RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Więc jednak — powiedział z cichym zdumieniem.Obaj pochodzili z Kentu i obaj przybyli przed laty do Londynu, biedni i pełni nadziei.Ale nadzieje ich były tak różne jak różne są marzenia o wielkiej fortunie od marzeń o karierze urzędniczej i nieskazitelnej opinii.Łączyło ich jednak coś więcej niż pochodzenie i okolica, w której ujrzeli po raz pierwszy światło dnia.Obu podobały się bardziej cylindry niż cyklistówki i obaj żywili tak częstą na wsi niechęć do rewolucyjnych przemian na tym najlepszym ze światów.Zapewne dlatego obaj należeli do Partii Konserwatywnej.Poznali się przed laty na jednym z jej kongresów.Z uczuciem niejasnego niepokoju sięgnął po folder z fotografią zamku na okładce, ale w tej samej chwili otworzyły się drzwi.— Przyszli radcy prawni i panowie z departamentu ceł — powiedział młody człowiek.— Czy mogą wejść?— Tak, oczywiście!Harold Edington ożywił się.Zgarnął listy i odsunął je od siebie.Później wstał i ruszył ku drzwiom.Czekający za nimi urzędnicy byli jego podwładnymi, ale podsekretarz stanu zawsze starał się na swój spokojny sposób, nie okazując zbytecznej wylewności, aby ludzie, nad którymi go postawiono, lubili go i szanowali.Chciał być nieposzlakowany, także w stosunku do nich.Nieposzlakowany, stanowczy i miły, nawet wówczas, gdy tak bardzo pragnął być sam jak w tej chwili.VIIUśmiechnął się pogodnieKomisarz Beniamin Parker, zastępca szefa Wydziału Kryminalnego Scotland Yardu, dostrzegł kątem oka zielone światełko i nacisnął guzik.— Pan Joe Alex na linii — powiedział spokojny głos w słuchawce.— W porządku, proszę łączyć.— Uśmiechnął się.— Jak się masz, Joe? Co, na miłość boską, każe ci dzwonić o tak wczesnej porze? Czy nie położyłeś się jeszcze?… Właśnie wstałeś! Więc jednak świat się zmienia, a my razem z nim… Co?… Tak, dostałem… Pan Quarendon napisał do mnie, a później zadzwonił… Co?… W pierwszej chwili nie byłem zdecydowany.Wydawało mi się to trochę niestosowne, żebym… Tak, wiem, co chcesz powiedzieć, ale daj mi dokończyć.Później pomyślałem, że to przecież weekend, a mam same dobre wspomnienia z Devonu.Ile razy się tam znalazłem, zawsze było ciepło i słonecznie, więc może i tym razem tak będzie.Zresztą, przeczytałem tę książeczkę, którą przysłał i wydało mi się to wszystko zabawne.Tyle mamy prawdziwych zbrodni, że trochę fikcji, to prawdziwa przyjemność dla zmęczonego, podstarzałego policjanta.Ten zamek wygląda tak jak powinien, groźnie i tajemniczo.A poza tym, nie znam twojej głównej konkurentki, pani Amandy Judd.Czytałem kilka jej książek.Nie chcę cię urazić, ale myślę, że jest zdolna.Wiesz najlepiej, że mam słabość do pisarzy kryminalnych… Co?… To bardzo ładnie z jego strony.Zastanawiałem się właśnie, jak tam dojechać… Przecież to niemal koniec świata.Czy ty też z nim jedziesz?… No, to świetnie!… Wyruszacie bardzo wcześnie?… Rozumiem… Co? Helikopterem? Znakomicie!… Można przyjąć, że, w każdym razie, zdążymy na lunch, a to też coś znaczy.Czy mam na was czekać u siebie w domu? A może, po prostu, przyjadę do ciebie?… Dobrze.Będę za kwadrans siódma.Do jutra!Odłożył słuchawkę i odetchnął głęboko.Spojrzał na biurko.Po lewej stronie leżały równo poukładane meldunki, które powinien przejrzeć.Zaczął czytać szybko.Jakiś młodzieżowy gang, który jeszcze niczego wielkiego nie zdziałał, ale kiedyś może być groźny… Mąż, który chciał zabić żonę, ale na szczęście nie zabił, chociaż przewieziono ją do szpitala… Kradzież z włamaniem do kasy domu towarowego w Harrow.Zwykła londyńska noc, szczęśliwie bez trupów i bez poważnych katastrof.Zastępca szefa Wydziału Kryminalnego wyciągnął szufladę i wyjął z niej barwny folder, na którym czarny zamek szczerzył wilczy ząb wieży pod błękitnym, bezchmurnym niebem.— Superintendent Henslow do pana — powiedział cicho głośnik.— Niech wejdzie.Beniamin Parker wsunął folder na powrót do szuflady i uśmiechnął się pogodnie.VIIITrzy fotografiePani Alexandra Bramley od wielu lat jadała śniadania w małym gabinecie, który przylegał do jej sypialni.Posiłek ten składał się nieodmiennie z filiżanki mocnej kawy, dwóch gorących grzanek j z masłem, jajka na miękko i szklanki pomarańczowego soku.Dziś jednak nastąpiła istotna zmiana.Śniadanie podano o dwie godziny wcześniej.Spojrzała na stolik.Kawa, grzanki i sok zniknęły, ale jajko czekało nadal.— Nie — powiedziała pani Bramley półgłosem.— Nie należy przejadać się przed podróżą…Wstała i podeszła do małego biureczka zajmującego przestrzeń pomiędzy dwoma wielkimi oknami, przez które wlewało się łagodne światło świtu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl