RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.(szuka)205 SZAMBELANIC Cóż sąsiad gadasz? Zrutem strzelali z pistoletów? (oglądając się) Ta niewraca.DZIECDZIERZYCSKI C o m m e n t?& A prawda! No to musiało mi się zdawać.SZAMBELANIC (niecierpliwie) Ale cóż dalej? (Aechcińska przynosi mu kapelusz i laskę)DZIECDZIERZYCSKI Natychmiast, już nie oglądając się, wskoczyłem na bryczkę i przyle-ciałem pędem wiatru& po pomoc&SZAMBELANIC (rozgniewany) Samemu nic nie zrobiwszy!& A, to winszuję sąsiadowizimnej krwi.DZIECDZIERZYCSKI Mnie? Zimnej krwi?& A wiecie państwo, to sławne! Czyż szambe-lan nie widzisz, że się cały trzęsę?SZAMBELANIC Ale tym sposobem to nawet sąsiad nie jesteś pewny, co się stało.DZIECDZIERZYCSKI Padł, padł& to jest fakt.(Maurycy wchodzi głębią i zatrzymuje się we drzwiach)SZAMBELANICOWA (z płaczem) Mój syn?DZIECDZIERZYCSKI (płacząc) Mój zięć, tak! Szambelanie, na Boga, śpiesz! (tuląc Polę)Moja biedna córko!SCENA XPOPRZEDZAJCY, MAURYCY.SZAMBELANIC (który chciał wyjść) A to co? (wstrzymuje śmiech oglądając się na Dzień-dzierzyńskiego) Cóż ten twój papka tu nagadał?MAURYCY (pocałowawszy ojca w ramię, zbliża się do Dzieńdzierzyńskiego) Nieskończeniewdzięczny panu jestem za to, żeś mnie zrobił nieboszczykiem, bo miałem sposobnośćprzekonać się, że byłbym żałowanym, gdyby naprawdę& (całuje w rękę Polę)DZIECDZIERZYCSKI (osłupiały) C o m m e n t!& Ty żyjesz?MAURYCY Mówisz pan takim tonem, jakby cię to nie cieszyło.(całuje go)DZIECDZIERZYCSKI (machinalnie) Jak się masz?POLA (z wyrzutem do ojca) Ach, papko, jakże można było mnie tak zatrwożyć!MAURYCY (idzie do matki siedzącej na kanapie i całuje ją w rękę) Witam mamę.206 SZAMBELANICOWA (całując go w głowę) Nie mogę przyjść do siebie.(do Dzieńdzierzyń-skiego) Przyznam się, że żartować sobie w ten sposób z uczuć rodzicielskich nie godzi się.DZIECDZIERZYCSKI Ale pani szambelanowo dobrodziejko, ja temu nic nie winien& Je-żeli ten żyje, to chyba Władysław padł& musiałem się omylić.MAURYCY (całując się z Gabrielą) Najzdrowszy w świecie& inaczej, czyżbyście mnie tuwidzieli?GABRIELA (cicho) Przyjedzie tu?MAURYCY Odjechał do domu.(wraca do Poli, Gabriela odchodzi na bok, zamyślona)DZIECDZIERZYCSKI No to ja już nic nie rozumiem.SZAMBELANIC (śmiejąc się) Koniecznie sąsiad uwziąłeś się wyprawić jednego z nich natamten świat, bo to jest!DZIECDZIERZYCSKI Ale za pozwoleniem& p e r m e t t e z m o i.SZAMBELANIC Jakże się z tego wytłumaczysz?AECHCICSKA (do Szambelanicowej, cicho) To jakaś intryga.DZIECDZIERZYCSKI Na Boga, sądzcie mnie& było tak&SZAMBELANIC (półgłosem do Dzieńdzierzyńskiego) Mnie się zdaje, że było trochę strachui widziało się to, czego nie było& Już to ziarnko śrutu wydało mi się podejrzanym.DZIECDZIERZYCSKI Ale szambelanie, jakże można przypuszczać& c o m m e n t p e u t% o n&SZAMBELANIC Ze strachu, ze strachu.DZIECDZIERZYCSKI Ale pozwólcież mi mówić& Któż był wyzwany? Strasz, prawda?Więc któż miał prawo pierwszy strzelić? On!& A jak drugiego strzału nie było, cóż mo-głem wnosić, no?& Zmiejcież się teraz.SZAMBELANIC Byłoby z czego, bo pokazuje się, żeś sąsiad nie miał serca sprawdzić rzeczynaocznie.(śmiejąc się) C o m m e n t p e u t % o n?DZIECDZIERZYCSKI No, felczerem nie jestem.SZAMBELANIC (do Maurycego) Ale jakżeż się to odbyło? Bo teraz na serio nie wiem, comyśleć.MAURYCY Ojcze, smutno mówić& (spostrzegając wchodzącego Kotwicza) Ale oto jegosekundant& niech go się ojciec spyta.207 SCENA XIPOPRZEDZAJCY, KOTWICZ.SZAMBELANIC No, masz nam zdać relację.KOTWICZ Nie ma się o czym rozgadywać& Dureń!SZAMBELANIC Nie może być! Poznałeś się na nim nareszcie?KOTWICZ A jak się to odgrażało! Co to jest, gdy kto nie ma zasad wyssanych z mlekiem!Nie stanął wcale.SZAMBELANIC (półgłosem) Czy to czasem nie twoja robota? Miałeś jakąś naradę z Aech-cińską.KOTWICZ Ale gdzież tam! Pojechałem stąd prosto po niego, ale nie zastałem go już& cie-pło, gdzie co było& Wyjechał za granicę, zostawiwszy list, z którym posłał na plac fagasa.Złożyliśmy go w kilkoro i wbili kulą w drzewo.MAURYCY (śmiejąc się) To Władysław tak się na nim zemścił.SZAMBELANIC (podobnież do Dzieńdzierzyńskiego) Sąsiedzie, do listu strzelali& (Dzień-dzierzyński chodzi; do Kotwicza) I cóż tam w nim było?KOTWICZ Zbłaznił się do reszty& Sens moralny był ten, że ponieważ załatwianie sprawhonorowych za pomocą kuli uważa za głupotę, przeto jedzie przewietrzyć się do Paryża.MAURYCY Skąd ma nam nadesłać napisaną przez siebie broszurę przeciw pojedynkom %cynizm posunięty do ostateczności.DZIECDZIERZYCSKI (chodząc) No, co w tym, to ma rację& bo też to głupstwo pierwszejklasy.SZAMBELANIC Ale mają w tej kwestii głos tylko ludzie nieposzlakowanego honoru, a nielada jakiś tam szuja.SZAMBELANICOWA (do Aechcińskiej) Niedobrze mi, odprowadz mnie& położę się.GABRIELA (smutna) Pójdziemy z mamą.SZAMBELANIC (do ucha Gabrieli, całując ją) Bądz dobrej myśli& obadwa z Maurycymdołożymy wszelkich starań& żeby& rozumiesz mnie& (Gabriela całuje go z uczuciem)POLA (do Maurycego) Odprowadzmy mamę.(biegnie do niej)(wychodzą na lewo: Szambelanicowa, Gabriela, Pola, Maurycy i Aechcińska; Kotwicz sia-da na kanapie)208 SZAMBELANIC (po chwili do Dzieńdzierzyńskiego, stając przed nim) No cóż, sąsiadku,serce bije jeszcze?& Cha! cha! cha! Nie chciałem przy wszystkich zanadto brać cię nafundusz, ale słowo uczciwości, warto było.DZIECDZIERZYCSKI Szambelanie, trzeba wszystko uwzględnić& Skąd ja mogłem wie-dzieć, że jego tam nie było?SZAMBELANIC Należało się przekonać.DZIECDZIERZYCSKI Ten strzał zbił mnie z tropu& Nie uwierzy szambelan, jaki ja jestemnerwowy& dla mnie patrzeć na krew to jest& męka Tantala.SZAMBELANIC Nie może być! Cha! cha! cha!& Paradny sąsiad jesteś [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl