[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Audził się myślą, iż mógłby je skończyć, gdyby inne zajęcianie zabierały mu tak dużo czasu.Było to przekonanie łatwe do oba-lenia, ponieważ zestawienie układu ustępów zabrałoby mu co naj-mniej czterdzieści lat nieprzerwanej pracy, nawet przy pomocy kom-putera.I tak Tim Eulenspiegel (nazwisko zaczerpnięte z ponurego ustępu Zetjtels Traum ) cały swój wolny czas spędzał w ciemnym pokojuprzy żmudnej pracy.Otoczony był takimi relikwiami, jak popiersia, fotografie ArnoSchmidta i malowidła przedstawiające tego grubiańskiego okularnikao przerzedzonych włosach.Były tam kopie listów i stosowne stroni-ce wielkiej powieści, mapy i zdjęcia Bargfelt, wyciągi ze spisówludności itd.Wszystko miało znaczenie i wszystko należało brać poduwagę.Tim Eulenspiegel kontynuował pracę, prześladowany myśląo konieczności dzielenia swego czasu między mroczne rudery i wy-niosłe szczyty swojej strzelistej wieży z kości słoniowej i o znalezie-niu rzadko osiąganej szczęśliwości w dążeniu do ekstazy religijnej,Boga i wieczności.Tim Eulenspiegel był zdeklarowanym ateistą.Jeśli jednak istniał dla niego Bóg, nazywał się z pewnością ArnoSchmidt, a Jego Słowo należało odnalezć w Zettels Traum.Tim45Eulenspiegel był jego pokornym prorokiem, szukającym mądrości wtych świętych pismach.Znalazł klucz mogący wreszcie doprowadzić do wyjaśnieniaszczególnie skomplikowanego łańcucha słów.Był zadowolony.Nawzór nowoczesnego Daniela Ouilpa, mijając kilka posesji szedł Got-gatsbacken, do domu, w którym młodą Anniki Norijn spotkać miałarzadka przyjemność.Wchodził schodami po dwa stopnie naraz.Za-trzymał się, gdy spostrzegł jakiś ruch z tyłu na podwórzu.Eulenspiegel posiadał mały srebrny pistolet, który zawsze nosiłprzy sobie.Był on wykwintnie inkrustowany naturalnymi perłami imienił się wszystkimi kolorami tęczy.Założył nowy magazynek izwrócił błyszczącą lufę w kierunku podwórza, po którym biegałpomiędzy murami, tam i z powrotem, czarny kot.Eulenspiegel,trzymając lewą rękę za plecami, celował w kota.Zwierzę wskoczyłona mur, przewróciło się na grzbiet i z wdziękiem przeskoczyło naocynkowany metalowy pojemnik na śmieci.Lufa pistoletu delikat-nym łukiem podążyła za nim.Kot spojrzał podejrzliwie w stronęokna, gdzie stał Eulenspiegel, oblizał mordkę drobniutkim różowymjęzyczkiem i przyczaił się.Lufa pistoletu przesunęła się o ułamekmilimetra, wyprzedzając jego skok.Kot dał susa, prostując tylne łapyi pochylając giętko łeb.Suchy trzask wystrzału pistoletu Eulenspie-gla był niewiele głośniejszy niż dzwięk łamiącej się gałązki.Kulaugodziła kota w stos pacierzowy.Zwalił się w dół i zdjęty przeraże-niem upadł na grzbiet przed pojemnikiem na śmieci.Drapał pazura-mi powietrze i próbował uciekać, lecz miał na wylot przestrzelonąkość pacierzową.Zadek był ciężkim, sparaliżowanym kawałkiemmięsa.Kot zamiauczał i odczołgał się od pojemnika.Lufa pistoletułagodnie podążyła za nim.46 Cum sancto spiritu in gloria Dei Patris zadrwił Eulenspie-gel.Jeszcze jeden suchy trzask.Kot zadrżał i znieruchomiał. Amen.Odgłos wystrzału dobiegł Anniki z dołu schodów.Wdarł się ok-nem klatki schodowej i szamotał się w jej wnętrzu jak zraniony ptak.Szybkim spojrzeniem obrzuciła podwórze, gdzie kot leżał w słońcujak bezkształtna czarna bryła.Kilka lśniących niebieskich ptakówpikowało w jego stronę, zataczając szerokie kręgi.Wzruszyła ramio-nami idąc dalej po schodach.Odrzuciła z twarzy kosmyk włosów izakręciła się w słonecznym prostokącie światła okiennego.Biegłapodśpiewując.Na podeście spostrzegła Eulenspiegla.Eulenspiegel i Anniki wyszli w oczekującą ich ciemność wieczo-ru.W bramie podwórza siedziała blada pięcioletnia dziewczynka.Oparta plecami o kamienny mur, przyglądała się im wielkimi czar-nymi oczyma.Miała na sobie jaskrawozielony sweter i kołysała narękach czarnego kota.Martwe zwierzę zwisało ciężko z jej współ-czujących ramion.Anniki zatrzymała się. Ależ on nie żyje powiedziała, wyciągając rękę. Daj go.Jago wyrzucę.Dziewczynka spojrzała na nią w milczeniu.Mocniej przyciągnęłakota do siebie.Gęste czarne futro napuszyło się wokół jej ramion. Widzisz, nic mnie to nie obchodzi powiedziała Anniki aleto jest niehigieniczne.Nie powinnaś obchodzić się w ten sposób zmartwymi zwierzętami pstryknęła palcami. No to jak? Dostanęgo? czekała, ale kot pozostawał na miejscu. Głupi dzieciak powiedziała wzruszając ramionami.Potem obróciła się i poszła zaEulenspieglem, który obojętnie wyszedł na ulicę. Wariatka! wymamrotała.47Podążała za nim, gdy wielokrotnie skręcał, mijając stare zabudo-wania i kierując się do ciemnego zaułka.Anniki, wchodząc w wąskąuliczkę, zdjęła kurtkę i patrzyła wprost przed siebie w ciemność.Zamyślony Eulenspiegel szedł obok, nie patrząc na nią. Znam niewielu tak bezwartościowych ludzi jak ty zauważył. Nic by się nie stało, gdybyś nagle zniknęła i nie pojawiła się nigdywięcej.Jesteś więcej niż nic niewarta.Jesteś pasożytem, chorobą.Jesteś paskudna.Właśnie twoja plugawość rzuca się najbardziej woczy.Nie rozumiem, jak możesz z tym nadal żyć powiedział towłaściwie beznamiętnie, w zamyśleniu.Wielokrotnie wypowiadał toobojętne stwierdzenie, które nawet nie mogło go już zdenerwować.Anniki nie odpowiedziała.Z kurtką w ręku obojętnie wchodziła wciemność rozpinając bluzkę. To dobrze, że nie odpowiadasz rzekł z uznaniem Eulenspie-gel. W przeciwnym razie twoja głupota mogłaby zburzyć mojezadziwiające opanowanie i zmusić mnie do zrobienia tego, co jużdawno powinienem uczynić.Jesteś przebiegła, Anniki.Wiesz, kiedysiedzieć cicho.To jedyna rzecz, której kiedykolwiek się nauczyłaś.Anniki zsunęła bluzkę z ramienia.Zatrzymała się na chwilę, byzdjąć szpilki, po czym pobiegła za nim.Wydawał się tego nie zauważać [ Pobierz całość w formacie PDF ]