[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Uroczy był w tej swojej pełnejpasji naiwności.Jednak teraz sprawa przedstawiała się zupełnie inaczej.Ona siedziała uwięziona we własnym domu, niezdolna dożadnych działań, a tymczasem posłała młodą,niedoświadczoną dziewczynę w pogoń za mordercą.Wejście Honoraty spowodowało tylko, że Krystynajeszcze bardziej wyprostowała się w fotelu i spięław sobie.Przyjaciółce wystarczył jeden rzut oka, by ocenićsytuację.Nalała herbaty z imbryka, podała filiżankęKrystynie i przysiadła naprzeciwko. Wciąż szukasz mordercy? Co.? Widzę przecież, jak ci chodzą oczka.Myślisz.I wnioski ci się nie podobają.Szukasz mordercy. Tak przyznała z lekkim westchnieniem. Julia Kurek,jaka była, taka była, jednak nie zasłużyła na śmierć. Myślałam, że interesuje cię Rzewuski. To w zasadzie to samo.Dzwonił do mnie twój wnuk. Michał? Znów macie jakieś tajemne konszachty? Honorata sięgnęła po ciasteczko. Jakie znów konszachty? Omawiamy interesujący nastemat. No i co z tym mordercą?Panna Krystyna zapatrzyła się w widok za oknem.Naniskiej fontannie przysiadła sikorka i otrzepując sięenergicznie zażywała kąpieli w kamiennej misie. Wnuczka Przeworskiej wychodzi za mąż.Wiedziałaś?Honorata otrzepała okruszki z palców. A co? Masz zamówienie? Jedna duża serweta i sześć małych. No to bardzo dobrze.Panna Krystyna pytająco zerknęła na przyjaciółkę. Będziesz miała pretekst, by spokojnie pomyśleć.Jeszcze dwie godziny pózniej, gdy wygładzała gotowąserwetkę, jej myśli wciąż krążyły wokół morderstw.JuliaKurek wiedziała.lub przynajmniej domyślała się, kto zabiłRzewuskiego.Ale dlaczego zginął Rzewuski? Na razie niebyła w stanie odpowiedzieć na to pytanie i własnąbezsilność odczuwała jako wybitnie uciążliwąniedogodność.To tak, jak próbujesz sobie coś przypomnieć,stwierdziła.Masz to już, już.Jesteś pewna, że wiesz.Aleim bardziej się starasz, tym bardziej pamięć zawodzi.Presja i obawa przed porażką mogą być motywujące,jednak często paraliżują.I do tego informacja o krakowskim mieszkaniu, którąpotwierdził jej Michał.Miała wrażenie, że motyw zabójstwa AdamaRzewuskiego zna od dawna., że jej podświadomość,przyzwyczajona do żonglowania faktami i skojarzeniami,już dawno wykonała za nią robotę, a jej pozostawiła tylkojedno zadanie.Uzmysłowić sobie motyw.Po motywie beztrudu trafi do zabójcy.Zirytowana coraz bardziej naciągałaserwetkę.Dopiero kolejny tego dnia telefon od komisarza MichałaKonika ocalił robótkę.Panna Krystyna przez chwilę słuchała z uwagą, a twarzjej przybierała coraz bardziej zacięty wyraz. Dobrze rzekła w końcu próbując opanować targającąnią złość. Przywiez ją tu jak najszybciej.Rzadko się zdarzało, by Jakub Bazyl nie wiedział, cozrobić.Chodził nerwowo po gabinecie, aż w końcustwierdził, że dłużej tego nie wytrzyma.Rzucił papiery nabiurko, chwycił starą, skórzaną kurtkę i zbiegł po schodach.Musiał się przejść i pomyśleć.I koniecznie musiał znalezćjakieś rozwiązanie.Inaczej wszystko przepadło.Bezwiednie skierował się na rynek.Mijanym po drodzeznajomym automatycznie odpowiadał na pozdrowienia, leczw zasadzie nie zwracał uwagi, komu się kłania.Zatopionyw myślach dopiero po chwili spostrzegł, że ktoś go woła.Przystanął, by poczekać na zbliżającego się mężczyznę.Poznał go od razu.Marek Brodziński.Był przecieżw piątek na wernisażu jego prac, a w sobotę gościł gow Poczekalni.Ciekaw był teraz, co też obcy w zasadziefacet może od niego chcieć. Witam! Brodziński wyciągnął do niego rękę, którąautomatycznie uścisnął. Przepraszam, że tak na ulicy, aleUla Kodoba mówiła, że równy z pana gość i nie obrazi siępan, gdy tak zagadnę. Nie, oczywiście skupił swą uwagę na rozmówcy.W czym mogę pomóc? Widzi pan, ta sobotnia impreza niezbyt nam się udała.Delikatnie mówiąc, pomyślał Bazyl, a przed oczamiznów pojawił mu się obraz ciała Julki w toalecie. W przyszłym tygodniu wracam do Włoch, a chciałbymjeszcze spotkać się z kumplami i porozmawiać.Ta całasprawa z morderstwem niezbyt dobrze wyszła.Wie pan,o co mi chodzi.W każdym razie chcemy zrobić powtórkę,a nie wiemy, czy wypada.No bo to niby żałoba.Choć niewiem, w jakim stopniu nas dotyczy. Nerwowo potarłpodbródek. Więc pomyśleliśmy, że może u pana, bo panzna sytuację.Zajęlibyśmy tylko tę małą salę z tyłu, bo niesądzę, by przyszło wiele osób.Dziesięć, dwanaście może.To co? Możemy się zapowiedzieć na sobotę?Jakub nie musiał nawet sprawdzać w terminarzu, bywiedzieć, że w sobotę lokal jest wolny.Jeszcze tydzieńtemu miał pełne obłożenie prawie wszystkie weekendy dokońca listopada były zarezerwowane, bo zarówno samlokal, jak i otaczający go park były modnym miejscem nawesela i sesje zdjęciowe.Ale w ciągu trzech dni odwołanosporo rezerwacji.Nie dziwił się ludziom.Nie chcieli miećwesela tam, gdzie straszy trup.O innych interpretacjachwydarzeń starał się na razie nie myśleć.Chętnie zgodził się na propozycję Marka Brodzińskiegoi obiecał, że wszystko będzie przygotowane.Tym sposobemuda mu się podciągnąć obroty, choć i tak ten tydzień spisałjuż na straty.Szedł dalej przecinając rynek na skos.Było kilka minutpo osiemnastej, sklepy pozamykano dobry kwadranswcześniej, a na ławkach pozostała tylko młodzież i kilkurolkarzy, którzy barierki otaczające parking wykorzystywalijako teren do akrobacji.Straż miejska czasamipodejmowała próby, by ich stąd przegonić, jednak naniewiele się to zdawało.Dopiero gdy stanął przed wejściem do Turcji poczułgłód i uświadomił sobie, że od śniadania zjedzonegow biegu nic nie miał w ustach.No, może poza kawą.Ilejej wypił? Zdecydowanie za dużo.Pchnął drzwi i zajrzał do środka.Tłum, który zwykle odpołudnia do siedemnastej okupował lokal, przerzedził sięi na szczęście można było znalezć wolne miejsce bezrozpychania się łokciami.Podszedł do wysokiej ladyi usiadł w rogu, tuż obok wyblakłego menu, z którego i taknikt nie korzystał.Jakub skinieniem przywitał sięz właścicielem, który znów strofował pracownika.To jużnależało do tradycji lokalu: pozorna surowośći opryskliwość szefa, tak jak cała ściana w ilustracjachi pocztówkach przysyłanych z Turcji.Jedna nawet była odniego, ta z widokiem Błękitnego Meczetu.Kiedy to było?Osiem, dziewięć lat temu.? I co tam nowego? Chyba jesteś nie w humorze?zagadnął pan Roman, opierając się łokciami o ladęnaprzeciwko.Od czasów licealnych zwracał się do niego po imieniui nie było w tym nic protekcjonalnego. Nie.Wszystko w porządku zaprzeczył. No co ty powiesz.? Masz u siebie tego frymuśnegoszefa kuchni ściągniętego z Krakowa, a ilekroć chceszodpocząć i pomyśleć to zjawiasz się w Bursie.Nietrudnozgadnąć, że masz kłopoty.Zresztą po sobotniej akcji wcalesię nie dziwię, żeś nie w sosie.Poczekaj.Zaraz przygotujęci coś specjalnego.Jak nie chcesz mówić, to nie mów.Aleprzynajmniej dobrze zjesz [ Pobierz całość w formacie PDF ]