RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tamże okazało się, żeopony są przecięte.Zdziwiłam się jeszcze bardziej.Właściciel warsztatupowiedział parę barwnych słów na temat chuliganów i wandali i obiecałzwulkanizować jeszcze tego samego dnia.Koła z warsztatu przywiózł mi znajomy, ado założenia ich posłużył jeden z moich synów.Rzecz miała miejsce w środę.Wsobotę wieczorem wrócił do domu mój młodszy syn z ponurym wyrazem twarzy.- Tyto robisz specjalnie! - rzekł oskarżycielsko już od progu.- Ja nie wiem, co cina tym zależy, żebym ja resztę życia spędził na zakładaniu kół! Zaniepokoiłamsię okropnie i popędziłam na dół.Znów siedziały dwie opony, tym razem prawe,przecięcia na nich były wyraznie widoczne.Trafił mnie straszny szlag, pojąć niemogłam, co za bydlę tak się mnie czepia, i pomyślałam, że może to ktoś, kto tępi hazard.Rżnie mi opony w sobotę wieczorem, żebym nie mogła w niedzielę jechać nawyścigi.Na tę myśl trafił mnie szlag jeszcze większy i popędziłam z powrotem domieszkania, nawiązywać kontakty z milicją.Powołanie się na bliską znajomość zkapitanem Różewiczem dało znakomite efekty.W Komendzie Miasta, od którejoczywiście zaczęłam, dyżurował akurat między innymi porucznik Michał Pietrzak.Osobiście przyjechał radiowozem oglądać moje opony i zainteresował się osobąewentualnego sprawcy.- Nie uważa pani, że to pan Rokosz? - spytał z nadzieją.-Jest przekonany, że to pani mu ukradła te dolary i teraz się mści? Z grzecznościugryzłam się w język i nie powiedziałam, co na ten temat myślę.- Pana Rokoszaniech pan od razu wykluczy - odparłam gniewnie.- Umarłby na sam widok ostregonarzędzia.Prędzej ten pacan z taunusa, bo mu się wyraznie nie podobałam.Porucznik z kolei zainteresował się osobą pacana z taunusa.Pożałowałam, że nieprzyjrzałam mu się dokładniej, opisałam spotkania z wiśniowym samochodem ipodałam zapamiętany numer.Przyczyn niechęci pacana do mnie nie zdołałamwymyślić, uparłam się natomiast przy złożeniu zeznań na temat opon na piśmie.Zwielkim trudem dałam sobie wyperswadować składanie ich natychmiast i zgodziłamsię poczekać do poniedziałku.W niedzielę rano pożyczyłam szóste koło i na złośćelementom przestępczym pojechałam na wyścigi.Następnie usiłowałam pilnowaćsamochodu, czyniąc nagłe wypady z domu na parking o rozmaitych porach doby, znadzieją złapania sprawcy.W charakterze broni zabierałam ze sobą mój ulubionytłuczek do mięsa.Być może moje usiłowania zdenerwowały nieco tajemniczychzłoczyńców, bo popełnili okropny błąd.Pomylili obiekty.Za którymś kolejnymrazem, wyskoczywszy z domu i przekradłszy się mściwie przez trawniczek zaoficyną, ujrzałam na skraju parkingu jakiegoś rozglądającego się czujniewyrostka.Wyrostek na mój widok gwizdnął na palcach i rzucił się do ucieczki.Równocześnie spomiędzy samochodów poderwał się drugi wyrostek, potknął się okrawężnik, odzyskał równowagę i pognał za pierwszym.Parking posłużył zabieżnię, uzupełniając rekordy sprintu runęłam w kierunku samochodów istwierdziłam rzecz straszną.Mianowicie siadały właśnie dwa prawe koła, ale niemoje, tylko syreny, stojącej obok mojego volkswagena.Nawet nie zdążyłam poczućsię zaskoczona, bo wystarczyło spojrzeć i porównać oba wozy.Miały podobną niecosylwetkę i identyczny kolor.Nieszczęsny, młodociany wandal w zdenerwowaniu ipośpiechu nie zwrócił widocznie uwagi na numer i dziubnął niebieski samochód,stojący w odpowiednim miejscu.Na myśl o właścicielu syreny za-wróciłam niczymgromem rażona i uciekłam z parkingu równie szybko jak sprawcy czynu.Nieomieszkałam jednakże powiadomić o fakcie milicję, która i tak już moje oponyuważała za ciężki dopust boży.Chcąc wreszcie położyć kres głupim wybrykom, azapewne także pozbyć się mnie, dokonała natychmiastowych energicznych poszukiwańna tonącej w mrokach wieczoru mokotowskiej skarpie.Poszukiwania dały efektwątpliwy, być może dzięki mojej pomocy, nim się bowiem zaczęły, wysłałam w terenza wyrostkami mojego syna.Milicja poświęciła czas i siły na sprawne osaczeniepętającego się po skarpie wysokiego, młodego faceta.Mój syn, ujrzawszy z dalajakiś podejrzany ruch w ciemnościach, skradał się w kierunku milicyjnego wozu.Wten sposób, funkcjonariusze MO i mój syn, złapawszy siebie wzajemnie, kompletniestracili serce do akcji.W tydzień pózniej przecięto mi wszystkie cztery oponyrównocześnie.Dantejskie piekło, które natychmiast rozpętałam, godne było conajmniej poczwórnej zbrodni, przy czym wydatnie pomagał mi w nim właścicielniebieskiej syreny [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl