[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Musiała zmierzyć się z perspektywą życia bez GrantaMorgana, powinna już uczyć się obywać bez niego.Uspokoiła oddech, rozluzniła kurczowy uścisk palców naksiążce i odwróciła się do drzwi w tej samej chwili, w którejpani Buttons wprowadziła detektywa.Pan Keyes byłprzeciętnego wzrostu, miał na sobie kosztowny surdut wkolorze łososiowym.Kapelusz z szerokim rondem trzymał wdłoni.Był atrakcyjny, czarujący, miał puszyste, uczesanewiatrem, srebrne włosy.Nie mogła oderwać od niego oczu.Jego dandysowski wygląd przeczył jej wyobrażeniu detektywaz Bow Street.Układając usta w uprzejmy uśmiech, dygnęła,gdy podszedł bliżej.Pani Buttons cofnęła się do drzwi,mrucząc coś pod nosem.Keyes zatrzymał ją gestem.- Proszę zaczekać, pani Buttons, jeśli mogę prosić.Powinnapani wysłuchać tego, co mam do powiedzenia pannie Duvall.- Dobrze, proszę pana.- Złożywszy dłonie, gospodynizatrzymała się posłusznie, unosząc brwi ze zdziwieniem.- Zacznę od tego, panno Duvall - oświadczył detektyw zestaroświecką galanterią - że jestem zaszczycony, iż mogę dziśnad panią czuwać.- Dziękuję - odparła Vivien; zauważyła, że deszcz za oknemzaczął słabnąć, ciężkie chmury zawisły nad ziemią.- Pani Buttons zapewniła mnie, że mój.- urwała z konster-nacją, na jej policzki i szyję wypłynął jaskrawy rumieniec- że pan Morgan wysoko pana ceni - dokończyła z trudem.Czym jeszcze się dotąd zdradziła, nie zauważając tego? Mój.Nie miała żadnego prawa, by nazywać tak Granta, była tooznaka zaborczości i przywiązania.Nie należał do niej podżadnym względem.Jak mogła się tak zapomnieć?Keyes zignorował to przejęzyczenie, najwyrazniej próbujączatuszować jej kontuzję.Jego atrakcyjna, ogorzała od wiatrutwarz rozciągnęła się w uśmiechu.- Zrobię, co w mojej mocy, by nie zawieść zaufania, jakiepokłada we mnie pan Morgan.- Dziękuję, panie Keyes.- Dlatego też - kontynuował z wahaniem - muszę donieść panio drobnej zmianie planów.Proszę się nie denerwować, niegrozi pani żadne niebezpieczeństwo, lecz zanim tuprzyszedłem, otrzymałem wiadomość od sir Rossa.Mamnatychmiast zaprowadzić panią na Bow Street.- Wolałabym zostać tutaj - odparła zaskoczona.Keyespokręcił głową.- Rozumiem, panno Duvall.Sir Ross otrzymał jednak nowąinformację pod nieobecność Morgana, która zmusiła go dozażyczenia sobie pani obecności w jego biurze.- Co to za informacja, sir? - wtrąciła pani Buttons, stając uboku Vivien.- Nie wolno mi powiedzieć - odparł Keyes, uśmiechając sięlekko do obu zdenerwowanych kobiet.- Zapewniam jednak, żepan Morgan chciałby, aby spełniła pani to życzenie.Nie maprzecież bezpieczniejszego miejsca w całym Londynie niżBow Street pod numerem czwartym.- Jak długo będę musiała tam zostać? - zapytała Vivien.- Do powrotu Granta?- To możliwe.- Nagle Keyes niecierpliwie wydął wargi.-Chodzmy, panno Duvall, tracimy czas.Sir Ross polecił miniezwłocznie panią przyprowadzić.- Dobrze.- Zaniepokoiła ją ta nieoczekiwana zmiana planów.Ogarnęło ją nieprzyjemne przeczucie.Pan Keyes wydawał sięmiłym człowiekiem, lecz miał w sobie coś, co się jej niespodobało, coś trudnego do zdefiniowania.Jakby pod szczerąfasadą ukrywał coś gadziego, zimnego.Instynkt podpowiadał, że powinna go unikać.Jej pulsprzyspieszył, serce biło szybko, w nierównym staccato.Reakcja jej ciała była zaskakująca, ponieważ nie potrafiłaznalezć dla niej rozsądnego wytłumaczenia.- Proszę pana - zdołała powiedzieć - czy mogę zabrać ze sobąpokojówkę? Wolałabym mieć damskie towarzystwo.- Mary pójdzie z panią - wtrąciła pani Buttons, odnosząc się zwyrazną aprobatą do tego pomysłu.Keyes natychmiast zaprotestował.- Nie ma takiej potrzeby.To nie jest wizyta towarzyska, pannoDuvall, lecz sprawa urzędowa.Chciałbym, abyśmy od razuudali się w drogę, jeśli pani pozwoli.Zanim pogoda znów siępogorszy.Vivien posłała gospodyni długie, pełne wątpliwościspojrzenie.Czy on jest godzien zaufania? - zdawała się pytaćwzrokiem.Chyba tak, odparła bez słów pani Buttons.Gospodyni była wyraznie zaniepokojona, ale przechyliłagłowę w geście bezradnej zgody.- Panno Duvall - szepnęła - jeśli pan Keyes mówi, że trzebaiść, chyba nic więcej nie możemy zrobić [ Pobierz całość w formacie PDF ]