RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I na to się zanosiło.Czym prędzej więc spisał to, czego się dowiedział i rozesłał do wszystkich sąsiednich dolin, także do Ithkrypt.Jak można się było domyślać ze słów majaczącego rannego, rzeczywiście był szpiegiem, zwiadowcą armii, która w niedługim czasie miała wylądować u naszych brzegów.Zrozumieliśmy, że Alizończycy uznali nasze rządy za tak słabe i nietrwałe, iż można na nas najechać w dogodnej chwili i zamierzali to zrobić.I tak zawisła nad naszym światem wielka ciemna chmura.Lecz ja ściskałam w dłoni kryształową kulę, nie ciekawa Alizonu ani alizońskich szpiegów, przekonana, iż w jakiś sposób Kerovan spełni moje życzenie i będę mogła spojrzeć na podobiznę męża, który nie był potworem.KerovanWielce byłem zdziwiony, gdy dowiedziałem się, że Jagon wrócił, zanim ja i Riwal przybyliśmy z Odłogów.Jego gniew był tak wielki, że gdybym był młodszy, zapewne uciąłby witkę z najbliższej leszczyny i z jej pomocą nauczył mnie moresu.Zauważyłem, że wynikał nie tylko z mojej wyprawy w nieznane, ale i z czegoś, co zasłyszał w Ulmskeep.Wykrzyczawszy swoją złość, nakazał mi słuchać z taką powagą, iż krnąbrne uczucie buntu, którym odpowiedziałem na jego karcenie, znikło.Na zamku w Ulmskeep byłem dwukrotnie w życiu, za każdym razem wtedy, gdy moja matka składała wizytę swoim krewnym.Znałem go więc, tak jak i niższą partię doliny.Także wówczas gdy ojciec przyjeżdżał do mnie, cierpliwie uczył mnie rozkładu naszych ziem i mówił o potrzebach naszych poddanych — rzeczach, które będą mi potrzebne w dniu, kiedy przyjdzie mi zająć jego miejsce.Lecz wieści, jakie przywiózł Jagon były zupełnie nowe.Po raz pierwszy usłyszałam o najeźdźcach (chociaż wtedy jeszcze ich tak nie nazywano, bo zdawali się być gośćmi, gdy schodzili ze statków w Ulmsporcie).Z jaką pogardą patrzyli na nas, wkrótce mieliśmy się przekonać, bo głupi nie jesteśmy.Być może my, ludzie z dolin, zbyt wiele wagi przykładamy do własnej niezależności i łączymy swe siły tylko w chwilach nagłej i palącej potrzeby.Lecz jak dzikie stworzenia umiemy zwietrzyć niebezpieczeństwo, jeżeli wejdzie na nasz teren.Rok, czy kilkanaście miesięcy wcześniej, zaczęli węszyć koło naszych portów, u ujścia rzek.Wtedy postępowali ostrożnie, podając się za handlarzy, a towary, jakie oferowali w zamian za naszą wełnę, były nowe, przyciągały wzrok i miały wzięcie.Ale oni sami trzymali się raczej na uboczu, chodząc dwójkami lub trójkami, nigdy samopas.Nie trzymali się portów, ale wyruszali w głąb lądu, tłumacząc się, że szukają zbytu.Byli obcy i dlatego traktowani z nieufnością, szczególnie na ziemiach sąsiadujących z Odłogami, mimo iż wiadomo było, że to przybysze zza morza.Witano ich uprzejmie i podejmowano na prawach gości, ale gdy patrzyli, słuchali i od niechcenia zadawali pytania, odwzajemniano się im tym samym.Niebawem mój ojciec na podstawie meldunków zauważył w ich podróżach metodę, która niepodobna była do kupieckiej, ale jego zdaniem znamionowała raczej zachowanie zwiadowców na obcej ziemi.Po cichu tedy posłał do naszych najbliższych sąsiadów: Uppsdale, Fyndale (gdzie zjechali pod pozorem wielkiego targu, który się tam odbywał), Flathingdale, a nawet Vastdale, która miała też własny port, Jorby.Ze wszystkimi panami na tych dolinach żył dobrze, nie było między nami waśni, zaś oni byli gotowi wysłuchać go, a następnie wysłać własnych ludzi na zwiad.Przekonywali się coraz bardziej, że mój ojciec poprawnie ocenił sytuację, a obcy zza morza węszyli po naszych ziemiach, mając na uwadze jakiś własny swój cel, który nie wróżył nic pomyślnego dolinom.Wkrótce miano zadecydować, czy uznać to za wspólną sprawę i zakazać statkom z Alizonu zawijania do portów.Jednakże próba przekonania panów, aby złączyli wysiłki dla jednej wspólnej sprawy, była zadaniem, którego podjąłby się jedynie człowiek ogromnej cierpliwości.Żaden z panów nigdy otwarcie nie poddałby się woli innego.Nie mieliśmy wodza, który zjednoczyłby wszystkich pod jednym sztandarem i jednym dowództwem.I to miało nas zgubić.Teraz w Ulmskeep spodziewano się pięciu panów z Północy; planowano wymienić poglądy w tej sprawie.Lecz taki zjazd wymagał uroczystości, o której ludzie rozprawialiby tyle, by obcym nie objawiła się jego prawdziwa przyczyna.Mój ojciec znalazł taki powód: pierwsze nadanie broni swemu dziedzicowi i ceremonia przyjęcia mnie do drużyny, co już należało uczynić przy moich latach.Do tej chwili uważnie śledziłem słowa Jagona, ale jego bezceremonialne oświadczenie, że to ja mam być oficjalną przyczyną tego zgromadzenia, poruszyło mną do głębi.Od dawna byłem przyzwyczajony żyć na osobności, z dala od zamku i krewnych, i jedynie takie życie zdawało mi się stosowne dla mnie.— Ale.— usiłowałem protestować.Jagon bębnił palcami w blat stołu.— Nie, to on ma rację, pan mój Ulric.Zbyt długo byłeś odsunięty od wszystkiego, co według prawa tobie się należy.On musi to zrobić, nie tylko dlatego, aby móc skrycie pomówić z panami, ale dla twego własnego dobra.Przekonał się, że szaleństwem było jego dotychczasowe postępowanie.— Szaleństwem.? — Byłem zdumiony, że Jagon w taki sposób wyraża się o moim ojcu, ponieważ był poddańczo wierny Ulricowi i oddawał mu cześć, jaką zapewne obdarzyłby Dawnego.— Tak rzekę: szaleństwem! — Słowo to wystrzeliło po raz wtóry z jego warg jak bełt z kuszy.— Jest tam u niego kilku domowników, którzy chętnie widzieliby, żeby sprawy potoczyły się inaczej.— Zawahał się i wiedziałem, co chce mi dać do zrozumienia: że moja matka wolała moją siostrę i jej narzeczonego i w nich widziała dziedziców na Ulmsdale.Nigdy nie zasłaniałem uszu na pogłoski docierające do zagrody leśnika, w przekonaniu, że powinienem wiedzieć i o najgorszym.— Popatrzeć tylko na ciebie! — Jagon ponownie wpadł w złość [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl