RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Następnie spojrzałem mu prosto w oczy i uśmiechnąłem się szeroko.- Jest wspaniała w łóżku - powiedziałem.- Wielka szkoda, że nigdy się o tym nie przekonasz.Rzucił się na mnie z wściekłym rykiem, ale ja szybko podkręciłem szybę i zablokowałem drzwi od środka.Potem, nie zwracając uwagi na jego pięści uderzające bezsilnie w szkło, bez pośpiechu uruchomiłem silnik.Miał koszmarną twarz, w niczym nie przypominającą Arniego.Absolutnie w niczym.Mój przyjaciel umarł.Poczułem przejmujący ból, znacznie bardziej dokuczliwy od łez albo strachu, ale udało mi się utrzymać na twarzy paskudny, obraźliwy uśmieszek.Pokazałem mu przez szybę wyprostowany środkowy palec.- Pieprzę cię, LeBay - powiedziałem i ruszyłem z miejsca, pozostawiając go na parkingu ogarniętego tą samą prymitywną, obsesyjną wściekłością, o której opowiadał jego brat.Liczyłem na to, że właśnie ona zmusi go, by stawił się na miejsce spotkania.Wkrótce miałem się przekonać, czy nie omyliłem się w swoich oczekiwaniach.50.PETUNIACoś ciepłego pociekło mi do oczu,Lecz tego wieczoru znalazłem moją ukochaną.Objąłem ją mocno i pocałowałem ostatni raz.J.Frank Wilson i CavaliersOpóźniona reakcja nadeszła dopiero wtedy, kiedy minąłem co najmniej cztery przecznice.Musiałem zjechać do krawęż­nika i zatrzymać wóz.Wstrząsały mną okropne dreszcze, mimo że ogrzewanie było nastawione na pełną moc.Łapałem powietrze płyt­kimi, gwałtownymi łykami i rozcierałem ramiona, by się rozgrzać, ale wyglądało na to, że już nigdy, ale to nigdy nie będzie mi ciepło.Ta twarz, ta przerażająca twarz nie mająca w sobie nic z Arniego.„On zawsze jest” - powiedział Arnie.Z wyjątkiem.Co to był za wyjątek? Oczywiście te chwile, kiedy Christine wyruszała samotnie na łowy.LeBay nie mógł przebywać jednocześnie w dwóch miejscach.Prze­kraczało to nawet jego możliwości.Wreszcie uspokoiłem się na tyle, że znowu mogłem prowadzić samochód.Nie zdawałem sobie sprawy z tego, że płaczę, aż do chwili, kiedy zerknąłem we wsteczne lusterko i zobaczyłem wilgotne ślady pod swoimi oczami.U Johnny’ego Pombertona zjawiłem się za kwadrans dziesiąta.Okazał się wysokim, barczystym mężczyzną w zielonych gumowcach na grubej podeszwie i myśliwskiej kurtce w czerwono-czarną kratę.Zsunął na tył łysiejącej czaszki starą, utytłaną w smarach czapkę i spojrzał na szare niebo.- W radiu mówią, że będzie jeszcze padać.Szczerze mówiąc, wątpiłem, czy przyjedziesz, chłopcze, ale na wszelki wypadek wy­prowadziłem ją na dwór.I co o niej myślisz?Ponownie wysiadłem z samochodu i podparłem się kulami.Sól, którą był posypany podjazd, zaskrzypiała pod gumowymi końców­kami.Przed przygotowanym na zimę stosem drewna stał jeden z najdziwniejszych pojazdów, jakie widziałem w życiu.Wiatr niósł od jego strony niezbyt intensywny, ale i niespecjalnie przyjemny zapach.Dawno temu, na samym początku swojej kariery, stanowił produkt koncernu General Motors, o czym świadczyła plakietka na gigantycz­nym pysku.Teraz było w nim wszystkiego po trochu.Tylko jedno nie ulegało najmniejszej wątpliwości: był wielki.Nawet bardzo wysoki mężczyzna z trudem sięgnąłby głową do szczytu chromowanej atrapy, nad którą górowała kabina kierowcy, przypominająca ogromny kwadratowy hełm.Za kabiną, podparty z każdej strony poczwórnymi kołami, ciągnął się długi tułów, niemal identyczny jak u cystern przeznaczonych do przewożenia paliwa.Tyle tylko, że nigdy nie widziałem cysterny pomalowanej na jaskrawopomarańczowy kolor.Słowo PETUNIA wypisano na boku ozdobnymi literami niemal półmetrowej wysokości.- Szczerze mówiąc, nie wiem - odparłem.- Co to właściwie jest?Pomberton wetknął sobie do ust camela i zapalił go zapałką, którą potarł o zrogowaciałą narośl na paznokciu kciuka.- Wysysaczka gówna - powiedział.- Co takiego?Uśmiechnął się.- Dwadzieścia tysięcy galonów pojemności.Prawdziwe cudo, ta Petunia.- Nie rozumiem.Jednak w rzeczywistości zaczynałem rozumieć.Była w tym jakaś absurdalna, ponura ironia, którą Arnie - stary Arnie - na pewno by docenił.Zapytałem Pombertona przez telefon, czy ma do wypożyczenia jakąś dużą ciężarówkę.Okazało się, że wszystkie cztery śmieciarki są zajęte, dwie w Libertyville, a dwie w Filadelfii.Miał także wywrotkę, która jednak poważnie zaniemogła tuż po świętach.Odkąd zamknięto Garaż Darnella, Johnny z trudem radził sobie z naprawą sprzętu.Petunia była w gruncie rzeczy drogowym tankowcem przeznaczo­nym do wypompowywania i przewożenia nieczystości.- Ile ona waży? - zapytałem Pombertona.Wyrzucił niedopałek papierosa [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl