RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Cisza.Choć Oslett nie był ani ojcem Alfiego, ani osobą duchowną, a zatem nie mógł sobie rościć prawa do używania, imienia, jego serce ucieszyłoby się jednak, gdyby usłyszał: jestem spokojny, Ojcze.Te trzy proste słowa, przypominające pomruk, znaczyłyby, że wszystko jest w porządku, że zejście Alfiego z zaprogramowanej drogi było nie tyle buntem, co chwilowym zagubieniem wytyczonego celu, i że zbrodnicze szaleństwo, któremu się poddał, było czymś, co można wybaczyć i zapomnieć.Choć wiedział, że to bezcelowe, Oslett spróbował po raz trzeci.– Bądź spokojny, Alfie – powiedział głośniej.Cisza.Zapalił latarkę i wkroczył do części mieszkalnej.Nie mógł powstrzymać się od myśli, że byłoby ogromną stratą i poniżeniem, gdyby został zastrzelony w tym dziwnym motodomie, przy trasie międzystanowej biegnącej przez bezkres Oklahomy.Taki zdolny, młody człowiek o tak obiecującej przyszłości (mówiono by na pogrzebie), z dwoma stopniami naukowymi – jednym z Princeton, drugim z Harvardu i o godnym pozazdroszczenia pochodzeniu.Oslett wszedł do kabiny.Przedtem omiótł świetlnym strumieniem latarki lewą i prawą stronę pomieszczenia.Cienie falowały i drgały jak czarne peleryny, hebanowe skrzydła, zagubione dusze.Tylko kilka najbliższych osób i kilku przyjaciół z kręgu manhattańskich artystów, pisarzy i krytyków, wiedziałoby, na jakim posterunku poległ.Inni uznaliby okoliczności jego śmierci za szokujące, dziwne, odrażające.Plotkowaliby z zawziętością sępów rozrywających padlinę.Światło latarki wydobyło z mroku laminowane szafki kuchenne.Blat piecyka.Zlew z nierdzewnej stali.Tajemnica otaczająca jego śmierć sprawiłaby, iż zaczęłyby się rozprzestrzeniać, niczym rafa koralowa, opowieści pełne przypuszczeń i skandalicznych szczegółów, lecz pamięć o nim byłaby pozbawiona nawet cienia szacunku.A szacunek był jedną z tych nielicznych wartości, które miały dla Drew Osletta znaczenie.Pragnął szacunku od dzieciństwa.Należał mu się z racji pochodzenia i nie był to jedynie ozdobnik towarzyszący nazwisku, lecz danina należna za długą historię i dokonania jego rodziny – teraz ucieleśnione właśnie w nim.– Bądź spokojny, Alfie – powiedział nerwowo.Dłoń, biała i twarda jak marmur, czekała, aż światło latarki wydobędzie ją z mroku.Alabastrowe palce dotykały dywanu.Ciało siwowłosego mężczyzny przewieszone przez splamiony krwią stół.4Paige wstała od stołu w jadalni, podeszła do najbliższego okna, podniosła nieco żaluzje, i wpatrzyła się w odchodzącą burzę.Spoglądała w stronę podwórza, gdzie nie było żadnych świateł.Widziała wyraźnie tylko strużki deszczu po drugiej stronie szyby, które przypominały plwocinę, może dlatego, że chciała napluć Lowbockowi prosto w twarz.Było w niej więcej wrogości niż w Martym, nie tylko wobec przypadkowego detektywa, ale wobec całego świata.Tak bardzo pragnęła, od tylu już lat, rozwiązać konflikty dzieciństwa, które były źródłem jej gniewu.Zrobiła nawet znaczne postępy.Ale tego wieczoru czuła, że urazy i gorycz sprzed lat znów powracają, i skierowała swój gniew na Lowbocka, co tylko utrudniało jej panowanie nad sobą.