[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie, Aram! Nieeee! - Omal nie spadła ze schodów, tak szybko zbiegała na dół, potem rzuciła się w stronę Arama, starając się odsunąć jego ręce od miecza.- Nie, Aram - wyszeptała niemalże bez tchu.- Nie wolno ci.Odłóż go.Droga Liścia.Nie wolno ci! Droga Liścia! Proszę, Aram! Proszę!Aram wyrywał się jej, niezgrabnie przed nią opędzał, starając się trzymać miecz poza zasięgiem jej dłoni.- Dlaczego nie? - krzyczał gniewnie.- One zabiły matkę! Widziałem je! Mogłem ją uratować, gdybym miał miecz.Mógłbym ją uratować!Te słowa jak cios klingi przeszyły serce Perrina.Druciarz z mieczem wydawał się rzeczą skrajnie nienaturalną, na ten widok niemalże zjeżyły mu się włosy na karku, ale te słowa.Jego matka.- Zostaw go - powiedział znacznie bardziej szorstko, niż zamierzał.- Każdy mężczyzna ma prawo do obrony samego siebie, do bronienia swojej.On też ma prawo.Aram wyciągnął miecz w kierunku Perrina.- Nauczysz mnie, jak się nim posługiwać?- Nie wiem - odrzekł mu Perrin.- Na pewno jednak znajdziesz kogoś innego.Łzy spływały po wykrzywionej grymasem twarzy Ili.- Trolloki zabrały moją córkę - łkała, spazmy targały całym jej ciałem.- I wszystkie moje wnuki, oprócz jednego.A teraz ty zabierasz mi również jego.Jest Zatracony z twojej winy, Perrinie Aybara.Sam stałeś się wilkiem w głębi swego serca i jego również w wilka zmienisz.Odwróciła się i poszła chwiejnie po schodach na górę, nie przestając drżeć od płaczu.- Mogłem ją uratować! - wołał za nią Aram.- Babciu! Mogłem ją uratować! - Nie obejrzała się ani razu, a kiedy zniknęła za rogiem korytarza, on bezwładnie oparł się o poręcz schodów i również zapłakał.- Mógłbym ją uratować, babciu.Mógłbym ją.Perrin zdał sobie sprawę, że Bode również płacze z twarzą ukrytą w dłoniach, a wszystkie pozostałe kobiety patrzą na niego spod zmarszczonych brwi, jakby naprawdę zrobił coś złego.Nie, jednak nie wszystkie.Alanna, stojąc u szczytu schodów, wpatrywała się badawczo w jego twarz tym niemożliwym do odczytania spojrzeniem Aes Sedai, a twarz Faile była omal równie nieprzenikniona.Wytarł usta serwetką, rzucił ją na stół i wstał.Jeszcze był czas, by kazać Aramowi odłożyć miecz i zmusić do przeprosin Ili.Czas, żeby powiedzieć mu.co? Że może następnym razem nie będzie go w pobliżu i nie będzie musiał patrzeć, jak giną jego bliscy? Że być może wróci tylko po to, by zobaczyć ich groby?Położył dłoń na ramieniu Arama, a tamten zadrżał i podał mu miecz, jakby się spodziewał, że wyjmie go z jego rąk.Woń Druciarza wyrażała targające nim emocje, strach, nienawiść i bezdenny smutek.Zatracony, powiedziała o nim Ila.W jego oczach było tylko zatracenie.- Umyj się, Aram.Potem znajdź Tama al'Thora.Powiedz, że proszę go, aby uczył cię posługiwać się mieczem.Tamten powoli uniósł głowę.- Dziękuję ci - wyjąkał, ocierając rękawem kaftana łzy z policzków.- Dziękuję, nigdy ci tego nie zapomnę.Nigdy, przysięgam.Znienacka uniósł miecz, by pocałować obnażone ostrze; gałka rękojeści miała kształt wilczego łba z brązu.- Przysięgam.Czy nie w taki sposób się to robi?- Przypuszczam, że tak - ze smutkiem odrzekł Perrin, zastanawiając się jednocześnie, skąd ten smutek.Droga Liścia była wspaniałą filozofią, niczym sen o wiecznym pokoju, ale podobnie jak każdy sen, nie mogła trwać tam, gdzie była przemoc i gwałt.A nie znał miejsca, gdzie by ich nie było.Być może w jakichś innych Wiekach.- Idź, Aram.Musisz dużo się nauczyć, a czasu może nie wystarczyć.Wciąż wyjąkując podziękowania, Druciarz nie został nawet, by umyć twarz, tylko wypadł prosto przez drzwi gospody z mieczem w obu dłoniach.Doskonale zdając sobie sprawę z grymasu Eldrin, pięści Marin wspartych na biodrze, marsu na czole Natti, nie mówiąc już o łkaniu Bode, Perrin spokojnie wrócił do swego fotela.Alarmy nie było już widać u szczytu schodów.Faile patrzyła, jak bierze do rąk widelec i nóż.- Nie pochwalasz tego? - zapytał cicho.- Mężczyzna ma prawo bronić samego siebie, Faile.Nawet Aram.Nikt nie może go zmusić do podążania Drogą Liścia, jeśli sam nie zechce.- Nie podoba mi się, kiedy czuję w tobie tyle bólu wyszeptała.Nóż, którym kroił płat gęsiny, zamarł w jego dłoni.Ból? Ten sen nie był dla niego.- Jestem po prostu zmęczony - powiedział jej i uśmiechnął się.Nie wyglądało na to, by mu uwierzyła.Zanim jednak zdążył nabrać kolejny kęs strawy, przez frontowe drzwi gospody wsunął głowę Bran.Znowu nosił ten stalowy kask.- Z północy zbliżają się jeźdźcy, Perrin.Mnóstwo jeźdźców.Przypuszczam, że to Białe Płaszcze.Faile odskoczyła, gdy Perrin się podniósł gwałtownie od stołu, ale kiedy znalazł się już na zewnątrz i dosiadał Steppera, a burmistrz mamrotał jakieś rady na temat rozmawiania z Synami, zdążyła dosiąść swej karej klaczy i objechać dookoła gospodę.Sporo ludzi biegło na północny kraniec wioski, porzucając swe zajęcia.Perrin szczególnie się nie śpieszył.Synowie Światłości prawdopodobnie przybyli, aby go aresztować.Zapewne tak właśnie jest.Nie miał najmniejszego zamiaru dać się zakuć w łańcuchy, ale przecież nie będzie prosił ludzi, by za niego walczyli z Białymi Płaszczami.Jechał więc powoli za idącym pieszo Branem, wśród rosnącego z każdą chwilą strumienia mężczyzn, kobiet i dzieci.Na Moście Wozów, rozciągającym się ponad rzeką Winna Jagoda, kopyta Steppera i Jaskółki stukały po grubych deskach.Od tego mostu zaczynała się Droga Północna, biegnąca do Wzgórza Czat, a potem dalej.Niektóre z odległych chmur dymu rozwiały się już w delikatną mgłę, zapewne ogień strawił wszystko, co mogło się palić [ Pobierz całość w formacie PDF ]