RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Si, marchese — powiedział Luigi.— Zyski z nielegalnego handlu tytoniem są tak wielkie, że szmugiel jest prawie nie do opanowania.— I nielegalny handel tytoniem przynosi naprawdę tak wielkie zyski? — dopytywał się Milo z żywym zainteresowaniem, unosząc swoje rdzawe brwi i węsząc chciwie.— Milo — przywoływał go Yossarian — myśl o mnie, proszę cię.— Si, marchese — odpowiedział Luigi.— Zyski z nielegalnego tytoniu są bardzo wysokie.Ten szmugiel jest narodowym skandalem, marchese, prawdziwą hańbą naszego narodu.— Naprawdę? — zauważył Milo z zaaferowanym uśmiechem i ruszył w stronę drzwi krokiem lunatyka.— Milo! — ryknął Yossarian i rzucił się gorączkowo, aby mu przeciąć drogę.— Milo, musisz mi pomóc.— Nielegalny tytoń — wyjaśnił Milo z wyrazem epileptycznego pożądania, szamocząc się rozpaczliwie.— Puść mnie.Muszę zająć się nielegalnym handlem tytoniem.— Zostań i pomóż mi ją odszukać — błagał Yossarian.— Możesz zacząć handlować nielegalnym tytoniem od jutra.Lecz Milo był głuchy i parł naprzód spokojnie, ale niepowstrzymanie.Pocił się, oczy płonęły mu gorączką, jak opętanemu ślepą obsesją,a z rozedrganych warg kapała ślina.Pojękiwał z lekka, jakby odczuwał daleki, niewyraźny ból, i powtarzał w kółko: “Nielegalny tytoń, nielegalny tytoń".Yossarian przekonał się wreszcie, że wszelkie próby przekonywania go są beznadziejne, i zrezygnowany ustąpił mu z drogi.Mila jakby wywiało.Komisarz policji z powrotem rozpiął mundur i spojrzał na Yossariana z pogardą.— Czego pan tu szuka? — spytał zimno.— Chce pan, żebym pana aresztował?Yossarian opuścił pokój i zszedł po schodach na ciemną jak grób ulicę, mijając w hallu przysadzistą kobietę z brodawkami i podwój­nym podbródkiem, która już szła z powrotem.Milo znikł bez śladu.W żadnym oknie nie paliło się światło.Bezludny chodnik prowadził stromo pod górę przez kilka przecznic.Widział blask szerokiej alei za szczytem długiego, brukowanego kocimi łbami wzniesienia.Komisariat policji mieścił się prawie na samym dole; żółte żarówki nad wejściem migały w wilgotnym powietrzu jak mokre pochodnie.Siąpił zimny, drobny deszcz.Yossarian wolno ruszył pod górę.Po chwili doszedł do przytulnej, zacisznej, za­praszającej restauracji z czerwonymi pluszowymi kotarami w oknach i niebieskim neonowym napisem następującej treści: “Restauracja Tony'ego.Doskonałe jedzenie i napoje.Wstęp wzbroniony".Słowa niebieskiego neonu zdziwiły go nieco, ale tylko na chwilę.Nie było rzeczy tak nieprawdopodobnej, żeby wydawała się nie­możliwa w tej dziwnej, zwichrowanej scenerii.Szczyty budynków uciekały na ukos w niesamowitej, surrealistycznej perspektywie i cała ulica sprawiała wrażenie przekrzywionej.Yossarian otulił się ciaśniej swoim ciepłym wełnianym płaszczem i postawił kołnierz.Noc przejmowała chłodem.Z mroku wyłonił się bosy chłopiec w cienkiej koszuli i cienkich, postrzępionych spodniach.Miał czarne włosy i potrzebował butów, skarpet i fryzjera.Jego schoro­wana twarz była smutna i blada.Jego stopy wydawały okropne, miękkie, plaskające dźwięki w kałużach na mokrym chodniku i Yossarian poczuł tak gwałtowną litość dla jego nędzy, że miał ochotę zmiażdżyć pięścią tę bladą, smutną, schorowaną twarz i wykreślić go z grona żyjących, gdyż przypominał mu o wszystkich bladych, smutnych i zabiedzonych włoskich dzieciach, które tej nocy potrzebowały butów, skarpet i fryzjera.Przypominał Yossarianowi o kalekach, o głodnych i zmarzniętych mężczyznach i kobietach, i o wszystkich tych otępiałych, biernych, pełnych poświęcenia matkach, z nierucho­mym wzrokiem karmiących tej nocy dzieci na dworze, z zimnymi, zwierzęcymi wymionami obnażonymi bez czucia na ten przeni­kliwy deszcz.Krowy [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl