RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Powiedziała, że udał się pan na wizytę u doktora Fieldinga.- Nie zastanawiał się pan, w jakim celu?- W naszym departamencie to nic niezwykłego, że kon­sultujemy się od czasu do czasu z psychiatrami - powiedział DuBrose.- Ale pan zachowywał się dziwnie.Jeśli już więc pan o to pyta, to.tak, zastanawiałem się nad tym.Cameron rzucił spojrzenie ponad jego ramieniem.Wydał cichy okrzyk, odwrócił się i skinął na DuBrose'a żeby szedł za nim.- To był Ridgeley? - spytał nie oglądając się za siebie.- Tak.Ku zdumieniu DuBrose'a dyrektor odetchnął z ulgą.- Jednak to nie halucynacje.Wszędzie go widzę dzisiejszego wieczora.kluczyłem po całym Dolnym Manhattanie, żeby go zgubić.Nie widziałem się jeszcze z Fieldingiem.Nie wiem.DuBrose doprowadził Camerona do Drogi.Widział, że kurier nadal ich śledzi, chociaż zachowuje bezpieczną odleg­łość.- Q co chodzi?- Wyszedłem w Przestrzenie - powiedział bezbarwnym głosem Cameron.- Usiłowałem mu się urwać.Dochodzi do tego, że nie mogę.- urwał.Jego pytający wzrok badał DuBrose'a.- Gdzie jest Seth?- Nie mogę panu powiedzieć, szefie.Chciałbym, ale nie mogę.Dlaczego pan mi nie zaufa?- To.Ridgeley.Jaki miałby cel w śledzeniu mnie? Jużdwa razy zwracałem się do strażników.Za każdym razem, kiedy rozglądali się za Ridgeleyem, on znikał.- Poprosiłem Sekretarza Wojny, żeby wziął go pod ob­serwację.Podejrzewamy, że jest na usługach Falangistów.- To Falangista?- Nie, nie.Ale jest na ich żołdzie.- Zamach na moje życie zbytnio mnie nie przeraża - powiedział Cameron.- To to drugie.- znowu urwał.DuBrose zerknął na znak nad głową i ponaglił dyrektora do wejścia na Drogę przelotową.Dolny Manhattan był zatło­czony pomimo tak późnej pory.Na trzy zmiany pracowała nawet załoga cmentarza.- Usiłujesz wymknąć się Ridgeleyowi, Ben?- Znam pewne miejce, gdzie możemy się od niego uwol­nić.Mam taką nadzieję.Rajski Ogród był przybytkiem dosyć znanym.W jego mo­numentalnym wejściu DuBrose wyjął niebieski klucz i oka­zał go jako przepustkę, podczas gdy Cameron patrzył tylko niewinnie.- Nie wiedziałem, że korzysta pan z tych rozry­wek - powiedział.- Dostałem ten klucz od Setha - wyjaśnił DuBrose.- Uważał, że potrzebne mi emocjonalne katharsis.Był pan tu już?- Nie.Ale Seth mi opowiadał.Z tego co słyszałem, wra­żenia są tu raczej mocne.Ale.- zerknął na Drogę.Nie było tam śladu kuriera.- Nie potrafi przechodzić przez ściany - powiedział Du­Brose.- Zdobycie takiego klucza zajęłoby mu trochę cza­su, a wcale nie jestem pewien, czy zdoła go sobie załat­wić.- Szli przez obwieszony lustrami hol w bladych, leciut­ko opalizujących oparach.W zasnutych nimi powietrzu pul­sowała jakaś pobudzająca radiacja.Pojawił się posługacz.- Panowie sobie życzą? Jaki rodzaj rozrywki panów inte­resuje? Mamy nowe scenariusze Gęsich Skórek.- Może być - powiedział DuBrose.- Gdzie to jest? Obłoki zakotłowały się i spowiły ich; wyczuwali w tejciepłej nieprzejrzystości jakiś płynny ruch.Kiedy rozparli się wygodnie na miękkich poduchach, uświadomili sobie, że ten ruch ustał.Rozległ się melodyjny głos posługacza: - obłoki nieco zgęstnieją.Nie zawracamy sobie tutaj głowy krępującymi podłączeniami do zakończeń nerwowych.Rolę przewodnika spełnia para wodna.- Chwileczkę - powiedział DuBrose.- Przypuśćmy, że będziemy chcieli przerwać seans.Jak się wyłącza pro­gram?- Tą dźwignią po pańskiej prawej ręce.Zaczynamy.Obłoki zgęstniały.DuBrose nie był pewien, czy posługacz wyszedł.Czekał.Jego ciałem zaczęły wstrząsać pierwsze mrowiące wibracje neuromatrycy Gęsiej Skórki.Poczuł sen­ność, wygodę, nieskończone rozluźnienie.Przez jego umysł przesuwały się z wolna obrazy.Jedną z wczesnych form widowisk zbiorowych były grec­kie teatry.Później doszły kina i telewizja.Wszystkie te for­my sztuki ukierunkowane były na umożliwienie odbiorcy identyfikowania się z artystą - natomiast Gęsie Skórki, ofe­rujące subtelne szablony wrażeń czysto zmysłowych, stano­wiły najnowsze osiągnięcie w tej dziedzinie.DuBrose czuł już kiedyś - bo ich się nie widzi - działanie Gęsich Skórek i znał ich niezrównaną wartość rozrywkową.Ale ten na wpół legalny materiał był inny.Był brutalny!Wstrząs - wstrząs - trzask! Poprzez senny bezwład do mózgu DuBrose'a, z gwałtownością pompującą mu do krwi ad­renalinę, napływały rwącym strumieniem prądy zmysłowe.Strach, nienawiść, pasja - te i inne emocje, nienormalnie pod­bite, mieszały się ze sobą w kakofonicznej symfonii, która upa­jała go straszliwie.Jego ręka szarpnęła za dźwignię.Szarpiący nerwy gwałt raptownie ustał, ale DuBrose był zlany potem.Opary przerzedziły się.Cameron siedzący obok uśmiechał się niepewnie.- To lepsze od tureckiej łaźni - skomentował.- Ale niech pan już nie włącza.Chcę coś widzieć na wypadek, gdyby pojawił się Ridgeley.DuBrose wziął kilka głębokich oddechów.- Orientuje się pan choć trochę, dlaczego on za panem łazi?- Być może.A pan?- Już panu powiedziałem.Prawdopodobnie pracuje dla Falangistów.Dlaczego nie zwierzy mi się pan z tego, co na­prawdę pana dręczy, szefie?- Nie mogę.Jeszcze nie teraz.Chyba że.odpowie mi pan na jedno pytanie.Czy ostatnio wynikło coś, co mogłoby uczynić mnie.niezastąpionym?DuBrose zamyślił się [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl