RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Zostaw mnie samego na dwadzieścia minut - zażądał Siwy,patrząc na cień, jaki rzęsy Doroty rzucały na złotobrązowepoliczki.- Zawołam cię.W przeciwnym razie nic nie zrobię, bocały czas będę na ciebie patrzył.- Jak chcesz - zgodziła się potulnie.Od tego wieczoru, gdyMarcin będąc w stanie wskazującym na spożycie, odbył z niąpamiętną rozmowę, nie umiała rozstrzygnąć, jakie uczucia wniej budzi.Lubiła z nim przebywać, od kilku dni spędzali razemwięcej czasu.Siwy był błyskotliwy, zabawny, ujmujący, jeślichciał, a przede wszystkim bardzo zakochany.Dorota łapała sięna tym, że coraz częściej mu się przygląda, że podoba jej sięjego myślące czoło, jasne szczere spojrzenie.Doszła downiosku, że ma ładne usta i dłonie pianisty.Na razie jednakpoprzestawała na tych spostrzeżeniach i nie szukała dla nichwytłumaczenia.W końcu już raz uległa fascynacji, która oka-zała się pomyłką.Pomyślała z niesmakiem o tej historii i przy-pomniały jej się oczy Roberta poddańczo wpatrzone w paniąantropolog.Ciągle nie potrafiła jej polubić.Z Siwym było zu-pełnie inaczej.Jeżeli coś miało z tego być, lepiej było zostawićwypadki ich naturalnemu biegowi.W głębi duszy czuła, że do-tyka szczęścia opuszkami palców.Jeszcze się bała nabrać go wdłonie, ale wiedziała, że kiedyś się odważy.Przewidywaniebliskości tej chwili sprawiało, że czuła się lekka i miała wra-żenie, że zamiast stąpać, unosi się kilka metrów nad ziemią.Stan ten przypominał czekanie na niezwykły prezent, który sięmiało z całą pewnością dostać.Dorota uśmiechała się do siebiebezwiednie, nie widząc przed sobą nic i nikogo.Ewa była blisko północnego ramienia transeptu, kiedy poja-wił się przed nią Wiking.Ubrany nienagannie w beżową ko-szulę safari z krótkim rękawem i o ton ciemniejsze spodniesięgające kolan wydawał się uosobieniem swoistej wakacyjnejelegancji i Ewa nie mogła tego nie docenić.Zawsze przywią-zywał nadmierną wagę do stroju.Dzięki temu czuł się pewniej irobił duże wrażenie na kobietach.- Proszę, proszę - powiedział teraz nienaganną polszczyzną,w której nie pobrzmiewał nawet ślad niemieckiego akcentu.-Nie informowałaś mnie o swoim nowym przyjacielu.A może toprzelotna znajomość? - zapytał, mrużąc oko i uśmiechając siękpiąco.- Wczoraj w nocy nie wyglądała na przelotną.- Nie twoja sprawa.Ta miejscowość jest zbyt mała dla nasdwojga - odparła Ewa, starając się go ominąć, ale przytrzymałją za rękę.Uścisk był mocny, prawie bolesny.- Nie, dopóki jesteś moją żoną.- Mężczyzna zacisnął palce iEwa przestała się wyrywać.Nie chciała się nabawić siniaków.- Byłą żoną - uściśliła chłodno, starając się ukryć odrazę.Niechciała, by jej dotykał.I nie chciała mieć z nim nic wspólnego.-W dodatku od początku wiedzieliśmy, że to była pomyłka.- Rozprawa jeszcze się nie zakończyła - przypomniał jej zezłośliwą satysfakcją.- To kwestia czasu - rozejrzała się niespokojnie, ale żaden zarcheologów nie miał czasu, by zapuścić się w półmrokpanujący po tej stronie kościoła.Nie było świadka ich roz-mowy.Nie było też osoby, która mogła pomóc w jej zakoń-czeniu.- Robimy wspólnie interesy - przypomniał jej.- Tak mi sięprzynajmniej wydawało.Ale ty chyba zmieniłaś zdanie.- Miałeś czekać w Szczecinie, aż dam ci znać.- Problem w tym, że nie zamierzałaś tego zrobić.Dlaczegowyłączyłaś telefon?- Chciałam sobie zrobić wakacje.Możesz mi powiedzieć, poco przyjechałeś?- Zakończyć sprawę, którą wspólnie zaczęliśmy.- Wszystko zepsujesz, Tomasz - rzuciła, próbując się uwolnić.Jednak on wciąż ją trzymał i Ewa pomyślała, że na zawszezapamięta jego skłonność do stosowania przemocy.Dodemonstrowania swojej siły i pokazywania, że to on powinienmieć ostatnie słowo.To była bardzo prosta filozofia życiowa.Prawo dżungli.- Co zepsuję? - Spojrzał na nią ostro.- Twój dobrze za-powiadający się romans? Widzę, że znalazłaś sobie nowegowspólnika.Mam pozwolić, byście obydwoje mnie okpili?- Jego w to nie mieszaj.- Nie mieszać, mówisz.Dobrze - zgodził się nieoczekiwanieTomasz.Na jego opalonym czole pojawiła się pionowazmarszczka, a żuchwa stała się wyraźniej sza i bardziej kan-ciasta, gdy zacisnął zęby.- Oddaj mi te klucze - zażądał nagle.- Jakie klucze? - Ewa próbowała grać na zwłokę, ale męż-czyzna podsłuchał dość, by upierać się przy swoim.- Te, których nie oddałaś proboszczowi.Nie próbuj sięwykręcać.Słyszałem, co mówił twój kochaś.- Nie mam kluczy - odparta zgodnie z prawdą i na jej twarzyodmalowała się ulga.- Zostały w kieszeni Roberta, po tym jakzamknęliśmy kościół.Zatrzymałeś niewłaściwą osobę.Tomasz zrozumiał, że mówi prawdę.Co się odwlecze, to nieuciecze, pomyślał, miał dużo czasu.I był bardzo cierpliwy [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl