[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mimo nieprzyjemnego dźwięku przeniknęły do niego jakieś łagodne promienie i uświadomił sobie, że znalazł jeszcze jeden przedmiot, prócz widelca, który przyda mu się w czasie ucieczki.Będzie się obracał i zgrzytał.i będzie mógł przekazać informacje.Popatrzał na gramofon.Ujrzał w nim swoje wybawienie.Potykając się szukał innych części sprzętu elektronicznego.Otworzył szufladę biurka i zaczai w niej grzebać, wszystko przewracać i wyrzucać na podłogę.- Hej tam, spokojnie! - zawołał Elliott.- W tym miejscu powinien panować porządek.Wędrowiec badał inne kąty pokoju, dokładnie się przyglądał każdej rzeczy, a wszystko było tutaj takie dziwne.Siły twórcze tej planety są takie prymitywne.Gdzie mógłby znaleźć inspirację?Popatrzał na plakat na ścianie przedstawiający półnagą księżniczkę z Marsa, odzianą jedynie w luźne kawałki błyszczącego metalu.Hmmm.Obserwował przez chwilę.jej hełm, buty, rewolwer emitujący promienie.- Podoba ci się?Stary wędrowiec powoli nakreślił rękami bardziej klasyczny typ sylwetki.- Nie mamy tutaj wiele takich - rzekł Elliott.Dotknął ręką łokcia potwora i łagodnie poprowadził go do schowka.- Zostań tam, dobrze? Zostań.Zmęczony wędrowiec powłócząc nogami wszedł do schowka.On, który kiedyś opiekował się życiem roślin w największym pałacu kosmosu, jest zamknięty razem z deskorolką.Osunął się na podłogę.Gdzie jest jego Statek, cud wszechświata, teraz, gdy on go potrzebuje?Nagle dotarł do niego sygnał ze wszechświata szukający Ziemi.- Widzisz - odezwał się Elliott - tutaj jest nawet okno.- Wskazał ręką mały kwadratowy otwór nad głową potwora.- A tu jest twoja lampka do czytania.- Zapalił ją.- No dobrze, przyjdę do ciebie później.Idę teraz kupić trochę ciasteczek i inne rzeczy.Drzwi schowka zostały zamknięte.Wędrowiec zmrużył oczy pod wpływem przykrego ostrego światła, po czym wziął czerwoną chusteczkę z półki i osłonił nią abażur.Światło złagodniało, nabrało jasnoróżowego koloru, jak poświata jego Statku.Musi dać znać swojej załodze, że żyje.W jego mózgu znów pojawił się obraz widelca.Usłyszał dzwonienie jego zębów: klik, klik, klik.5Mary kierowała wóz na podjazd, gdy nagle uderzyła błotnikiem w pojemnik na śmieci i wywróciła go.Cóż to ma za znaczenie? Przecież jest w domu.Wyłączyła silnik i przez chwilę siedziała bez ruchu za kierownicą, wyczerpana.Może powinna się napić dżinu? Otworzyła drzwi i wygramoliła się z samochodu.Powędrowała wzrokiem w stronę okna schowka Elliotta, gdzie chłopiec ukrył swojego pluszowego gnoma.Rzeczy, które teraz robią dla dzieci, mogą wywołać halucynacje, pomyślała.Wbiegła na werandę.Harvey wyszedł jej naprzeciw z miseczką w pysku.- Nie patrz tak na mnie, piesku, ja już i tak czuję się winna.Minęła proszącą bestię i zaczęła oglądać pocztę leżącą na stole.Jakieś listy od anonimowych adoratorów? Od Wędrujących Potworów? Nie, same śmieci, rachunki, zaległe rachunki, bardzo zaległe rachunki i list z agencji charytatywnej.Oby złamali ręce i nogi.Wrzuciła to wszystko do kosza stojącego obok i zdjęła pantofle.Zawołała do swej gromadki: - Hej, jest tam kto?Ale nikt jej nie odpowiedział, z wyjątkiem Harveya.- Wyjmij tę miskę z pyska.Usiadła w fotelu w hallu zbyt zmęczona, by krzątać się dalej.Mucha zabzykała nad jej głową, więc odgoniła ją raz i drugi i dopiero wtedy zauważyła, że nie ma wcale żadnej muchy, tylko w jej głowie coś bzyka.Aha, później usłyszę dzwony i.głosy.Nie mam dzisiaj czasu na nerwowe załamanie.Wstała i udała się do kuchni: zobaczyła, że Elliott przygotował dla siebie zdrowe śniadanie.na podłodze.Wytarła szafki, drzwi i zrobiła sobie filiżankę mocnej kawy.Siedziała z nią długo, kontemplując swoje nogi, zmęczone nogi.Nogi, które miały ochotę trochę postrajkować.- Hej, czy jest ktoś w domu?Oczywiście, nie odzywają się, zajęci jakimiś swoimi tajnymi planami.Może przygotowują obalenie rządu? Byleby tylko robili to cicho.Tylne drzwi otworzyły się z hukiem kanonady i wpadł Michael, jakby jechał na słoniu.- Hej, mamo, jak ci minął dzień?- Dobrze, a tobie?Chłopiec wzruszył ramionami i dodał:- Idę teraz pograć w piłkę.- Oznajmił to takim tonem, jakby nic, ale to nic nie mogło mu w tym przeszkodzić.- Świetnie - powiedziała.- Baw się dobrze.Machnęła ręką, jakby dając mu pozwolenie, o które w ogóle nie prosił.Znów popatrzyła na filiżankę z kawą, odzyskując energię.Jeśli jakiś nieznajomy czeka na nią w jej sypialni na górze, to musi się uzbroić w cierpliwość, aż ona zbierze siły, by wspiąć się po schodach.Michael włożył naramienniki i chwycił hełm.Był dzisiaj w agresywnym nastroju.Dwoma skokami znalazł się w hallu, ale Elliott zagrodził mu drogę.- Michael.- Jak się masz, oszuście.- Michael popchnął go.- Muszę ci coś ważnego powiedzieć.- Co?- Pamiętasz gnoma?- Gnoma? Hej, daj mi przejść.- Poczekaj chwilę.To poważna sprawa.On wrócił.- Elliott.- Michael nie żywił wiele sympatii dla swego młodszego brata.Elliott był trochę łasicowaty.Miał takie różne wstrętne zagrania.- Puść mnie.- Pokażę ci go, ale on należy do mnie.Michael zawahał się.- No dobrze, ale pokaż szybko.- Najpierw przysięgnij.Złóż najgorętszą przysięgę, jaką tylko znasz.- Okay, okay, chcę go zobaczyć.Co to jest? Skunks? Masz go u siebie w pokoju? Mama cię zamorduje.Elliott zaprowadził Michaela do hallu.- Zdejmij naramienniki - rzekł, gdy weszli do pokoju.- Możesz go przestraszyć.- Nie dotykaj ich, Elliott.Gdy znaleźli się w schowku, Elliott powiedział: - Zamknij oczy.- Po co?- Rób, co ci każę, Michael.Stary botanik siedząc w schowku przypominał sobie wszystko, co wie na temat środków łączności, które sam musi jakoś skonstruować.Słyszał, że dwie kapuściane głowy wchodzą do pokoju, ale zignorował ten fakt, zajęty swoimi sprawami.Nagle drzwi schowka otworzyły się.Elliott otoczył go ramieniem i rzekł:- Poznaj mojego brata.W tej samej chwili wbiegła Gertie, która wróciła z przedszkola.Gdy zobaczyła potwora, zaczęła wrzeszczeć.Wrzeszczał również potwór i Michael, który właśnie otworzył oczy.Te głosy dotarły do ośrodka dowodzenia domu, gdzie siedziała Mary, która próbowała wziąć się w garść.- Och, Boże.- Wstała z fotela.Co za dzikie harce wyprawia jej rodzinka?! Może rozbierają Gertie, może zdejmują jej majty.Za dwadzieścia lat dziewczynka będzie o tym wspominała, leżąc na sofie u psychiatry.Ociągając się zeszła do hallu i skierowała swe kroki do pokoju Elliotta.Cały dzień pracy w biurze, a do tego przygoda dziecka, która może wywołać w nim uraz - jeszcze jedno małe wyzwanie życia.Zatrzymała się na chwilę przed drzwiami pokoju.Przynajmniej tutaj będzie porządek.Otworzyła drzwi.Wszystkie rzeczy Elliotta poniewierały się na podłodze.Mary spojrzała na syna.Jak wśród tego rozgardiaszu można mieć tak niewinny wyraz twarzy?- Co tu się działo?- Gdzie?- Gdzie? Spójrz na ten bałagań.Do czego to podobne?- Mówisz o moim pokoju?- To nie jest pokój.To katastrofa, kataklizm! Czy wynająłeś kręcącego się w kółko derwisza?Sędziwy uczony znajdował się w schowku pomiędzy Gertie i Michaelem.Mała dziewczynka miała ochotę go ugryźć.Michael z otwartymi ustami wodził wzrokiem, oniemiały.Jego ogromne, niekształtne ramiona zajmowały dużo miejsca w tym małym schowku [ Pobierz całość w formacie PDF ]