[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Sventon wyłowił żyletkę dwoma palcami i wytarł ją w płótno namiotowe.To jednak nie była żyletka, lecz owalna blaszka z paroma literami.W jasnym porannym słońcu ujrzeli napis:“ARKTYKA”ROZDZIAŁ SZESNASTYPan Omar czyta “Kurier Palmowy”Prywatny detektyw T.Sventon ze Sztokholmu wyglądał jak jastrząb, który właśnie zauważył pięknego małego gołębia w całkiem nieoczekiwanym miejscu.Siedział nieruchomo i szybko myślał.Metalowa plakietka, którą nadal trzymał w dwóch palcach, błyszczała w porannym słońcu.Omar, żeby mu nie przeszkadzać, też siedział zupełnie bez ruchu, ale przeżuwał coś niepostrzeżenie i spoglądał ukradkiem na ciasto.- Ha! - rzekł Sventon nagle wstając.- Nie mamy czasu do stracenia.Wskoczył do namiotu po swój latający dywan i rozwinął go na pustynnym piasku.Wrzucił na dywan torbę z ubraniem i upewnił się, że ma w kieszeni pistolet.Ruszył tak szybko, że, kask tropikalny zsunął mu się na oczy, a Omar ledwo zdążył wdrapać się za nim.- “Arktyka” jest u cukiernika - rzekł Sventon, a słowa jego zabrzmiały jak seria strzałów z pistoletu.- To w takim razie pan Łasica umieścił tabliczkę z “Arktyki” w cieście - odezwał się Omar siedzący za nim.- Może przez pomyłkę?Sventon też się nad tym zastanawiał.- Jeszcze za wcześnie, żeby się na ten temat wypowiadać - rzekł krótko i poprawił kask, który znów opadł mu na oczy.- Czy pan myśli, że cukiernik ukrywa też Diamenta?- Na razie za wcześnie, żeby się wypowiadać na ten temat.Lecz Mohamed jest w zmowie z Łasicą.Mohamed z pewnością nie jest solidnym cukiernikiem, wszystkiego więc można się spodziewać.- Byłoby dla mnie wielką radością móc znowu zobaczyć Diamenta - powiedział Omar cicho.- Ponadto uważam, że wypieki pana Mohameda są jakby nieco przeceniane.Jakie jest pana zdanie o tych ciastach?- Obrzydliwe świństwo! - krzyknął Sventon.- Swego czasu uważałem, że są stosunkowo smaczne, jednak bardzo się myliłem, według mojego skromnego zdania.- Najgorsze ciasta na pustyni! Nigdy nie widziałem gorszych! Łajdak, nie cukiernik! - wrzeszczał Sventon wydłubując kawałek nadzienia spomiędzy przednich zębów.Dywan leciał szybko i wkrótce znaleźli się w Djof, gdzie już zaczęło się roić na ulicach.Poszli na ulicę Karawany.Spotkali kilku klientów niosących ciasta, ale gońca Ibna nie było widać.Zajrzeli ostrożnie przez okno.Sklep był chwilowo pusty, piekarz też gdzieś zniknął.Sventon nie wiedział, co robić.Na wszelki wypadek położył rękę na pistolecie.Widząc, że Omar nachyla się nad oknem do piwnicy i usiłuje przez nie zajrzeć, podszedł do małego otworu.Wewnątrz widać było coś dużego i włochatego, poruszającego się nieznacznie.To była głowa wielbłąda.Jedno oko miał niebieskie, drugie brązowe.Ktokolwiek widział wielbłądzią głowę spoglądającą z okna piwnicznego na ulicy Karawany, ten wie, jakie to jest zaskakujące.W takim wypadku człowiek zadaje sobie pytanie, dlaczego wielbłąd znajduje się w tej niezdrowej piwnicy, zamiast być na dworze, na świeżym powietrzu.- Diament! - szepnął Omar łamiącym się głosem.- Aha! - rzekł Sventon.- Więc tak się sprawy mają!- Co tu robisz, staruchu? - pytał Omar zatroskany, a Diament patrzył na niego wiernymi, melancholijnymi oczami różnego koloru.- I ,,Arktyka”, i Diament są tutaj - orzekł Sventon.- Możemy teraz upiec dwie pieczenie naraz.- Ale Diament nie nadaje się do pieczenia - rzekł Omar z cieniem wyrzutu w głosie.Na ulicy było pusto.Sventon wziął Omara na małą wyprawę rozpoznawczą za róg domu.Były tam wysokie drzwi, podeszli więc do nich i Sventon poruszył klamką.Drzwi okazały się zamknięte, ale zaraz ktoś je otworzył od wewnątrz i zobaczyli olbrzymiego Araba.To był piekarz, ten, który miał mięśnie jak zapaśnik, ba, nawet jak dwóch.Miał też długi, zakrzywiony sztylet wetknięty za czerwony pas.Podparł się pod boki i wlepił wzrok w Sventona i Omara.Oczy błyszczały mu niebezpiecznie.- Przepraszam - rzekł Sventon - czy tędy jest wejście do wypieków, chciałem powiedzieć - do piekarni?- Nie, to jest wyjście - zachrypiał piekarz niskim, gardłowym głosem i położył dłoń na rękojeści sztyletu.- Znikajcie - warknął i zatrzasnął drzwi.Omar i Sventon wycofali się za róg.Podeszli jeszcze raz do okienka, żeby popatrzeć na głowę wielbłąda.I wtedy dotarł do nich szept z głębi piwnicy:- Wujaszku Sventonie!Spojrzeli na siebie.- Tsss - syknął Sventon.Nagle na stopniach ukazał się cukiernik we własnej osobie.Zobaczył ich kucających przy oknie, stanął więc i patrzył.Omar szybko zaczął coś poprawiać przy sandale, a Sventon udawał, że strząsa kilka włosów wielbłądzich z lewego buta.- Dzień dobry, Mohamedzie - odezwał się Omar.- Właśnie odbywamy taką sobie ranną przechadzkę.Wielką nam sprawia przyjemność móc przejść obok tej popularnej ciastkarni.I ruszyli dalej ulicą Karawany, a Mohamed patrzył za nimi podejrzliwie.- Musimy ułożyć plan działania - rzekł Sventon.- Sytuacja jest niedobra.Mohamed już coś podejrzewa.- Wejdźmy wobec tego do kawiarni i pomyślmy - powiedział Omar z orientalnym spokojem.Weszli i usiedli, żeby się napić arabskiej kawy z arabskich filiżanek.Sventon intensywnie myślał, a Omar, żeby mu nie przeszkadzać, czytał ,,Kurier Palmowy”.- Młodzi są uwięzieni u cukiernika.- mruczał Sventon.- ,,Arktyka” też tam jest.I Diament.- Tak - powiedział cicho Omar.- I Diament też.-.I jestem pewien, że Łasica również tam się znajduje.Piekarz jest w to wmieszany.a gdzie zniknął goniec?.Cała piekarnia jest w to wmieszana.chodzi o to, żeby ich zaskoczyć.przy najmniejszym cieniu niebezpieczeństwa Łasica może wynająć dywan i odlecieć z “Arktyką”.Rzadko się zdarza, żeby praktykujący prywatny detektyw miał tak trudne zadanie do wykonania.- Przepraszam - odezwał się nagle Omar i wskazał na ogłoszenie w gazecie.- O co chodzi? - spytał Sventon trochę niecierpliwie.Omar przeczytał:Uczciwy, niepijcicy piekarz poszukiwany od zarazdo stałej pracy na krótki czas w piekarni Mohameda.- Aha - powiedział Sventon.Potem pomyślał jeszcze chwilę stając się coraz bardziej podobny do jastrzębia.- Biorę posadę piekarza - zdecydował.- Jestem niepijący.Omar uznał, że to bardzo śmiały pomysł, ukłonił się więc cicho i z uszanowaniem [ Pobierz całość w formacie PDF ]