kanarek nie pożywiłby się nimi, krajał mięsona najdrobniejsze skwareczki i dziobał je jednym zębem widelca.Widelec ów trzymał wedwu palcach, a resztę palców rozczapierzał ozdobnie w górę.Pił wino minimalnymi kroplami.Poczytywał to, widać, za najwłaściwszy rodzaj elegancji i przystojności towarzyskiej.Natomiast dwie jego młodsze siostrzyce, Inez i Yole, przy tej uczcie znalazły dopiero wła-ściwe zródło a zarazem ujście dla swych apetytów.Zciągały pośpiesznie, garściami, na nic niebacząc, orzechy, cukierki, łakocie, owoce oraz wszystko, co tylko było w pobliżu.Nie kazałyprosić się dwa razy Catonowi, gdy obnosił półmiski, ani zwracały uwagi na Isolinę, gdy imdawała znaki, żeby nie tak łapczywie opróżniać kieliszki drogiego wina.Cesare siedzącyobok kopał nadaremnie i wielokroć to jedną, to drugą pod stołem.Ojciec na próżno ze strasz-liwością grozby wytrzeszczał na nie oczy [ Pobierz całość w formacie PDF ]