[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rozejrzał się radośnie.Wszyscy odpowiedzieli mu uśmiechem, ale nie całkiem szczerym.Bo posługiwanie się Własnym Domowym Mikołajem nie było jeszcze we wszystkich rodzinach uznawane.Własny Domowy działał jednak dalej.Jego worek był coraz mniej wypchany.Kiedy wyjął ostatnią paczkę - z atrakcyjnym krawatem, który można wymienić - jubiler rzekł:- Czy można zaprosić Mikołaja na kawę?Lecz Własny Domowy skrzywił się pod maską i powiedział, że nie ma czasu.Moc innych rodzin czekało na świąteczne podarki.Przed odejściem roztoczył fachowo trochę radości świątecznej.Uszczypnął panią Eriksson w ucho życząc jej prawdziwie przyjemnych świąt, upomniał dzieci, aby były wyjątkowo grzeczne po otrzymaniu tylu pięknych prezentów.Jubilera (który mu dał dwadzieścia pięć koron napiwku) poklepał po ramieniu i długo potrząsał mu dłoń, potem poklepał go jeszcze raz po ramieniu i wyraził nadzieję, że wszystko zostało załatwione ku jego zadowoleniu.Kiedy później cała rodzina zasiadła do stołu i zapalono świece, pani Eriksson zauważyła, że brakuje przecieru jabłecznego.A jej mąż, jubiler Eriksson, spostrzegł, że brakuje też kluczy.ROZDZIAŁ DZIEWIĄTYWizyta pod koniec urzędowaniaPrywatny detektyw Ture Sventon z ulicy Królowej przygotowywał się do obchodzenia Bożego Narodzenia.Zamknął właśnie biuro na okres świąt.Na drzwiach wisiała tabliczka z napisem:ZAMKNIĘTEBiuro będzie czynne w pierwszy dzień po świętachPanna Jansson, sekretarka Sventona, wyszydełkowała trzy tuziny łapek do garnków dla swojej siostry mieszkającej w Kungsholmen.Leżały w szufladzie w biurku, owinięte w wesoły papier świąteczny.Panna Jansson była ustawicznie bardzo zajęta, niemniej w wolnych chwilach, których właściwie nigdy nie miała, udało jej się wyszydełkować aż trzy tuziny.Ture Sventon był najbardziej wziętym prywatnym detektywem w kraju.Chcąc zasięgnąć jego rady, ludzie musieli czekać w kolejce.W tych okolicznościach jest w dwójnasób przyjemnie wywiesić na drzwiach napis ZAMKNIĘTE, zamknąć biuro wcześniej niż zwykle, wypić razem filiżankę kawy i życzyć sobie wzajemnie wesołych świąt, podczas gdy wielkie, bielutkie płatki śniegu padają na ulicę Królowej.Sventon schował swój służbowy pistolet do szuflady w biurku i wyjął paczkę zawierającą książkę, którą miał ofiarować pannie Jansson na gwiazdkę.Wszedł do drugiego pokoju, gdzie wieloramienny świecznik jaśniał migotliwym, tajemniczym światłem.Na stole panny Jansson stała kawa, wspaniałe ciasto szafranowe i pierniki w kształcie gwiazdek z cukierni Rozalii.Leżało też duże pudło kartonowe, zapieczętowane lakiem i związane czerwonym sznurkiem.A na nim napis: “Dla Prywatnego Detektywa i Ture Sventona z najlepszymi życzeniami wesołych świąt”.To był prezent od personelu, to znaczy od panny Jansson.Sventon usiadł przy stole i położył swoją paczkę obok kartonu.Świece migotały bardziej tajemniczo niż zwykle, kawa pachniała, a na dworze padał śnieg.Ruch na ulicy Królowej zaczął jakby słabnąć.Świąteczny spokój pomału ogarniał zagonione miasto.Panna Jansson nalała dwie filiżanki kawy i włożyła do każdej po dwa kawałki cukru.- Czy dostaliśmy jakiś raport o złodzieju tramwajowym? - spytał Sventon.Prywatny detektyw musi o wszystkim myśleć i, niestety, rzadko może liczyć na prawdziwy spokój świąteczny.(Złodziej tramwajowy był człowiekiem, który z niewiarygodną bezczelnością kradł całe tramwaje, przemalowywał je i sprzedawał jako domki kempingowe).- Tak - odparła panna Jansson.- Nadszedł właśnie raport.Sprzedał cały ośrodek kempingowy z tramwajów, razem z zezwoleniem na łowienie ryb.- Świetnie - powiedział Sventon, pociągając łyk kawy.I właśnie wtedy, kiedy spokój świąteczny zaczął nareszcie ogarniać prywatnego detektywa T.Sventona i jego sekretarkę, ktoś zadzwonił do drzwi.Krótko i dyskretnie.Sventon natychmiast odstawił filiżankę i spojrzał bystrym wzrokiem na drzwi.Panna Jansson też odstawiła filiżankę.Ktoś dzwonił mimo napisu ZAMKNIĘTE.W migotliwym świetle jakby jakieś cienie snuły się po pokoju.Oboje patrzyli na drzwi.- Pewnie znowu sprzedawca odkurzaczy - rzekł Sventon.- Cóż za pomysł! W wieczór wigilijny!- Lepiej nie otwierać - powiedziała panna Jansson, dolewając kawy.Za oknem wciąż padał śnieg.Wtedy znów dał się słyszeć dzwonek, bardzo krótki i sympatyczny.- Powiem, że nikogo nie ma - rzekła panna Jansson i poszła otworzyć.W przyćmionym świetle stał na klatce schodowej, kłaniając się, wysoki mężczyzna w czarnej futrzanej czapce.Cały był zaśnieżony [ Pobierz całość w formacie PDF ]