[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Egzystował bez elektryczności, bez nowoczesnego ogrzewania, miotając się w chaosie, lecz udawał, że to mu całkowicie odpowiada.Niektóre okna jego domu nie miały szyb.Tylko od czasu do czasu Louis zasuwał staromodne, zbutwiałe okiennice.Raczej nie przejmował się, kiedy deszcz padał na jego dobytek, ponieważ w zasadzie całe wyposażenie stanowiły po prostu rupiecie poutykane tu i ówdzie.Znowu myślę, że chciałby, abym coś z tym zrobił.To zdumiewające, jak często przyjeżdżał z wizytą do mojej ogrzanej i perfekcyjnie udekorowanej siedziby na przedmieściach.Potrafił godzinami gapić się w gigantyczny ekran telewizora.Czasami przynosił ze sobą własne kasety wideo.Na okrągło oglądał Stowarzyszenie wilków.Podobała mu się również Piękna i Bestia, francuskie dzieło Jeana Cocteau, a także Martwy Johna Hustona, na podstawie powieści Jamesa Joyce'a.I proszę, zrozumcie, że ten film nie ma nic wspólnego z naszą osobowością.Opowiada o zwykłej grupie śmiertelników z Irlandii, z początku tego stulecia, którzy zbierają się na towarzyską kolację w wigilijny wieczór.Jednak te wizyty nigdy nie mogły być nakazywane przeze mnie, poza tym ani razu nie trwały zbyt długo.Louis często opłakiwał „nieprzyzwoity luksus", w którym się „tarzałem", i odwracał się plecami do moich aksamitnych poduszek, grubych dywanów i marmurowych kafelków w łazience.Ponownie oddalał się do swej beznadziejnej, oplatanej dzikim winem meliny.Dziś siedział w całej swojej zakurzonej krasie, pochylając się nad obszerną i nieporęcznie napisaną biografią Dickensa, pióra angielskiego powieściopisarza.Przerzucał strony powoli, jako że w czytaniu nie był szybszy od większości ludzi.Ze wszystkich nieśmiertelnych, którzy przetrwali, on najbardziej przypomina człowieka.Pozostawał takim z własnego wyboru.Wiele razy proponowałem mu moją, doskonalszą krew.Za każdym razem odmawiał.Słońce nad pustynią Gobi spaliłoby go na popiół.Jego zmysły są wampirze, ale nie takie jak Dziecka Millennii.Nie potrafi skutecznie zaglądać w umysły innych.Zawsze popełnia błąd, kiedy wprawia śmiertelnika w trans.Oczywiście nie mogę czytać w jego myślach, ponieważ to ja go stworzyłem, a koncepcje żółtodzioba i mistrza są zawsze zbliżone, chociaż żaden z nas nie ma pojęcia dlaczego.Podejrzewam, że wiemy bardzo dużo o naszych wzajemnych uczuciach i pragnieniach, tylko wzmocnienie jest zbyt duże, żeby pokazał się przejrzysty obraz.Teoria.Może pewnego dnia zaczną badać podobne nam istoty w laboratoriach.Będziemy błagać o żywe ofiary przez grube szklane ściany więzień, podczas kiedy uczeni spróbują zasypać nas pytaniami i wyciągać próbki krwi z żył.Tylko czy uda im się z Lestatem, który jedną stanowczą myślą potrafi spalić każdą istotę na popiół?Louis nie słyszał mnie przyczajonego w wysokiej trawie otaczającej dom.Wślizgnąłem się do ciemnego pokoju i zdążyłem usiąść na moim ulubionym czerwonym, obitym aksamitem fotelu, który dawno temu sam tu przyniosłem, zanim Louis podniósł wzrok i zauważył mnie.— Ach, to ty! — powiedział natychmiast i z trzaskiem zamknął książkę.Jego twarz, raczej chudą i delikatną, natychmiast przyozdobił okazały rumieniec.Polował wcześniej, przegapiłem to.Przez sekundę czułem się zupełnie zdruzgotany.Niemniej jednak kuszące było widzieć go ożywionego pulsowaniem dawki ludzkiej krwi.Jego czar zawsze doprowadzał mnie do szaleństwa.Myślę, że idealizuję Louisa w swym umyśle, kiedy nie jestem przy nim, ale gdy go widzę, wracam z obłoków na ziemię.Oczywiście właśnie ów urok przyciągnął mnie do pana du Lać podczas moich pierwszych nocy tutaj, w Luizjanie, kiedy ten obszar był jeszcze całkiem dzikim terenem, a on — roztrzepanym, zapija-czonym głupcem, prowokującym bójki w knajpach i robiącym co w jego mocy, by tylko doprowadzić do własnej śmierci.Cóż, dostał to, czego myślał, że chce, mniej więcej.Przez moment nie mogłem zrozumieć wyrazu przerażenia na twarzy przyjaciela, kiedy na mnie spoglądał.Nie pojmowałem też, dlaczego nagle wstał, podszedł i dotknął mojego policzka.Po chwili skojarzyłem.Chodziło o przyciemnioną przez słońce skórę.— Coś ty zrobił? — wyszeptał.Przyklęknął i spojrzał na mnie, położywszy mi dłoń na ramieniu.Ta chwila cudownej intymności sprawiła mi ogromną przyjemność, ale nie zamierzałem tego przyznać.Pozostałem w bezruchu na fotelu.— To nic —powiedziałem.— Już skończone.Spędziłem trochę czasu na pustyni, bo chciałem zobaczyć, co się stanie.— Chciałeś zobaczyć, co się stanie? — wstał, cofnął się o krok i popatrzył mi prosto w oczy.— Mówisz o samodestrukcji, prawda?— Niezupełnie — odparłem.— Leżałem na słońcu przez cały dzień.Następnego ranka w jakiś sposób musiałem się zakopać w piasku.Nie spuszczał ze mnie oczu przez dłuższy moment.Wyglądało, jakby miał zaraz eksplodować dezaprobatą.Potem podszedł do swego biurka i złożył dłonie na zamkniętej książce.Spojrzał na mnie pogardliwym i pełnym furii wzrokiem.— Dlaczego to zrobiłeś?— Louisie, mam ci coś ważniejszego do powiedzenia — rzekłem.— Zapomnij o tym wszystkim — wskazałem ręką twarz.— Muszę opowiedzić ci pewną wyjątkową historię.— Wstałem, gdyż nie mogłem opanować podniecenia.Zacząłem chodzić w kółko, starannie uważając, by nie dotknąć się żadnej sterty obrzydliwych śmieci walających się po całym pokoju.Mroczne światło świecy trochę zbijało mnie z tropu.Nie dlatego iż nic nie widziałem, ale dlatego że było tak słabe i tylko fragmentarycznie oświetlało przestrzeń, a ja lubiłem jasność.Powiedziałem mu wszystko — jak spotkałem tę kreaturę, Raglana Jamesa w Wenecji, w Hongkongu, potem w Miami, jak przesłał mi wiadomość w Londynie i podążył za mną do Paryża, co podejrzewałem, że zrobi.Wyjawiłem Louisowi, że mam się spotkać jutro z tym draniem na skwerku w Nowym Orleanie.Opowiedziałem treść krótkich historyjek i ich znaczenie.Wyjaśniłem Louisowi, że młody człowiek nie był w swoim ciele, a ja uwierzyłem w możliwość dokonania takiej zamiany.— Postradałeś zmysły — stwierdził Louis.— Nie oceniaj tak pochopnie — odpowiedziałem.— Co za idiotyczne słowa! Zniszcz go.Skończ z nim.Odszukaj niegodziwca jeszcze dziś, jeśli możesz i skończ z nim.— Louisie, na miłość boską.— Posłuchaj, ta kreatura może cię znaleźć, jeśli zechce, tak? Czyli wie, gdzie się kładziesz w czasie dnia.Teraz tutaj przyprowadziłeś tego podłego typa.Wie, gdzie ja się skrywam.Jest najgorszym z możliwych wrogów! Mon Dieu, dlaczego chodzisz i sam szukasz nieszczęścia? Żadna siła na ziemi nie może cię teraz zniszczyć.Nie są w stanie tego dokonać Dzieci Millennii ani nawet południowe słońce na pustyni Gobi — więc ty wyzywasz wroga, mającego władzę nad tobą.Śmiertelnika, który spaceruje przy świetle dnia.On jest w stanie całkowicie cię zdominować, kiedy ty nie będziesz tego świadom.Nie! Zniszcz go jak najprędzej.Jest zbyt niebezpieczny.Jeśli go zobaczę, zabiję.— Louisie, ten człowiek może dać mi ludzkie ciało [ Pobierz całość w formacie PDF ]