[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kiedy opłakiwaliśmy już nędzne zakończenie naszego pięknego przedsięwzięcia, niespodziewanie odnaleźliśmy salę, do której dochodziły schody.Podziękowaliśmy gorąco niebu i czym prędzej zeszliśmy.Jak tylko znaleźliśmy się w kuchni, rzuciliśmy się w stronę komina, weszliśmy do korytarza ossuarium i przysięgam, że śmiercionośny grymas czaszek wydał mi się uśmiechem osób najdroższych sercu.Dotarliśmy do kościoła, stamtąd wydostaliśmy się przez portal północny i usiedliśmy wreszcie, szczęśliwi, na kamiennych płytach grobów.Wzmacniające nocne powietrze zdało mi się boskim balsamem.Gwiazdy błyszczały wokół nas i wizje z biblioteki były teraz odległe.— Jakiż piękny jest świat i jakie szkaradne są labirynty! — rzekłem z ulgą.— Jakiż piękny byłby świat, gdyby istniała reguła zwiedzania labiryntów — odparł mój mistrz.— Któraż to godzina? — zapytałem.— Straciłem poczucie czasu.Ale dobrze byłoby, byśmy znaleźli się w naszych celach, zanim zadzwonią na jutrznię.Ruszyliśmy wzdłuż lewej strony kościoła, minęliśmy portal (odwróciłem się w drugą stronę, żeby nie widzieć starców z Apokalipsy super thronos viginti quatuor!) i przeszliśmy przez dziedziniec, by znaleźć się w austerii dla pielgrzymów.Na progu budynku stał opat, który przyglądał nam się z surowym obliczem.— Szukam cię przez całą noc — rzekł do Wilhelma.— Nie zastałem cię w celi, nie zastałem w kościele.— Badaliśmy pewien trop — rzekł wymijająco Wilhelm z widocznym zakłopotaniem.Opat przyjrzał mu się przeciągle, potem oznajmił głosem powolnym i surowym:— Szukałem was zaraz po komplecie.Berengara nie było w chórze.— Co też powiadasz! — ozwał się Wilhelm z rozbawioną miną.Widział teraz jasno, kto zaczaił się w skryptorium.— Nie było go w chórze w porze komplety — powtórzył opat — i nie wrócił do swojej celi.Zaraz zadzwonią na jutrznię i zobaczymy, może się pojawi.W przeciwnym razie obawiam się nowego nieszczęścia.Na jutrzni Berengara nie było.DZIEŃ TRZECIDZIEŃ CZĘŚCIOD LAUDY DO PRYMYKiedy to w celi Berengara, który zniknął, znajduje się plótno zbrukane krwią, i to wszystko.Kiedy piszę te słowa, czuję się znużony jak owej nocy, a właściwie owego ranka.Cóż powiedzieć? Po nabożeństwie opat zachęcił większość mnichów, pełnych teraz niepokoju, by szukali wszędzie; bez rezultatu.Kiedy zbliżała się lauda, pewien mnich przeszukujący celę Berengara znalazł pod siennikiem białe płótno zbrukane krwią.Pokazano je opatowi, który wyciągnął ponure wnioski.Był przy tym Jorge, który gdy został o wszystkim zawiadomiony, rzekł: „Krwią?”, jakby cała rzecz wydała mu się niepodobna do prawdy.Powiedziano o tym Alinardowi, a ten potrząsnął głową i rzekł: „Nie, nie, przy trzeciej trąbie przychodzi śmierć od wody.”Wilhelm przyjrzał się płótnu, a następnie oznajmił:— Teraz wszystko jest jasne.— Gdzież więc jest Berengar? — spytali go.— Nie wiem — odparł.Usłyszał to Aimar i wzniósłszy wzrok do nieba szepnął Piotrowi z Sant’Albano:— Tacy już są Anglicy.Kiedy zbliżała się pryma i wstało już słońce, wysłano służbę, by przeszukała podnóże urwiska wokół całego muru.Wrócili na tercję niczego nie znalazłszy.Wilhelm powiedział mi, że nic więcej nie moglibyśmy uczynić.Trzeba czekać na rozwój wydarzeń.I udał się do kuchni, by odbyć zwięzłą rozmowę z Mikołajem, mistrzem szklarskim.Ja zaś usiadłem w kościele w pobliżu środkowego portalu i pozostawałem tam, kiedy odprawiano kolejne msze.I tak nabożnie zasnąłem, i na długo, zdaje się bowiem, że za młodu potrzebujemy więcej snu niźli starzy, którzy spali już dużo i gotują się do snu wiecznego.DZIEŃ TRZECITERCJAKiedy to Adso rozmyśla w skryptorium nad historią swojego zakonu i nad przeznaczeniem ksiąg.Wyszedłem z kościoła mniej zmęczony, ale z zamętem w umyśle, albowiem ciało spokojnym wypoczynkiem cieszy się tylko w godzinach nocnych.Wspiąłem się do skryptorium, poprosiłem o zezwolenie Malachiasza i zacząłem przeglądać katalog.I chociaż rzucałem roztargnione spojrzenie na karty, które przemykały mi przed oczyma, w istocie baczyłem na mnichów.Uderzył mnie spokój i pogoda, z jakimi pogrążyli się w swojej pracy, jakby nie szukano gorączkowo w obrębie murów jednego z ich konfratrów i jakby dwaj inni nie zostali już odnalezieni w strasznych okolicznościach.Oto — rzekłem sobie — wielkość naszego zakonu: w ciągu wieków ludzie, tacy sami jak ci oto, oglądali zawieruchę barbarzyńską, pustoszenie swego opactwa, widzieli, jak królestwa walą się w zamęt ognia, a przecież nadal kochali pergamin i inkausty i nadal czytali, poruszając wargami, słowa, które przekazano im z otchłani wieków, a które oni przekażą z kolei wiekom przyszłym [ Pobierz całość w formacie PDF ]