Świadome wycofanie się – patrzenie w okno, obojętność były sprawdzoną techniką, pozwalającą na zachowanie zimnej krwi i stłumienie gniewu.Terapeuto, poddaj terapii samego siebie.Miała nadzieję, że ta metoda daje lepsze rezultaty w przypadku jej pacjentów niż niej samej, ponieważ ona wciąż wrzała.Wydawało się, że Marty, który cały czas siedział przy stole z detektywem, jest zdecydowany zachowywać się rozsądnie i współpracować.Wciąż miał nadzieję, co było dla niego typowe, że tajemniczą niechęć Lowbocka uda się jakoś złagodzić.Choć był na granicy opanowania – wciąż pokładał niezachwianą wiarę w potęgę dobrej woli i słów, zwłaszcza słów, które pozwolą odbudować i zachować harmonię w każdych okolicznościach.– To on musiał wypić te piwa – powiedział.– On? – spytał Lowbock.– Sobowtór.Musiał być w domu przede mną.– Więc to on wypił trzy piwa?– Wyrzucałem śmieci w niedzielę wieczorem, więc wiem, że nie są to butelki, które zostały z weekendu.– Ten facet włamał się do pańskiego domu, ponieważ.jak pan to powiedział?– Powiedział, że pragnie swojego życia.– Pragnie swojego życia?– Tak.Spytał mnie, dlaczego ukradłem mu jego życie i kim jestem.– A więc włamuje się tutaj – ciągnął podniecony Lowbock – dobrze uzbrojony, opowiada brednie.ale czekając na pański powrót do domu, postanawia się odprężyć i popija piwo.– Mój mąż nie wypił tych piw, poruczniku.Nie jest pijakiem – powiedziała Paige, nie odwracając się od okna.– Z największą chęcią dmuchnę w balonik, jeśli pan sobie tego życzy.Gdybym wypił tyle piw, jedno za drugim, to tak wysoki poziom alkoholu we krwi na pewno będzie widoczny.– Cóż – stwierdził Lowbock – gdyby to miało w czymś pomóc.poddalibyśmy pana temu testowi godzinę temu.Ale to nie jest konieczne, panie Stillwater.Z pewnością nie twierdzę, że był pan zamroczony alkoholem i że w tym stanie wymyślił pan sobie całą tę historię.– Więc co pan twierdzi? – nalegała Paige.– Czasami – zauważył Lowbock – ludzie piją, żeby dodać sobie odwagi przed wykonaniem trudnego zadania.– Może jestem tępy, poruczniku.Wiem, że w tym, co pan powiedział, tkwi jakaś nieprzyjemna sugestia, ale na Boga, nie wiem, jak mam ją rozumieć.– Czy powiedziałem, że zamierzam coś w ogóle sugerować?– Czy mógłby pan wreszcie skończyć tę grę i powiedzieć wprost, dlaczego traktuje mnie pan, jakbym to ja był zbrodniarzem?Lowbock milczał.Marty nie ustępował.– Wiem, że to fantastyczna historia, ale gdyby przedstawił mi pan powody swego sceptycyzmu, to jestem pewien, że udałoby mi się rozwiać pańskie wątpliwości.Mógłbym przynajmniej spróbować.Lowbock nie odpowiadał tak długo, że Paige niemal odwróciła się od okna, żeby spojrzeć na niego i sprawdzić, czy wyraz jego twarzy nie zdradzi powodów milczenia.W końcu powiedział:– Żyjemy w świecie pełnym konfliktów, panie Stillwater.Jeśli policjant popełni najmniejszy nawet błąd, prowadząc delikatną sprawę, to jego wydział natychmiast zostaje pozwany do sądu i bywa, że całą karierę nieszczęśnika diabli biorą.To się przytrafia nawet dobrym policjantom.– Co to ma wspólnego z tą sprawą? Nie zamierzam nikogo podawać do sądu, poruczniku.– Dam panu przykład.Policjant odbiera informację o napadzie z bronią w ręku, udaje się na miejsce zdarzenia, przestępca do niego strzela, więc rozwala go w samoobronie.I co się wtedy dzieje?– Myślę, że mi pan powie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl