RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jedna po drugiej wywoływał na ekran kolejne karty z teczki kataryniarza.Nie pracował nigdy na zagadnieniu studentów.Nie mieli okazji się zetknąć.Zresztą tamten był za nisko, zwykła mrówka, kolportująca fabrykowane przez amerykańskich speców brednie.Młody dureń, nikt więcej - jeden z tych młodych durniów, którzy dali się opętać starym cwaniakom i ich pieniądzom.Którzy nic nie wiedzieli o świecie, nie dostali porządnie w dupę od życia i którym o nic nie chodziło, poza tym, aby bezmyślnie zniszczyć państwo, któremu zawdzięczali chleb i edukację, państwo, które przed Siwawym i setkom tysięcy podobnych mu ludzi ze społecznych nizin otworzyło perspektywy nieograniczonego awansu.No, i udało im się.Ciekawe, jak się ten gnojek teraz czuje.Ubogi nie był, to Siwawy zauważył już od razu.Nachapał się.Wszyscy oni się nachapali.Zagraniczne wyjazdy, posadka w Belwederze.Tylko robotnik biedował.Siwawy skrzywił się, bardziej z politowaniem, niż z gniewem.Nie uważał się za głupiego człowieka i nie ulegał łatwym emocjom.Wiedział, że jego życie zwichnięte zostało nie przez takich jak ten tutaj, ale przez zdrajców.Niby liczący się towarzysze, oddani sprawie, a w duszy chciwe na pieniądze ścierwa.Ustroju nie da się rozwalić ulotkami ani broszurkami.Ustrój musi zgnić i skorumpować się od szczytu.Nigdy nie zrozumie, jak mógł się dać tak oszukać.Bo on w tych łudzi wierzył.Wierzył, że jak wrócą do władzy, to ukrócą panoszenie się w kraju klechów i dorobkiewiczów.Potem wierzył, że potrzebują na to czasu.Pracował dla nich z całego serca.W podziękowaniu znalazł się w piątym biurze Wydziału, zwanym Analizą.- Z waszym doświadczeniem szkoda, żebyście się uganiali po mieście, od tego są młodsi - powiedział mu Żyła.- Odrywanie kogoś takiego jak wy od pracy koncepcyjnej byłoby trwonieniem naszych zasobów kadrowych.Biuro zajmować się miało opracowywaniem materiałów pozyskiwanych przez inne wydziały, zwłaszcza raportów TW i protokółów przesłuchań.Skupienie tych funkcji w jednym biurze umożliwić miało lepszą koordynację pracy Wydziału, ale to była teoria.Tak naprawdę po prostu wysłano go w odstawkę.Braki kadrowe zmuszały czasem Wydział do powierzania mu od czasu do czasu nie tylko opracowywania przesłuchań, ale ich prowadzenia - inaczej zdążyłby już zapleśnieć.Miał rok do emerytury, dobry samochód i segment pod Wilanowem, pusty, odkąd się rozwiódł.Przez długi czas sądził, że z wnuczką ułoży mu się lepiej niż z dziećmi.Ale ta, przyjąwszy od niego pieniądze na studia oraz mieszkanie, oznajmiła, że go nienawidzi i zaangażowała się w zwalczanie rasizmu.I miał jeszcze porachunki, na których położył już kreskę.Odnosił wrażenie, że nikt lepiej od niego nie wie, jak rozmawiać z tym pacjentem dla Lancy.Tak, perspektywa zamknięcia InterDaty to było coś, czym Robert potrafił się przejąć.Przejmował się tym całą drogę w kierunku centrum.Pogrążony w myślach, nie zwracał nawet większej uwagi ani na korki, ani na cwaniaczków, którzy wciskali się przed niego z sąsiednich pasów, ani na wściekłe trąbienie kierowców za nim, zirytowanych, że na to pozwala.Znalazłby się znowu w tej samej sytuacji, jak po odejściu z Kancelarii, kiedy Brzozowski wciągnął go do InterDaty.- Stary, nie zachowuj się jak gówniarz! - wrzeszczał, gdy Robert oznajmił mu, że nie będzie pracować dla pani prezydent i jej sekretarza.- My jesteśmy fachowcami.Fachowcy robią swoją robotę i nie interesuje ich, kto jest akurat prezydentem, a kto nie.Co będziesz robić, latać z ulotkami?I chyba najbardziej musiało Brzozowskiego irytować, że Robert nawet się z nim nie kłócił.Nie miał żadnych argumentów.Po prostu podziękował za pracę i odszedł.Już on? Czy jeszcze Tamten?Tak czy owak, cieszył się, kiedy potem Brzozowski odezwał się, że jest ta robota.Kim Robert byłby bez niej i bez sprzętu? Nieudanym dziennikarzem i byłym pracownikiem Kancelarii Państwa, z wyautowanej ekipy, znającym się z grubsza na komputerach.Z grubsza - bo gdyby miał teraz przesiąść się do klawiatury i poprzestawać w wędrówkach po Tamtym Świecie na goglach i sensorycznych rękawicach, musiałby się uczyć wszystkiego od nowa.Nie pamiętał, jak brzmiała więcej niż połowa komend, które przywykł wydawać jednym ruchem ręki.Może to był Tamten.Zastanawiał się, kiedy Tamten odszedł.Jedyna odpowiedź brzmiała: wtedy, kiedy zrozumiał, że tak już być musi.Że nie ma zmiłuj.Pretensje -do Pana Boga, że tak urządził świat.Sprawy, w które Tamten tak wierzył, były już załatwione, skończone i przyklepane.Pan Bóg Polskę zmierzył, zważył i wydał wyrok.Tak musiało być.Nie zostawało nic, tylko pogodzić się z losem.A Tamten tego nie potrafił.Więc musiał umrzeć.Rozpłynął się bez śladu, wyrzucając na brzeg życiowej stabilizacji pogodzonego z klęską kataryniarza o zmiętoszonej twarzy, na której lęgły się pierwsze zmarszczki, i o duszy przepełnionej głuchym żalem.Tamten mógł wierzyć, że jak się zniszczy komunę, że jak Polska będzie wolna.Skrzywił się boleśnie.Napatrzył się na tę wolną Polskę.Napatrzył się jak mało kto, jako dziennikarz, facet z biura prasowego Belwederu, w końcu jako kataryniarz.Napatrzył się i wciąż nie mógł zrozumieć - co za fatum wisi nad tym nieszczęsnym krajem, co za przekleństwo, że jeśli nawet pojawiał się tu ktoś porządny, to albo zaraz znikał nie wiedzieć gdzie, albo po fakcie okazywał zupełnie inny i tak czy owak do wyboru zostawali tylko kretyni i złodzieje, świnie i dupy wołowe, cynicy i nieudacznicy - i proszę, wybieraj, chciałeś wolności, chciałeś demokracji, no to teraz masz, możesz sobie wybrać, kogo przyjdzie ochota.A ochota przychodziła tylko, żeby sobie w łeb strzelić.To była odpowiedź na dręczące go od rana pytanie, co stało się z jego młodością: przegrał ją.Rzucił ją do puli, zanim zrozumiał, co to za gra odbywa się wokół niego, kogo, z kim - postawił swoją młodość, bo nic innego nie miał, a dalej już było tak, jak musi być, gdy ktoś gra o zbyt wielkie dla niego stawki.Musiał, chciał czy nie chciał, dokładać coraz więcej, coraz więcej i więcej, żeby nie wypaść z gry i nie stracić wszystkiego, zanim jeszcze karty zostaną sprawdzone [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl