[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Nie chcesz wyjechać z Gabrysi do Zakopanego? pytam. Ale z tobą? No, nie mówię. Przecież nie mam urlopu. No, co ty? Patrzy na mnie, a oczka ma prawie we łzach. Bez ciebie? Nigdy.O, psiakrew! To już gorzej.Nigdy??? Nigdy? pytam niewinnie, bo to może jakiś żarcik młodzieżowy. Nigdy odpowiada poważnie i przytula się do mnie.Jak się tak przytula, to owszem, wchodzę w średnią krajową, jeśli chodzi o seks, w każdymrazie przez te trzydzieści sekund.Fajne ma cycuszki i ciepła taka.Czuję, że wódz budzi sięrównież i też jest zdania, że cycuszki oparte o mój tors są prima sort.I z tym wyjazdem doZakopanego to właściwie głupia historia, bo lepiej się zaraz walnąć do łóżka i trochę pofiglo-wać. No, co ty? mówi Hanka i odsuwa się ode mnie.Wódz jest rozczarowany, ja też.Nie rozumiem kobiet.Najpierw się przytulają, prowokują, kuszą, wręcz jakby uzgadniają, że chodzi o seks, a po-tem jest no co ty albo zwariowałeś?.Albo o tej porze?.Albo to poczekaj, pójdę dołazienki & Albo nie rób tak &126Wiadomo, co człowiek robi, jak mu się akurat jego własnej kobiety cycuszki przytulają.Ale czasem to jest zupełnie odwrotnie.W czwartek przyszedłem zmęczony jak pies.Głowa mi pękała.Nawet piwo nie pomogło.Marzyłem o tym, żeby się położyć.Odprawa kierowników mnie wykończyła, szef się pieklił,moja sekretarka nie przyszła do pracy, drukarka przestała drukować, bo się toner skończył,w faksie nie było papieru, o czym nie wiedziałem, i trzy godziny się piekliłem, że nie dostajędanych itede, itede. Co się stało? pyta. Nic odpowiadam, bo nie mam ochoty przerabiać jeszcze raz tego cholernego dnia. Przecież widzę mówi. Miałem fatalny dzień i nie chce o tym mówić. Może się położysz?Jem byle co, jest wpół do dziesiątej, leżę w wannie i czytam Politykę , tam też niewesoło,walę się do wyra.Przychodzi o jedenastej, kładzie się koło mnie i zaczyna mnie głaskać.Jak się mnie długogłaszcze, to i ochota na sen mi przechodzi.Ale słowo honoru, nie głaskała mnie aż tak długo.Obracam się, przytulam ją do siebie, miło tak poleżeć, dobrze, że chociaż ten cholerny dzieńdobrze się kończy& Prawie zasypiam, kiedy słyszę: Ale nie będziemy się kochać, dobrze? Tylko się poprzytulamy&No i z głowy.Czy to znaczy, że chce się kochać, czy wprost przeciwnie? Ja nie mam siły, jestem wykoń-czony, bezpiecznie jest mówić prawdę. Dobrze, kochanie mówię. Jestem wykończony. Bardzo? I dotyka mnie koło uszu, i czuję, że aż tak bardzo wykończony to jednak niejestem. Zpijmy mówię pojednawczo.Bo przecież jeśli nie chce się kochać, to w porządku, ale jak mnie jeszcze troszkę pogigla, tozimny prysznic przed snem jak nic. Ale mogę się przytulić?Ależ oczywiście, uwielbiam, jak się przytula.Odwracam się, ona przytula się do moich pleców, zarzuca mi gołe udo na moje udo, rękąobejmuje mnie wpół, jej dłoń ląduje niebezpiecznie blisko wodza, ale leżę, chcę tylko spać. Nie pocałowałeś mnie na dobranoc.Dobranoc, misiu.Odwracam się i całuję, usta wilgotne, pachnie miętą, koszulka mięciutka, piersi czuję jakżywe, o, już wódz da mi popalić, chcę z powrotem na brzuch, ona mnie przytrzymuje, to przy-ciągam tę pupę do siebie, a ona mówi: Przecież mieliśmy się tylko poprzytulać& Zresztą mam okres.No i kurczę, ona zaraz zasypia, ja staram się przekonać wodza, żeby też zasnął.Może jakbędę po siedemdziesiątce, to mi to łatwiej będzie szło.Komunikacja między mną a wodzemszwankuje.127No, a między mną i Hanką& Między nami w porządku, a ja czuję się lekko wydymany,mówiąc oględnie.No i OK, lubiłem kobiety, a w szczególności Hankę, ale to się zmieniło.Jak można byćz kimś, kto jest tak zupełnie nieobliczalnie rozmaity? Z każdej prostej sprawy zrobi rzecz takskomplikowaną, że przy tym próba uzyskania Nobla z fizyki przez sześciolatka w klasie zero-wej, nawet po reformie szkolnictwa, to betka.Idziemy do jej przyjaciółki na urodziny.Nie przepadam, ale bardzo proszę, na kompromismogę od czasu do czasu.Hanka z dziewczynami zamknęła się w kuchni, nie wpuszczają męż-czyzn, oprócz jednego, brodatego narzeczonego pani domu.Narzeczony za chwilę widzę obejmuje Hankę, wyciąga ją do pokoju, coś szepczą.Podchodzę grzecznie i mówię: Haniu, kochanie, dobrze się bawisz? Zwietnie mówi on. Nie pana pytam mówię bardzo grzecznie. Gdybym chciał z kimś porozmawiać, tobym coś do siebie powiedział, lubię bystrych.Hanka czerwona, daje mi znaki, udaję, że nie zauważam, przecież wiem, o co chodzi.Bro-dacz roześmiał się i nie zdejmując ręki z Hanki ramienia, mówi do niej: Coś narzeczony zazdrosny? Niech pan wezmie tę rękę, Haniu, pozwól na chwilę mówię, nie zwracając uwagi na to,że moje dziewczę oblane rumieńcem.Mam nadzieję, że jest zadowolona, bo strąca jego rękę,bierze moją rękę i wpycha mnie do łazienki.Jak szybko podziałało.No proszę.A w łazience odwraca się do mnie czerwona ze złościi syczy: Wstyd mi za ciebie, jak ty się zachowujesz, jak możesz robić taką przykrość Bartkowi,wiesz, że jesteśmy zaprzyjaznieni, nie jestem twoją własnością, czy to znaczy, że nie masz domnie zaufania, co ty sobie wyobrażasz, dlaczego się kompromitujesz przed moimi przyjaciół-mi, za kogo ty mnie masz i tak dalej, i tak dalej.Wszystko z wykrzyknikami i pytajnikami.Nie wiem, na które pytanie odpowiadać i czy w ogóle coś mówić.Milczę, ale zdziwko lekkomnie trzepnęło i wyciągam wniosek: ZAZDROZCI NIE OKAZYWA.Parę dni spokojnych minęło, bez afer.Aż postanowiłem zmienić armaturę w zlewie.Hankachciała taką z wężem, bo jej się leje nie tak, za nisko czy za wysoko dobra, kupiłem, wymon-towałem poprzednią, zrobi się.Czego się nie robi dla spokoju i dla ukochanej.W takiej kolejno-ści, dodaję po zastanowieniu.W sobotę miałem się za to wziąć, ale poszliśmy do kina.Niedziela nie jest znowu taka dobrana wymianę armatury, w poniedziałek przychodzę do domu, Hanka już jest, obiad na stole, aleona prawie się nie odzywa.128 Coś się stało? pytam grzecznie. Nie, skądże mówi.Jak się nic nie stało, to dobrze, nie chce gadać, to jej sprawa, nie zawsze człowiek ma ochotępogadać. Pyszne chwalę pierogi, bo pierogi robi znakomite.Nie rozchmurza się. Jakie masz na dzisiaj plany? pyta, a głos ma spokojny jak fale oceanu po katastrofietankowca z dziesięcioma milionami ton ropy. Muszę posiedzieć nad papierami mówię uczciwie. Jutro posiedzenie zarządu. Aha stwierdza, podnosi się i zabiera talerze.Uuu, coś nie za dobrze.Może syndrom napięcia przedmiesiączkowego.Ale jak zapytam,będzie awantura.Nie pytam.Postanawiam się wytłumaczyć i zagadnąć jednak, o co chodzi, bomoże miała jakieś plany. Hania, a coś chciałaś? pytam pojednawczo, bo coś nam się przy tym obiedzie rozmowanie kleiła. Ja? Podnosi na mnie w zdumieniu swoje śliczne oczka. Ja miałabym coś od ciebiechcieć? A głos zimny jak lód w whisky.W porządku, nic nie chce, siadam nad papierami, słyszę, że tłucze się w łazience, skupić sięnie mogę, wchodzę do łazienki, widzę w wannie naczynia, trzaska nimi, że mało wanna niepęknie. Hania, przecież widzę, że o coś ci chodzi! A skąd! mówi ona [ Pobierz całość w formacie PDF ]