[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Przekonacie się.A teraz zmieńmy temat — spojrzała błagalnie na Peridaena.— Kas — poprosił cicho książę.Mag skinął głową.— Jeśli któreś z was znalazłoby na to sposób, chciałbym jeszcze opóźnić obrady.— Jeszcze? — westchnął Peridaen.— Jak tak dalej pójdzie, Ludzie Smoki coś wywęszą.— Nic na to nie poradzę.Ten przekład jest strasznie trudny.— A co tam jest? — zapytała Anstella swym zwykłym, władczym tonem i wysunęła dłonie z rąk Peridaena.Althume uśmiechnął się.— Różne rzeczy.Między innymi coś, co, mam nadzieję, okaże się czymś więcej niż tylko starą baśnią.Baronowa potrząsnęła głową i ujęła księcia pod ramię.— To nam niewiele pomoże.Ale za moją namową Duriac od kilku dni prowokuje Chardela.Wczoraj wieczorem powiedział, że już niedługo ten stary dureń nie wytrzyma i zaatakuje go.Mag skinął głową wychodzącej parze.— To dobrze.Ale przekaż mu, żeby zostawił to na jedno z następnych posiedzeń Rady.To się bardziej opłaci.Peridaen zatrzymał się przy drzwiach.— Wspomniałeś wcześniej o bracie Harna.Czy już się odezwał z Pelnaru?— Jeszcze nie — odrzekł Althume.— Ostatnia wiadomość od niego mówiła, że Nethuryn się ukrywa.Ale bez obaw; Poi go znajdzie, choćby miał przetrząsnąć cały Pelnar wzdłuż i wszerz.Dostarczy nam to, czego potrzebujemy.Peridaen skinął głową.Oboje z Anstellą wyszli.Kiedy za parą Cassorijczyków zamknęły się drzwi, mag splótł palce obu dłoni i rozprostował ramiona, aż zatrzeszczały stawy.Był zadowolony.Czas wracać do tłumaczenia jedynego egzemplarza dzieła maga Ankarlyna, którego nie udało się zniszczyć Ludziom Smokom.I zastanowić się nad problemem Anstelli, baronowej Colrane.21Gdzieś za wysokim ogrodowym parkanem śpiewał słowik.Noc była gorąca i parna, a w powietrzu unosił się mocny zapach róż.Na niebie błyszczał sierp księżyca.Ale to nie wystarczało Maurynnie.Oparła się o studnię i zajrzała w głąb.Ciemna czeluść była czarniejsza niż noc.Według opowieści Ottera, jeśli dojrzy się w wodzie odbicie księżyca i wrzuci srebrnik, marzenie się spełni.Trzymała monetę w dłoni, ale w żaden sposób nie mogła dojrzeć w studni księżyca.Może to i lepiej? W ten sposób marzenia spełniają się pewnie jedynie Yerrinom; to przecież ich legendy.Przy moim szczęściu zmarnowałabym tylko dobry pieniądz.Chociaż.Uniosła rękę.Zanim zdążyła zmienić zdanie, moneta zniknęła w czarnej otchłani.Po chwili rozległ się cichy plusk.— Jestem głupia — powiedziała do wnętrza studni.— Dlaczego? — zapytał za jej plecami głęboki bas.Maurynna aż podskoczyła.Serce zabiło jej żywiej.Rozpoznała ten głos.Nie zdążyła się odwrócić, gdy objęły ją silne ramiona.Nie broniła się, gdy jej doker pocałował ją w ucho.Oparła się o niego i przykryła dłońmi jego ręce.Poczuła pod palcami, że końce jego rękawów są wystrzępione.Dlaczego? Zdziwiła się, bo to już dawno wyszło z mody.Z ciekawości badała dalej.Ze zdumienia omal nie zabrakło jej tchu, gdy dotknęła grubej, gruzełkowatej tkaniny.Jedwab z gór Neiranal! Wuj Kesselandt pokazał jej kiedyś sztukę tego materiału — jedyną, jaką udało mu się kupić.Jedwab pochodził z krainy rządzonej przez Lordów Smoków i to oni zużywali niemal całą jego produkcję.Wszelkie nadwyżki natychmiast rozchwytywały rodziny królewskie i arystokracja.Zatem jej dokerowi dobrze się powodzi mimo życia na wygnaniu! A może wcale nie jest wygnańcem? Może wciąż zajmuje wysoką pozycję w swoim klanie i tylko dla zabawy udaje wyrzutka? Miała nadzieję, że nie; wtedy zapewne potraktowałby ich znajomość jako chwilową rozrywkę.Zaśmiał się cicho z ustami przy jej uchu.— Żebyś ty wiedziała, jak ja cię dziś szukałem.— Przytulił policzek do jej policzka.Zrobiło się jej ciepło na sercu.— I ja cię szukałam.Ale co ty tutaj robisz? Gdyby moja ciotka dowiedziała się, że doker.— A co ma przeciwko dokerom? — zapytał zdumiony.— Przecież ty też.Więc jednak to doker.Ulżyło jej.Nieważne, jak to robi, że stać go na jedwab z gór Neiranal.— Nie jestem robotnicą portową — wyjaśniła.— Wiedziałam, że tak myślisz, i nie chciałam nic mówić, bo bałam się, że.— urwała zawstydzona.— Że się zniechęcę? Nic podobnego.Ale w takim razie kim naprawdę jesteś? I może dowiem się wreszcie, jak się nazywasz? — Pogłaskał ją po policzku.— Jestem kapitan Maurynna Erdon.Tamten statek.Pokręcił głową i nagle wybuchnął głośnym śmiechem.— O bogowie! A ja miałem poprosić Ottera, żeby zapytał cię, jak znaleźć.ciebie! — Śmiejąc się, pocałował ją w ucho.Ottera? A skąd on, u licha, zna Ottera?Zmieszana próbowała się uwolnić z jego objęć.Ale nie zamierzał jej puścić; przycisnął ją mocniej do szerokiego torsu.Odwróciła głowę.Pocałował ją w usta.— Szukałaś mnie? Mimo że jesteś kapitanem statku?— Tak.Milczał przez moment.Po następnym pocałunku powiedział:— Muszę ci coś wyznać, Maurynno.Jej imię zabrzmiało w jego ustach jak pieszczota [ Pobierz całość w formacie PDF ]