[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Inne jednak wykazy-wały typowe reakcje.Pojedynczy kryształek mógł polatywać, unosić się prawie nieru-chomo, opadać, zbliżać się do zródła bodzców bądz unikać go, poza tym był zupełnieniegrozny, nie wydzielał nawet w obliczu zniszczenia (a niszczyć je próbowali badacześrodkami chemicznymi, żarem, polami siłowymi i promieniowaniem) żadnych rodza-201jów energii i można go było unicestwić jak najsłabszego ziemskiego chrząszczyka z tą tylko różnicą, że krystaliczno-metalowy pancerz nie tak łatwo przychodziło zmiaż-dżyć.Natomiast łącząc się już w stosunkowo mały agregat, owady zaczynały przywystawieniu na działania pola magnetycznego wytwarzać pole, które tamto znosiło;podgrzane usiłowały wyzbyć się ciepła promieniowaniem podczerwonym.Doświad-czenia nie mogły iść dalej, gdyż uczeni dysponowali tylko garścią kryształków.Na pytanie astrogatora odpowiedział w imieniu Głównych Kronotos.Uczeni do-magali się czasu dla dalszych badań przede wszystkim zaś pragnęli zdobyć dużą ilośćkryształków.Proponowali zatem, aby wysłano w głąb wąwozu ekspedycję, która szu-kając zaginionych, mogłaby zarazem dostarczyć co najmniej kilkudziesięciu tysięcypseudoowadów.Horpach przystał na to.Uznał jednak, że nie wolno mu już ryzykować życiem ludzi.Do wąwozu postanowił wysłać maszynę, która nie brała dotąd udziału w żadnej ak-cji.Był to osiemdziesięciotonowy pojazd samobieżny, specjalnego przeznaczenia, za-zwyczaj stosowany tylko w warunkach wysokiego skażenia promienistego, olbrzymichciśnień i temperatur.Maszyna ta, zwana pospolicie, choć nieoficjalnie, Cyklopem ,202znajdowała się na samym dnie krążownika, zamocowana na głucho dzwigarami lukutowarowego.Zasadniczo nie używano jej na powierzchni planety, a mówiąc prawdę, Niezwyciężony w ogóle nigdy dotąd nie uruchomił jeszcze swojego Cyklopa.Sy-tuacje, które wymagały takiej ostateczności, można było w odniesieniu do całegotonażu latającego bazy policzyć na palcach jednej ręki.Posłać po coś Cyklopa zna-czyło w gwarze pokładowej tyle co zlecić zadanie samemu diabłu: o porażce jakiegoś Cyklopa nikt dotąd nie słyszał.Maszynę, wydobytą przy pomocy dzwigów, ustawio-no na pochylni, gdzie zajęli się nią technicy i programiści.Posiadała oprócz zwykłegosystemu wytwarzającego pole siłowe Diraków miotacz kulisty antymaterii, mogła więcwyrzucać antyprotony w dowolnym kierunku lub we wszystkich naraz.Wbudowanaw pancerny brzuch wyrzutnia umożliwiała Cyklopowi , dzięki interferencji pól siło-wych, unoszenie się nawet kilka metrów ponad gruntem, nie był więc zależny ani odpodłoża, ani od obecności jakichś kół czy gąsienic.Z przodu otwierał się pancerny ryj,a przez powstały otwór wysuwał się inhaustor rodzaj teleskopowej ręki , która mo-gła dokonywać miejscowych wierceń, pobierać z zewnątrz próbki minerałów i wykony-wać inne prace. Cyklop był wprawdzie zaopatrzony w silną radiostację i przekaznik203telewizyjny, ale przysposobiono go także do działań autonomicznych, dzięki elektrono-wemu mózgowi, który nim sterował.Technicy z grupy operacyjnej inżyniera Petersenawprowadzili do owego mózgu odpowiednio przygotowany program: astrogator liczyłsię bowiem z tym, że wewnątrz wąwozu utrac i łączność z maszyną.Program przewidywał poszukiwania zaginionych, których Cyklop miał wprowa-dzić do swego wnętrza w ten sposób, że najpierw osłoniłby zarówno ich, jak i siebiedrugą, zewnętrzną względem własnej zaporą siłową i dopiero pod jej tarczą otworzył-by przejście przez pole siłowe wewnętrzne, chroniące własny jego korpus.Poza tymmaszyna miała zabrać sporą ilość kryształków, z liczby tych, które ją zaatakują [ Pobierz całość w formacie PDF ]