[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Byle dalej od bramy, jako najlepiej pilnowanego miejsca.Wjechałem na drogę prowadzącą wzdłuż płotu i poszukałem odcinka, gdzie z obu stron przysłaniały mnie drzewa.Zatrzymałem wóz i obejrzałem ogrodzenie składające się z dziesięciu pasm drutu kolczastego.Żadna przeszkoda dla pancerki.Ziemia nie była naruszona, czyli nie zakopano tu min.Wsiadłem ponownie do kabiny, wrzuciłem bieg i skręciłem na płot, który runął przy wtórze głośnych wyładowań.Druty były pod napięciem, czego się zresztą spodziewałem, ale transporter zbudowano z myślą również i o takich przeszkodach, zatem otrzymał porządną izolację.Wyjechałem na ulicę, wykręciłem ostro, by nie staranować pomnika Marka Czwartego, który to monument stał na pobliskim placu, i już wiedziałem, gdzie jestem.Szliśmy tędy po uwolnieniu nas przez Stirnera.Przede mną była rzeka, a dalej dzielnice podmiejskie.Przejechałem przez most.Pościgu nadal nie było, zatem nie musiałem się aż tak spieszyć.Znalazłem kawałek spadzistego brzegu, wykręciłem, wrzuciłem niski bieg i wyskoczyłem z kabiny.Transporter zabulgotał i zniknął pod wodą w miejscu, które wyglądało mi na głębokie.Słysząc wreszcie w oddali wycie syren, przemaszerowałem przez spory park i wyszedłem na cichą uliczkę.Byłem zmęczony, a musiałem jeszcze oddalić się od rzeki.Wojsko jako całość nie jest specjalnie rozgarnięte, ale ślady czytać czasem potrafi.Ruszyłem na oślep, skręcając na chybił trafił w boczne uliczki, aż w końcu zgubiłem się dokumentnie.Oparłem się o mur przy drewnianej furtce z napisem Dun Roamin i skorzystałem z zaproszenia.Za furtką był ogródek i drzwi do domku.Powiedziałem sobie, że na tej planecie znajomości zawiera się inaczej, nawet w nocy, i załomotałem do drzwi.W domku zapaliło się światło.- Kto tam? - spytał ze środka jakiś męski głos.- Jim diGriz, spoza planety.Zmęczony.W drzwiach stanął siwawy jegomość wytrzeszczający na mnie krótkowzroczne oczka.- Niemożliwe! A jednak! Stary Czolgoscz ma szczęście! proszę do środka, co mogę dla ciebie zrobić?- Po pierwsze, zgasić światło, bo może się przyplątać jakiś patrol, po drugie, pożyczyć kawałek łóżka.- Już się robi, tylko wchodź ostrożnie, żebyś się nie zabił.To pokój mojej córki, teraz zamężnej.Mają czterdzieści gęsi i siedemnaście krów.O, zaraz zasłonię okna.Gotowe!Stary Czolgoscz był gadatliwy do niemożliwości, ale gospodarzem okazał się idealnym.W oczy rzuciły mi się różowe zasłony, różowa kapa z koronkami na łóżko i co najmniej dwadzieścia lalek różnej wielkości.- Umyj się, tu jest łazienka, a ja przyniosę ci coś gorącego do picia.- Wolałbym coś zimnego, za to bogatego w alkohol.- Hi, hi, chyba mam coś z tego, o czym myślisz.Zanim się umyłem, gospodarz wrócił z wysoką flaszką, dwiema szklankami i piżamą we wściekle różowym kolorze.Miałem tylko nadzieję, że wdzianko nie świeci w ciemności.- Domowa nalewka - oznajmił radośnie, nalewając do obu szklanek.Spróbowałem, westchnąłem nostalgicznie i wypiłem do dna.- Ostatni raz piłem coś takiego na farmie, gdzie zawsze miałem flaszkę schowaną w chlewni.- Miłe wspomnienie.Teraz śpij.- Zniknął, zanim zdążyłem mu podziękować.Przepiłem więc jeszcze do portretu Marka Czwartego i poszedłem spać.Gdy wróciła mi przytomność i pamięć, słońce świeciło już jasno.Wstałem, ziewając, i otworzyłem okno, za którym gospodarz pielił właśnie grządki.Pomachałem mu na powitanie, a on pospieszył do środka.Po parunastu sekundach rozległo się pukanie do drzwi i w progu pojawił się Czolgoscz z wielką tacą, którą bez ociągania opróżniłem.- Skąd wiedziałeś? - westchnąłem, spoglądając na puste talerze.- Doświadczenie.Młody chłopak, który ciężko pracuje, musi jeść.Rozmawiałem z paroma osobami i mogę ci powiedzieć, że w całym mieście trenują grupy wyznaczone na Dzień D.- Jaki dzień?- Dzień Dezercji, czyli dziś wieczorem.Przygotowano dodatkowe pociągi, a ludzie w wioskach czekają już na przyjęcie nowych obywateli.W innych miastach, gdzie są mundurowi, sprawa wygląda podobnie.- Bardzo mnie to cieszy.Mam nadzieję, że mnie tu przyjmiecie, bo mój pobyt na waszej planecie może być dłuższy, niż sądziłem.- Jesteś tu mile widziany.Ty i twoja wiedza.Może zechciałbyś wykładać na uniwersytecie?Szczęśliwie niczego akurat nie piłem.- Przykro mi, ale nie skończyłem żadnej szkoły.Zawsze wcześniej dość gwałtownie opuszczałem jej mury.- Zdarza się, ale poza tym, to nie wiem, o czym mówisz.Studenci uczą się, kiedy chcą i ile chcą, i tylko tego, co im odpowiada.Przestają, gdy sami tak zdecydują.Jedynym, co muszą poznać w młodym wieku, są zasady istnienia Przyzwalającej Wspólnoty Otwartej, bo inaczej nie mogliby prowadzić samodzielnego życia.- A rodzice płacą za ich naukę? Czolgoscza zatkało [ Pobierz całość w formacie PDF ]