[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Większość obejrzała się, słysząc dźwięk końskich kopyt i parskanie, niektórzy machali rękami.Niecka zdawała się wypełniona całkowicie zapachem ludzi i zwierząt, gotowania i palonego drewna.Z długiego drzewca zwisał luźno biały sztandar.Jedna z postaci, prawie półtora raza większa od pozostałych, przedstawiała czytelnika, pochłoniętego książką, niewielką w ogromnych dłoniach.Uwaga tego osobnika nie oderwała się na moment od trzymanego dzieła, nawet gdy człowiek z czubem na głowie krzyknął:- Tak więc odnalazłeś ją? Sądziłem, że tym razem nie wrócicie przed nocą.Głos należał do młodej kobiety, ubiór jednak był męski - chłopięcy kaftan i bryczesy - włosy zaś miała krótko ścięte.Podmuch wiatru wdarł się do doliny, powodując że poły płaszczy załopotały, a sztandar rozwinął się na całą długość.Przez chwilę przedstawiona na nim istota zdawała się dosiadać wiatru.Wąż o czterech nogach, szkarłatnej oraz złotej łusce i grzywie złotej jak u lwa.Każdą z jego łap kończyło pięć złotych pazurów.Sztandar, który był częścią legendy.Sztandar, którego większość ludzi zapewne by nie poznała, nawet gdyby załopotał im przed oczami, natomiast przeraziliby się, gdyby poznali jego nazwę.Perrin pomachał dłonią, obejmując tym gestem niejako wszystkich naraz i zjechał na dno niecki.- Witaj w obozie Smoka Odrodzonego, Leya.ROZDZIAŁ 2SAIDINZ twarzą zupełnie pozbawioną wyrazu kobieta Tuath'anów popatrzyła na ponownie obwisły sztandar, potem przeniosła swą uwagę na ludzi zgromadzonych wokół ognia.Jej wzrok zatrzymał się szczególnie długo na zaczytanej postaci, dwukrotnie wyższej i potężniej zbudowanej od Perrina.- A więc Ogir też jest z wami.Nie sądziłam.- Potrząsnęła głową.- Gdzie znajdę Moiraine Sedai?Wyglądało na to, że dla niej sztandar Smoka mógłby równie dobrze nie istnieć.Perrin wykonał gest w stronę surowego szałasu, który stał najwyżej ze wszystkich na stoku, przy przeciwległym końcu niecki.Jego ściany i pochyły dach zbudowano z nie okorowanych bali, był również największy, choć sam w sobie przecież wcale nie taki wielki.Na tyle duży, być może, aby zasługiwać na miano chaty nie zaś szałasu.- Tam mieszka.Ona i Lan.Lan jest jej Strażnikiem.Jeżeli chciałabyś napić się czegoś ciepłego.- Nie.Muszę porozmawiać z Moiraine.Nie był zaskoczony.Wszystkie kobiety, które przyprowadzał do obozu nalegały na natychmiastową możliwość porozmawiania z Moiraine i na dodatek w cztery oczy.Wieści, które tamta z kolei decydowała się im przekazać, nie zawsze były szczególnie ważne, ale kobiety miały w sobie napięcie myśliwego, który poluje na ostatniego na tym świecie królika, by nakarmić nim swą głodującą rodzinę.Na poły zamarznięta żebraczka nie chciała ani owinąć się w koce, ani kosztować gorącego gulaszu, tylko powlokła się zaraz do szałasu Moiraine, boso w padającym wciąż śniegu.Leya zeskoczyła z siodła i rzuciła wodze Perrinowi.- Dopatrzysz, aby ją nakarmiono? - Poklepała chrapy swej klaczy.- Piesa nie jest przyzwyczajona do podróżowania po tak dzikich obszarach.- Z paszą jest teraz dosyć kiepsko - odpowiedział jej Perrin - ale dopilnuję, by, dostała wszystko, co tylko mamy najlepszego.Leya pokiwała głową i bez zbędnych słów zaczęła pospiesznie wspinać się po stoku, unosząc do góry zieloną suknię.Haftowany błękitami czerwony płaszcz falował za nią na wietrze.Perrin zsiadł z siodła, zamienił kilka słów z mężczyznami, którzy odeszli od ogniska, by zająć się końmi.Luk oddał temu, który wziął wodze Steppera.Nie, oprócz jednego kruka nie widzieli niczego, tylko kobietę Tuath'anów i góry.Tak, kruk został zabity.Nie, nie powiedziała im nic o tym, co dzieje się w świecie poza górami.Nie, nie ma najmniejszego pojęcia, czy wkrótce wyruszą."O ile w ogóle" - dodał w myślach.Moiraine trzymała ich tutaj przez całą zimę.Shienaranie nie uważali, że wydaje im rozkazy, nie tutaj, ale Perrin wiedział, że Aes Sedai w jakiś sposób zawsze doprowadzały do tego, by sprawy szły po ich myśli.A szczególnie Moiraine.Kiedy konie zostały odprowadzone do naprędce skleconej, długiej stajni, jeźdźcy podeszli do ognia, by się ogrzać.Perrin odrzucił swój płaszcz na ramiona i z wdzięcznością wyciągnął dłonie ku płomieniom.Wielki kociołek, na pierwszy rzut oka robota z Baerlon, rozsiewał wokół zapachy, od których ślina nieprzerwanie napływała mu do ust.Wyglądało na to, że ktoś miał dzisiaj szczęście podczas polowania, a guzowate korzenie otaczały ścisłym kręgiem drugie ognisko, wydając z siebie zapach przypominający pieczoną rzepę.Zmarszczył nos i postanowił skupić się na gulaszu.W coraz większym stopniu jadał tylko mięso.Kobieta w męskim ubraniu powiodła wzrokiem w ślad za Leyą, która znikała właśnie w szałasie Moiraine.- Co widzisz, Min? - zapytał.Podeszła bliżej i stanęła przy jego boku, w jej ciemnych oczach widniało zmartwienie.Nie rozumiał, dlaczego uparła się nosić spodnie zamiast sukien.Być może to dlatego, że znał ją, ale nie rozumiał, jak ktoś może spoglądać na nią i widzieć nazbyt przystojnego młodzieńca miast ładnej młodej kobiety.- Kobieta Druciarzy niedługo umrze - powiedziała cicho, jednocześnie spoglądając na zgromadzonych wokół ognia mężczyzn.Żaden nie znajdował się na tyle blisko, by słyszeć.Zamarł bez ruchu, nie mógł przestać myśleć o delikatnej twarzy Leyi [ Pobierz całość w formacie PDF ]