[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- A potem ciągnął ją na zadek do magazynu, na worki z cukrem, zawsze w to samo miejsce, zawsze wartko i od tyłu, na pół minuty, żeby jego baba nie zmiarkowała, od pięciu lat to samo i od pięciu lat czekolada była niedobra, bo brał ją z okna wystawowego, i była cała szara.I od pięciu lat Kaśka przysięgała: „Jäschke? Nigdy więcej!”.A jednak nie miała potem odwagi odmówić.Ale co taka dziewczyna ma z życia? Wcześnie wstaje, pije kawę zbożową, posmaruje trochę chleba, wsiądzie do tramwaju.Na placu Piotra - Pawła trzeba się przesiąść do Bytomia, pracować dziesięć godzin, tą samą trasą z powrotem, a mężczyźni zawsze chcą ino tego samego i żaden nie chce się z nią ożenić, kiedy sprawy zajdą już tak daleko, że wszyscy o nich wiedzą.Gdyby Jäschke był uczciwy, nie mógłby na nią patrzeć z przodu, nie była bowiem pięknością.Ale kiedy ją brał od tyłu, mógł przynajmniej rozmyślać o Anni Ondra, do której miał słabość.Jeśli trzy razy w roku był odpust, Kaśka kupowała sobie cukierki na kaszel, pokręciła się parę razy na karuzeli, przejechała się kolejką grozy i wszystko zaczynało się od nowa.Jechała do pracy, a wieczorem wracała do swojej izdebki na zadku w podwórzu.Jäschke inkasował czynsz.Przez wszystkie dni była samotna, ale gdy w lecie nastał dzień prania, a powietrze tutejsze zaczęło ogłupiać chłopów, przychodzili do niej znowu wszyscy z tytkami cukierków i pralinkami.Życie było takie nędzne! Dla Jäschkego zaś życie było piękne.„Zawsze powiadam - mówiła Świętkowa - wszystko będzie, jak ma być.Raz człowiek ma szczęście, a raz pecha”.Raz o włos i ona miałaby takiego pecha.A było to dokładnie 21 lipca 1929 roku.Przypominała sobie to, jakby to było wczoraj, bo to było w piątek.A w piątek zawsze u niej były tłuczone kartofle w sosie musztardowym i jajka sadzone.Piątek to dzień postny.Przyszedł wtedy ktoś z kopalni, akurat kiedy zaczęła robić ten sos i zastanawiała się, czy tego starczy.- Słuchajcie no, przychodzę z kopalni i mam zawiadomić, że waszego Świętka zasypało.Ale nie był trup na miejscu.Ponieważ się jeszcze ruszał, natychmiast zadzwonili po karetkę.To było coś! Mercedes benz.Na sygnale, tititita, wieźli Świętka do lazaretu.Nawet przejazd cesarza nie wypadłby okazalej.Mój brat też ma motor, jawę, z Czech.A kiedy w niedzielę ruszamy, to z takim rykiem, że wszyscy ludzie się oglądają.Nie macie tam kapinki gorzałki, okropnie się zdenerwowałem.Tak łatwo mogło się coś zdarzyć.Załóżmy, że nie uratowaliby Świętka! Wtedy kopalnia wymówiłaby od razu mieszkanie.Oszczędności w domu nie było, mieszkania bez pieniędzy dostać nie można i nędza zajrzałaby człowiekowi w oczy.Ale mieli szczęście, bo na osiedlu Camillus był jakiś Żyd za lekarza, dobry lekarz.Zasadniczo nie można było nic przeciwko Żydom powiedzieć, ale raz na Wielkanoc farorz Kozioł tam na górze, na ambonie, sprowadził swoje kazanie mimochodem na ukrzyżowanie i dał do zrozumienia, że Żydzi byli w tę sprawę zamieszani.Pan Bóg ich wtedy przeklął po wsze czasy, a człowiek nie powinien wścibiać swojego nosa do wyroków boskich.Zasłużona kara ich nie minie.I wtedy na zadku, po męskiej stronie, ten idiota Pelka zaczął nagle głośno klaskać, jak w operetce.To się brało z tego, że jak ktoś tylko raz w roku, na Wielkanoc, szedł do kościoła i szybko sobie kazał podawać sakramenty, to nie mógł oczywiście wiedzieć, że klaskanie w kościele nie uchodzi.Nawet wtedy, jeśli kazanie było wyjątkowo piękne.Wszyscy ludzie obejrzeli się na Pelkę.- Ale mimo wszystko jest lepiej - mówiła Świętkowa - jeśli ktoś idzie choć raz w roku do kościoła, czyni tam brewerie i zblamuje się, przyjąwszy jednak sakramenty, niż tak jak Świętek, który w ogóle do kościoła nie chodzi.A stał się takim dopiero od tego nieszczęścia, a przecież właśnie dlatego powinien zachowywać się inaczej, bo w tym na pewno był palec boży.Świętek wstawał o czwartej rano i wkładał koszulę, raz na tydzień czystą.Galoty, skarpetki wełniane, wysokie trzewiki, rozdmuchiwał ogień z popiołu, nakładał cienkiego drzewa, a potem grubszego, węgla i gotował sobie najpierw herbatę z lipy i dziewanny, zależnie od sezonu.Albo herbatę z łupin po jabłkach [ Pobierz całość w formacie PDF ]