[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I w ogóle.!- “W ogóle" rzeczywiście jest argumentem najistotniejszym.Karol już syczał, ale Justynka mu przerwała.- Mieszkam w domu wuja, żywię się za wuja pieniądze, zużywam wodę, za którą wuj płaci, i za nic w świecie nie chcę być niegrzeczna, ale muszę powiedzieć, że wujowi też by się przydała kuracja odchudzająca.Niekoniecznie taka drakońska, mogłaby być długofalowa.To istny cud boski, że wuj jeszcze nie ma ciśnienia.!- Naprawdę sądzisz, że nie mam żadnego ciśnienia?- Boże drogi.Przepraszam, zapomniałam się.Podwyższonego.- Nie trać nadziei.- Teraz wuj się zapomina.Ciocia tego nie słyszy, płacze z głodu w łazience.- Byłoby wskazane, gdyby płakała w kuchni.Duża oszczędność soli.Nie będzie mi głupia sierotka dyktowała trybu postępowania!Z pewnym wysiłkiem Justynka pohamowała chęć natychmiastowego zerwania się od stołu, spakowania swoich rzeczy i wyniesienia się bodaj pod most.Zdążyło jej mignąć w głowie, że ciotka właśnie by się zerwała.- Dlaczego wuj chce mnie tak bezsensownie obrazić? - spytała cicho.- Przecież to nie moja wina, że jestem sierotą.Nic na to nie mogłam poradzić.I na pewno do końca życia nie zapomnę, że tutaj znalazłam dom.A jeśli idzie o wrodzoną głupotę, to to jest zwyczajny dopust boży i też nic na to nie możemy poradzić.Karolowi zrobiło się głupio.Najpotężniejsza nawet furia nigdy nie przeszkadzała mu myśleć.Uświadomił sobie, że się zagalopował ze złości, ale żadne przeprosiny nie przeszłyby mu przez gardło.Ponadto przypomniał sobie, że sam, dobrowolnie, ożenił się z wrodzoną głupotą, która ujawniła talent szczególny, a na tym talencie zależy mu bardziej niż sądził.Obarczanie winą za to Justynki było zupełnym idiotyzmem, chociaż to ona właśnie wyzwoliła szaleństwo jego żony.Niewykluczone, że miała trochę racji.Milczał przez chwilę, bo tak okropnie nie chciał godzić się z czymś, na co nie miał ochoty.- Żywię nadzieję, że efekty będą warte swojej ceny - rzekł sucho.- Jutro zjem obiad na mieście.Przyjadę pod wieczór i niech ona będzie gotowa.Korciło go strasznie, żeby pozostawić dom w niepewności, bo może, wściekły na Malwinę, pozbawi ją uczestnictwa w bankiecie, ale wiedział doskonale, że tego nie uczyni, bał się, że w ostatniej chwili zastanie ją w proszku i we łzach, a ponadto tajemnicza siła kazała mu Justynkę traktować inaczej.Zasługiwała na “inaczej".Justynka komunikat przyjęła w milczeniu.Ostatnie fragmenty obiadu z najwyższym trudem przenikały do jej przewodu pokarmowego.Nie miała najmniejszych wątpliwości, że wuj zatrzymał się na jakimś skraju okropieństwa, że zemstę wywrze na ciotce, poczuła się odpowiedzialna za wszystko i zwątpiła w jakikolwiek pozytywny rezultat starań.Nagle gwałtownie zapragnęła narady z Konradem, bo on jeden miał pojęcie, o co tu w ogóle chodzi.Malwina wcale nie siedziała w łazience i wcale nie płakała.Nie zamierzała niszczyć dzieła kosmetyczki, która tak genialnie odremontowała jej twarz.Przypomniał jej się film, na którym jedna gruba baba schudła, i w gościnnym pokoju na górze uprawiała gimnastykę.Wymachy nóg i skłony, może chociaż odrobinę tego sadła spali, może bodaj centymetr, pół centymetra.Byle do jutra!Niewiele brakowało, a spędziłaby noc na obieganiu ulic dookoła domu.Zapewne uczyniłaby to, gdyby wiedziała, że na tym bankiecie ma być także jej sól w oku, Jola, nie jako żona Karola, tylko zwyczajnie, służbowo, jako tłumaczka.* * *Z Konradem Justynka porozmawiała zaledwie przez chwilę, przez telefon.- Teraz mi przychodzi do głowy, że i tę komórkę musiałabym wujowi oddać - powiedziała nerwowo.- Chociaż zapłaciłam.I nijak bym książek na plecy nie wzięła, chociaż moje.Boże drogi, jak to jednak trzeba myśleć.- Moment, czekaj - poprosił Konrad.- Można wiedzieć, o czym właściwie mówisz?- O, nie.Za dużo jest tego.Jutro ci powiem.A tak strasznie chciałam powiedzieć ci wczoraj wieczorem!- Ale może chociaż powiedz, o czym?- O wszystkim.Przerwa się kończy, muszę to wyłączyć.Ale może jak oni pojadą na bankiet, to ty wrócisz?- Wrócę po ósmej nawet z końca świata.Gdyby tę rozmowę usłyszała Jola, nie miałaby najmniejszych wątpliwości, że jej brat musi być zakochany do szaleństwa, skoro na pytanie “.wrócisz?" nie odpowiedział: “Bo.?"* * *Popołudnie przed bankietowym wieczorem stanowiło apogeum wszystkich dotychczasowych udręk i katuszy.Chiffon-velour na Malwinę wlazł.I nawet się dopiął.Wdzięczność należała się gorsetowi, który prawie uniemożliwiał Malwinie oddychanie, ale od razu postanowiła, że oddychać nie będzie.Nie musi.Wystarczy jej tlenu, dostarczanego przez szczęście.Justynka zachowała zdrowy rozum i obiektywne spojrzenie.Wczoraj naraziła się śmiertelnie wujowi, trudno, dziś narazi się ciotce.Skutki nie do przewidzenia, ale przecież, do licha, jakoś da sobie radę, dorosła jest, pełnoletnia! Dorosłość do czegoś zobowiązuje!- No i widzi ciocia - zaczęła delikatnie.- Gdyby to były dwa tygodnie, a jeszcze lepiej trzy.- Trzy tygodnie na tej brei obrzydliwej? - oburzyła się Malwina [ Pobierz całość w formacie PDF ]