[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Każdy wziął kubek, wypił do dna, zostawiając tylko pianę, a szejk mówił: Wejdzcie teraz w Imię Boże.Gdy weszli, Malluch wziął na bok szejka i mówił z nim na osobności, a skończywszy,zbliżył się do Ben-Hura i rzekł: Już rozmówiłem się z szejkiem, jutro rano da ci konie i jest twoim przyjacielem.Zrobi-łem dla ciebie, co mogłem reszta należy do ciebie; ja zaś muszę wrócić do Antiochii, bo99obiecałem dziś wieczór z kimś się widzieć.Jutro powrócę na naradę, a może będę mógł, jeśliwszystko dobrze pójdzie, zostać tu aż do końca wyścigów.Rozstali się wśród wzajemnych błogosławieństw, a Malluch skierował wielbłąda w stronęAntiochii.100ROZDZIAA XVIIKsiężyc oblewał bladym światłem obwarowany szczyt góry Sulpius.Dwie trzecie miesz-kańców Antiochii używało na dachach chłodnego wietrzyku nocy lub też.gdy wiatr nie wiał,chłodziło się wachlarzami.Simonides również siedział na tarasie w swoim krześle i patrzył narzekę i na spokojnie kołyszące się statki stojące na kotwicy.Mur poza nim, rzucał cień dale-ko, aż poza drugi brzeg Orontesu.Nad nim, na moście, huczała wciąż wrzawa tłumnie idą-cych ludzi.Przed nim stała Estera z tacą ze skromną wieczerzą, podając mu pieczone lekkieciasto pszeniczne, miód i czarkę mleka, w którym maczał miodem nasycone ciastka. Coś nie widać dziś Mallucha, gdzieś się bałamuci rzekł zdradzając swoje myśli. Sądzisz, iż wnet przyjdzie? pytała Estera. Jeśli nie poszedł za nim na morze lub w pustynię, to przyjdzie mówił Simonides z peł-nym przekonaniem. Może tylko napisze zauważyła. Nie, Estero, gdyby nie mógł wrócić, już bym list odebrał: a ponieważ go nie mam, wiem,że musi przyjść.i przyjdzie. Mam nadzieję, iż stanie się, jak rzekłeś odpowiedziała z pewnym wzruszeniem w gło-sie Estera.Nie uszło to bacznej uwadze starca.może to odcień smutku, może życzenia.Najmniej-szy ptaszek nie spocznie na najwspanialszym drzewie tak, by nie poruszył najdelikatniejszychstrun jego życia, owych niewidzialnych nici stanowiących rdzeń życia.Tak i umysł ludzkibywa równie czuły na najlżejsze słowo. Czy pragniesz, aby przyszedł, Estero? zapytał. Tak rzekła, podnosząc oczy na ojca. Czy możesz mi powiedzieć dlaczego? badał dalej. Bo mówiła wahając się bo ten młodzieniec jest.tu zatrzymała się. Naszym panem.Zapewne to chciałaś powiedzieć. Tak. A ty sądzisz jednak, że nie powinienem pozwolić, aby odszedł nie dowiedziawszy się iżmoże wrócić, kiedy mu się będzie podobać i wziąć wszystko, nas i wszystko, co posiadamy majątki, wozy, okręty, niewolników, i ten potężny kredyt, który jak płaszcz ręką powodze-nia, owego najpotężniejszego z aniołów, dla mnie ze szkarłatu, złota i najcieńszego srebrautkany?Słuchała w milczeniu. I to cię wcale nie wzrusza? zapytał z lekkim odcieniem goryczy. Dobrze, dobrze,Estero, wiem z doświadczenia, że lżejsza jest każda rzeczywistość niż jej przeczucie, gdy jewidzimy poprzez, ciemną chmurę, co zalega duszę nawet tortura.Stosownie do tego mnie-mania może i niewola, do której wrócimy.słodsza będzie niż się spodziewany.Czemu nie?Zaczynam nawet mieć upodobanie w myśli, że szczęście naszego pana jest zaiste nadzwy-czajne.Majątek nic go nie kosztuje ani troski, ani jednej kropli potu, ani nawet jednej twór-czej myśli: przyszedł do gotowego w zaraniu młodości.Co więcej, pozwól Estero.że pozwolę101sobie na trochę próżności, otrzymuje jeszcze to, czego nie kupi na targu za żadną cenę bootrzymuje ciebie, dziecię moje, ukochanie moje, kwiecie rozkwitły na grobie mej utraconejRacheli.Przyciągnął ją do siebie i pocałował raz za siebie, drugi raz za zmarłą matkę. Nie mów tak rzekła, gdy ręka ojca opadła z jej szyi. Myślmy o nim inaczej, boleść icierpienie dobrze mu są znane, nie zechce nas gnębić i obdarowuje wolnością. Masz Estero bystry umysł i nieraz opierałem się na twym zdaniu, gdy szło o osądzeniekogoś stojącego przed nami, tak jak on stał.Ale, ale tu głos nabrał ostrego brzmienia, przy-noszę mu w darze nie tylko te członki, które mnie udzwignąć nie zdołają, nie tylko ciało jużdo ludzkiej postaci niepodobne, nie tylko tyle daję mu od siebie.o nie i tysiąc razy nie! Dajęmu duszę, co zwyciężyła tortury i rzymską złośliwość, gorszą od męczarni.Przynoszę umysł,którego oczy widzą złoto dalej, niż kiedy żeglowały korabie Salomona, co więcej siłę po-trzebną do zdobycia tego złota.Wez, Estero, rękę moją, zatrzymaj ją palcami, aby nie uleciałoz duszy przedwczesne słowo bo zaprawdę przynoszę mu jeszcze umysł zdolny do tworzenianowych pomysłów i planów. Zatrzymał się i zaśmiał głośno. Tak, Estero, zanim nowyksiężyc widzialny w tej chwili w podwórzach świątyni, na świętym wzgórzu przejdzie wkwadrę, mógłbym tak uczynić, że cały świat byłby poruszony i zdziwiony [ Pobierz całość w formacie PDF ]