[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Otworzył oczy i zobaczył swojego wnuka.Miał ochotę roześmiać się głośno.To chyba muszą być geny, pomyślał.Wspomniał setki spraw kryminalnych, jakie rozpatrywał.Problem polegał na tym, że rzadko zwycięstwo lub porażka na sali sądowej oznaczało to samo w prawdziwym życiu.Miałem do czynienia z różnymi postaciami winy i niewinności, różnymi poziomami sukcesu bądź kieski.Człowiek oskarżony o przestępstwo pierwszego stopnia skazywany był za przestępstwo drugiego stopnia dzięki porywającej mowie obrońcy: dla niego był to sukces, dla rodziny ofiary - porażka.Podobnie rzecz się przedstawiała z pijanym kierowcą, uniewinnionym od zarzutu spowodowania śmiertelnego wypadku, ponieważ policjant z drogówki zapomniał zaznajomić go z jego prawami, zanim przeprowadził badanie trzeźwości; tu prawo zostało podane na tacy winnemu, okradzeni zaś zostali z niego przez czyjeś zaniedbanie ci, którzy przeżyli.Rabuś, oskarżony o włamanie z bronią w ręku, ponieważ broń została odnaleziona podczas przeprowadzonej nielegalnie rewizji; jedna rzeczywistość zmienia się w inną pod wpływem sztywnego przestrzegania przepisów.To właśnie było powszedniością w sądzie kryminalnym.Wszystko to był teatr, gdzie każda ze stron próbuje przeforsować własną wersję prawdy.Było to miejsce zimne, bezduszne, wypełnione setkami drobnych kłamstw próbujących stworzyć jedną, jedyną prawdę.Rozejrzał się dokoła, wzrokiem powiódł po poddaszu: To właśnie jest prawda, pomyślał.Pomieszczenie w niczym nie przypominało odległej, majestatycznej sali sądowej.Potrząsnął głową.Przez całe te lata słyszałem, jak ludzie mówią o tych okropieństwach, a nie wiedziałem, jak to jest naprawdę.Przypomniał sobie falę strachu, jaka zalała go, gdy Olivia podniosła pistolet i wystrzeliła w stronę Tommy'ego.Ogarnęło go poczucie winy, ścisnęło go w żołądku.Powinienem był skoczyć na nią, zanim zdążyła strzelić.Powinienem zasłonić Tommy'ego własnym ciałem.Myśl o tym, jak blisko był klęski, spowodowała głośne bicie serca.Zaraz jednak uzbroił się w odwagę.Następnym razem będę gotowy.Uśpili moją czujność, uznał.Zacząłem już nawet przyzwyczajać się do tego ciasnego więzienia, do myśli, że zjawi się ktoś, kto uwolni nas dotknięciem różdżki czarodziejskiej.Co się ze mną stało? Tommy miał rację od samego początku.Jesteśmy żołnierzami, a oni są naszymi wrogami.Popatrzył na chłopca.Masz całkowitą rację.Musimy ratować się sami.Sędzia podniósł raptownie głowę.Do drzwi strychu zbliżały się czyjeś kroki.Zwrócił się do Tommy'ego, ale dziecko już było w trakcie zacierania śladów swojej działalności.Wrócili obaj na prycze czekając na wejście "gościa".Megan jechała z dużą szybkością ulicami przedmieścia, ogarnięta falą gniewu: Zrobiliśmy to.A teraz gdzie, do diabła, oni są.Dlaczego nie dzwonią?Zaciskając mocniej dłonie na kierownicy weszła w podwójny zakręt, wciskając gaz przy wyjeździe na prostą, tak jakby swój niepokój wlewała wprost do silnika samochodu, dodając szybkości, nie była przyzwyczajona do takiej jazdy.Zacisnęła szczęki, wsłuchując się w pisk opon na kolejnym ostrym zakręcie.Przypomniała sobie bladą twarz Duncana, kiedy wrócił zeszłej nocy do domu, swój strach, że nie udało mu się, a po chwili lęk, że mu się udało.Położył neseser z pieniędzmi na stole w kuchni i powoli poduczył zysk z rabunku.- Zrobione - powiedział.- Nie - powiedziała - nie.Nic nie jest zrobione, póki nie odzyskamy Tommych.Skinął głową i odparł:- Cóż, przynajmniej zrobiliśmy początek.Potem opowiedziała mu o włamaniu i dewastacji pokoju bliźniaczek.Większą część poprzedniego wieczora spędziły na porządkowaniu, czekając na powrót Duncana.Przytulił dziewczynki, które zdołały już otrząsnąć się z szoku, i powiedział:- Wszystko będzie dobrze.Megan była tego samego zdania.Trudno jej było wierzyć, że to wszystko zdarzyło się naprawdę.Myślała wyłącznie o Olivii, o jej wyobraźni.Miotały nią sprzeczne emocje.Wiedziała, że Olivia nasłała swojego człowieka, żeby zdemolował pokój bliźniaczek.To było częścią jej planu: zniszczyć i zburzyć nasze normalne życie, a następnie zrujnować nasz spokój, zmusić do uległości.Akcja na bank w Lodi była akcją polityczną.Wyobraziła sobie Olivić stojącą w progu tuż przed wyruszeniem na akcję - arogancko i w zadufaniu pouczającą swój oddział.Megan uśmiechnęła się szyderczo: zbyt często, suko, słyszałam twoje gadanie.Rano, w południe i wieczorem, na każdym tajnym zgromadzeniu i publicznym zebraniu.Nawet nie przyszło by ci do głowy zmienić ton.Omal nie przeoczyła wjazdu na miejskie śmietnisko.Musiała ostro skręcić, omal nie straciła kontroli nad kierownicą, kiedy zarzuciło ją w sypkim żwirze podjazdu.Opanowała samochód i pojechała w kierunku wysypiska.Przy wjeździe stał mały domek.W środku siedział starszy człowiek, paląc papierosa i czytając National Enguirer.Machnął Megan, żeby przejechała, widząc odpowiednią plakietkę na oknie samochodu.Nie zwrócił na nią większej uwagi, co miało swoje plusy.Podjechała do hałdy śmieci jak było można najbliżej.Odór unosił się w zimnym powietrzu.Zatrzymała samochód i wyszła na zewnątrz, starając się oddychać ustami.W bagażniku mała trzy zielone, plastikowe worki.W jednym znajdowało się przebranie Duncana i przybory, których używał podczas rabunku [ Pobierz całość w formacie PDF ]