[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ludzie wydali okrzyk przerażenia; w ramionach Waleriusza spoczywała niewiasta, w której rozpoznali swoją królową, a tu, w drzwiach świątyni słaniała się inna, będąca lustrzanym odbiciem tej pierwszej.Ujrzawszy zataczającą się wiedźmę Waleriusz poczuł, jak krew lodowacieje mu w żyłach; wszak jego miecz przeszył ją, rozdzierając serce.Powinna być martwa - takie są prawa natury.A jednak stała tam o własnych siłach, chwiejna, lecz ciągle żywa.- Thaug! - krzyknęła zwracając się ku wrotom świątyni.- Thaug!W odpowiedzi na owo przerażające wezwanie z wnętrza dobył się grzmiący piorunową mocą rechot, trzask miażdżonego drewna i zgrzyt dartego metalu.- To jest królowa! - ryknął setnik Shemitów pochylając łuk.- Szyjcie w męża i niewiastę na schodach!Ale pomruk rozdrażnionej sfory narastał wśród tłumu; ludzie w końcu odgadli prawdę, zrozumieli żywiołowe nawoływania Wałeriusza i poznali, że zwisająca w jego ramionach kobieta to ich prawdziwa królowa.Z mrożącym krew w żyłach rykiem uderzyli na Shemitów, kąsając i drąc pazurami, mordując gołorącz z desperacją zdradzającą długo tłumioną furię, która w końcu znalazła ujście.Ponad kłębiącym się wirem ludzi i koni Salome zachwiała się i padła na marmurowe schody, martwa ostatecznie.Strzały świstały dookoła Waleriusza uchodzącego pod osłonę kolumn portyku; młodzieniec chronił królową swym własnym ciałem.Tnąc na prawo i lewo, bezlitośnie szyjąc z łuków, konni Shemici walczyli z tłumem o własne życie.Waleriusz skoczył do drzwi świątyni i gdy już unosił stopę nad progiem, nagle zawrócił z okropnym krzykiem.Z mroku panującego w odległym końcu nawy wychynął olbrzymi, czarny kształt – i ruszył na Waleriusza, posuwając się długimi, żabimi skokami.Młodzieniec dostrzegł błysk wielkich, nieziemskich ślepi, olbrzymie kły i zarysy szablistych pazurów; odskoczył od drzwi, a świst strzały koło ucha przypomniał mu, że śmierć czyha i za plecami.Czterech czy pięciu Shemitów, wyrąbawszy sobie drogę przez tłum, wjeżdżało końmi na schody, mierząc weń z łuków.Uskoczył za kolumnę, a groty strzaskały się o kamień.Taramis dawno już omdlała, zwisała w jego ramionach jak martwa.Nim Shemici zdążyli wypuścić następne strzały, wrota świątyni zatarasowało gigantyczne cielsko; najemnicy wydawszy przeraźliwy krzyk trwogi zawrócili konie i ogarnięci przerażeniem wcięli się w tłum; ten cofnął się w popłochu, a ludzie potykali się i przewracali, depcząc po ciałach leżących.Ale potwór zdawał się widzieć tylko Waleriusza i królową.Przecisnąwszy swe potężne, galaretowate cielsko przez ościeże, rzucił się za młodzieńcem umykającym w dół po schodach.Waleriusz poczuł, jak t o piętrzy mu się za plecami - olbrzymia bestia, szpetna niczym wybryk natury wycięty z serca nocy; czarna, galaretowata masa, w której tylko ślepiące krwiożerczo oczy i potężne kły dawały się wyróżnić.Wtem dał się słyszeć gwałtowny tętent kopyt i oddział Shemitów zalanych krwią i okrutnie posieczonych, wychynąwszy od południa na plac, jął na ślepo przerąbywać się przez gawiedź; tuż po nich wpadła na plac grupa jeźdźców nawołujących się w znajomym języku, wywijających okrwawionymi mieczami - to powracali zbiegli na pustynię Khaurańczycy! Wraz z nimi cwałowało pięćdziesięciu czarnobrodych nomadów z potężnym wojownikiem w czarnej kolczudze na czele.- Conan! - zawrzasnął Waleriusz.- C o n a n!Olbrzym dostrzegł go i rzucił rozkaz; nie zwalniając biegu koni, pustynni jeźdźcy unieśli łuki, napięli cięciwy i wypuścili strzały; śmiercionośna chmura zaśpiewała ponad falującym morzem ludzkich głów i pogrążyła się w cielsku potwora znacząc pierzastymi lotkami czarną, kostropatą skórę.Potwór stanął, zachwiał się i ryknął okropnie, a wyglądał jak czarna plama na tle białych kolumn portyku.Powtórnie napięli jeźdźcy cięciwy i kąśliwy rój pomknął do celu, i raz jeszcze.Potwór zachwiał się mocniej, paskudny rechot wydarł się z przepastnej gardzieli i bestia padła, tocząc się po schodach świątyni - martwa, tak jak wiedźma, która ją wywołała z otchłani minionych epok.Conan ściągnął wodze i zeskoczył z konia przed portykiem.Waleriusz złożył królową na marmurowe płyty i padł przy niej, wyczerpany do utraty tchu.Tłum zbliżył się ku nim, napierając; Cymmeryjczk odpędził gawiedź przekleństwem, klęknął przy leżącej niewieście i uniósłszy spowitą czarnymi lokami głowę, złożył ją na swym odzianym w czarną kolczugę ramieniu.- Na Croma! Wszak to Taramis! Kim jest tedy tamta druga?- Diablicą, która przybrała jej kształt - odparł Waleriusz.Conan zaklął szpetnie; zerwał płaszcz z ramion najbliższego wojownika i okrył nim nagość królowej [ Pobierz całość w formacie PDF ]