[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Hatch wstał i wszyscy odprężyli się, nawet cywil.Gdy defilowali do wyjścia,Murdock odciągnął Kinsmana na bok. Miałeś szansę odmówić. I stracić taką okazję? Stracić możliwość zabawy w policjantów i złodziei na or-bicie?Mur`dock zarumienił się ze złości. Nie ma tu nic do śmiechu! To jest cholernie ważne.Jeżeli tam rzeczywiście jestjakaś broń. Będę pierwszym, który to zobaczy warknął Kinsman. Wysłuchałem od ciebie już wystarczająco dużo dodał w myślach.Sprawdzanie rakiety nośnej przebiegało gładko i szybko.Kinsman siedział samot-nie w kabinie Manty umieszczonej na czubku statku.Zawsze istniała możliwość, żeczłowiek lub maszyna zawiedzie w krytycznym momencie i zamieni skomplikowaną,delikatną konstrukcję rakiety w płonący stos poskręcanego żelastwa.Kapitan siedział napięty w dopasowanym do ciała fotelu i słuchał odliczanych se-kund.Nienawidził odliczania.Czuł się wtedy bezradny i bezbronny, całkowicie zależny152od setki anonimowych głosów, które trzeszczały w słuchawkach.Nienawidził czekaniaw metalowej macicy, otoczony nieczułą, nieludzką aparaturą, która automatycznie do-starczała mu ciepła i powietrza.Dostarczała mu życia.Nienawidził czekania.Czuł delikatne drżenie wzdłuż kręgosłupa, co oznaczało, że statek obudził się dożycia.Zielone światełka zaczęły biegać wzdłuż tablicy kontrolnej.Mówiły, że wszystkojest w porządku i gotowe do startu.Głos w słuchawkach starannie odmierzał sekundy:.trzy.dwa.jeden.Rakieta ruszyła.Przyspieszenie wcisnęło Kinsmana w fotel.Wibracja rozmazaławszystkie obrazy.Czas utonął we wszechogarniającym ryku.Falujący, przepotężny od-głos silników rakiety brzęczał w głowie jeszcze długo po tym, jak silniki umilkły.W ciągu kilku minut był na orbicie.Długie, wysmukłe człony rakiety odpa-dły.Razem z nimi zniknęły wszystkie sensacje przeciążenia.Był teraz sam w kabinieo kształcie litery delta.Nieważki, uwolniony od Ziemi.Ciągle był bezradny i otumaniony.Komputery wysyłały z Ziemi poprawki do urzą-dzeń Manty.Maleńkie silniki kierunkowe włączały się i wyłączały.Mikroskopijne od-rzuty kierowały statkiem, by umieścić go precyzyjnie na orbicie niezbędnej do prze-chwycenia rosyjskiego satelity. Co będzie, jak mnie schwyta, gdy się do niego zbliżę? myślał Kinsman.Okrążył już całkowicie kulę ziemską; leciał nad Pacyfikiem, nad Antarktydą, a po-tem na północ nad pokrytym chmurami masywem Azji.Gdy przelatywał nad ciemnąArktyką, blisko godzinę po wystrzeleniu, głos z Ziemi zaczął znowu mówić do niego.Odpowiedział automatycznie jak maszyna.Odczytał wskazania przyrządów, udowad-niając tym samym, że żyje i funkcjonuje prawidłowo.Potem usłyszał głos Murdocka: Piętnaście minut temu zauważono następne wystrzelenie rakiety z kosmodromuw Turatamie.Wygląda na to, że będziesz miał towarzystwo.Kinsman potwierdził otrzymaną informację i ciągle siedział w bezruchu.W końcu zobaczył to, wyraznie zbliżające się do niego.Ożywił się.Aby spotkać sate-litę, musiał bardzo dokładnie ustalić trajektorię i prędkość.Zbliżał się wyraznie za szyb-ko.Na tablicy kontrolnej wyświetlały się dane z radaru i komputera.Oczy i palce kapi-tana poruszały się bez przerwy; jak u artysty grającego nową trudną sonatę.W końcuwmanewrował swoją Mantę na orbitę spotkania z masywnym rosyjskim satelitą.Wielki obiekt wyglądał na wymarły.Był tuż przed nim ogromna, obojętna meta-lowa pajda, świecąca jasno w miejscach, gdzie oświetlało ją słońce, i całkowicie niewi-doczna w cieniu.Całość wyglądała trochę nierealnie, jak sierp księżyca zrobiony z wy-polerowanego aluminium.Mniejszy półksiężyc zaskoczył kapitana, lecz kapitan szybkozorientował się, że widzi dysze rakiet zwieszające się od spodu satelity. Jestem około dwustu metrów od jego rufy powiedział do mikrofonu.Wygląda,jak ostatni człon rakiety klasy Alfa.Wychodzę na zewnątrz.153 Lepiej się pośpiesz głos Murdocka był podniecony. Ten drugi statek zbliżasię szybko. Ile mam czasu?Chwila ciszy.Jakieś pomrukiwania w tle. Około piętnastu minut.może mniej. Wspaniale. Możesz się wyłączyć, jeżeli chcesz. Tak samo ty, kolego. Mam zamiar przyjrzeć się temu z bliska i wejść do środka, jeżeli mi się uda.Połączę się za piętnaście minut [ Pobierz całość w formacie PDF ]