[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Clark zajął miejsce na podwyższeniu pustego stanowiska ogniowego i ostrożnie wyjrzał ponad wałem umocnień.Setki Chińczyków biegły w tę stronę, klucząc na odkrytym terenie.Dostrzegł też poczerniałe strużki krwi na workach z piaskiem.Domyślił się, dlaczego to stanowisko jest nieobsadzone.Spojrzał na zegarek.Samoloty powinny się tu zjawić za parę minut.Uniósł broń do ramienia i wymierzył w najbliższego Chińczyka.Przestawił pistolet na ogień półautomatyczny i pewnie oparł palec wskazujący na spuście.Ale stwierdził ze zdziwieniem, że wcale nie tak łatwo jest go nacisnąć.Przyszło mu do głowy, że nie odbezpieczył broni.Dopiero po chwili zrozumiał, iż to nie pistolet zawodzi, tylko on.Od wielu lat już nie celował z pistoletu do człowieka.Gwałtownie nacisnął spust, pokonując psychiczny opór.Pistoletem szarpnęło.Odgłos wystrzału wydał się głośniejszy niż zwykle.Wszystko działało normalnie.Nawet dym z lufy uniósł się tak, jak powinien.Nate ponownie wymierzył w Chińczyka i strzelił po raz drugi.Tym razem trafił.Człowiek padł na ziemię i znieruchomiał.Clark zapomniał, jak trudno jest zabijać ludzi, ile siły psychicznej to wymaga.Strzelający dookoła żołnierze byli wyczerpani brakiem snu.Poza tym już od jakiegoś czasu nie stykali się z litością, uprzejmością czy pobłażliwością, tym wszystkim, co określa się mianem człowieczeństwa.Nate strzelił ponownie, lecz chybił.Następnym razem trafił.Chińczyk przewrócił się i zaczął zwijać z bólu.Generał uniósł głowę.Atakujący ginęli masowo.Starzy weterani w Wietnamie opowiadali o ludzkich falach na froncie koreańskim.Ale żadne opowieści nie mogły się równać z rym, co widział teraz na własne oczy.Kiedy ludzie padali i umierali tysiącami, pojedyncze cele traciły na znaczeniu.Było ich tak wiele, że w podświadomości zlewały się w jedną całość.Clark zabijał całe plutony, kompanie i pułki.Nieważne, czy naciskając spust i posyłając jedną kulę, czy też wydając rozkazy dla całych batalionów obrońców.Wroga nie można było traktować jak innego człowieka.Nie miał twarzy, rodziny, przeszłości.Inaczej nie dałoby się znieść psychicznego brzemienia zabójstwa.Skala dokonującego się mordu zmuszała do przestawienia się na inne tory myślowe, do ucieczki od rzeczywistości.Dwaj podoficerowie jego ochrony i łącznościowiec także strzelali do atakujących.Ostry swąd prochowego dymu drapał w gardle.A Chińczycy z uporem nacierali.Jeszcze zanim na otwartej przestrzeni padła jedna linia, między drzewami pojawiała się następna.Jak chińscy dowódcy mogą robić coś takiego? - przemknęło Clarkowi przez myśl.Wysyłają całe pułki na pewną śmierć przed dobrze przygotowanymi pozycjami obronnymi.Jak można w tak wyrachowany sposób szafować ludzkim życiem? Nagle przypomniał sobie o zabitym generale Merrillu.Każdy z nich wykonywał tylko swoje obowiązki.Pierwsze szeregi atakujących były już w odległości stu metrów.Nate przestawił broń na trój strzałowe serie.Szybko opróżnił dwa magazynki.Wziął trzy pełne z rąk przebiegającego okopem amunicyjnego.Tymczasem kolejna fala chińskiej piechoty zaczęła się przelewać przez linię zasieków.Obejrzał się na radiotelegrafistę i krzyknął:- Dowiedz się, co z tym wsparciem z powietrza!Znów zaczął pospiesznie strzelać.Pocisk zarył się w worku, z dziury posypał się miałki piasek.Podobnie uciekało życie z trafionego człowieka.Druga kula zaświstała mu nad uchem, przywołując go do rzeczywistości.Niemal odruchowo mocniej ścisnął broń w dłoniach.Był żółtodziobem trzydzieści lat temu.Zdziwiło go, że na polu walki można się stać nowicjuszem po raz drugi.Chińczycy coraz częściej odpowiadali ogniem.Kątem oka Clark zauważył padającego na dno wykopu żołnierza.Pierwszy szereg atakujących był już w odległości siedemdziesięciu pięciu metrów.Obejrzał się na zwiniętego z bólu, krzyczącego szeregowca.W okopach większość odnosiła właśnie takie urazy - rany głowy.Sanitariusz próbował siłą rozewrzeć ręce rannego, który obiema dłońmi kurczowo zasłaniał twarz.Nic się nie zmieniło, pomyślał Nate.Nawet takie wrażenia są równie przerażające jak przed laty [ Pobierz całość w formacie PDF ]