[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ojciec dostrzegł jej wzrok i pochylił się ku niej.- Co, skarbie? o co ci chodzi?- Dość tego - wtrąciła się pielęgniarka.- Aparatura wskazuje, że dziewczynka jest podekscytowana, a tego właśnie nie chcemy.Za dużo przydarzyło jej się ostatnio interesujących rzeczy.Gdybyście państwo zechcieli mi teraz pomóc.zechcieli jej pomóc.Mama wstała.- Kochamy cię, Trisho - powiedziała.- Dzięki Bogu, jesteś już bezpieczna.Będziemy przy tobie, ale teraz powinnaś się przespać.Larry.Larry nie zwrócił najmniejszej uwagi na żonę.Stał pochylony, opierając się palcami o łóżko.- o co ci chodzi, kochanie? Czego chcesz?Trisha przesunęła wzrok z jego twarzy na krzesło, potem na twarz i z powrotem na krzesło.Tata wyglądał na zaskoczonego - była pewna, że nie zrozumie, o co jej chodzi - ale nagle rozjaśnił się, z uśmiechem podniósł czapeczkę i próbował włożyć jej ją na głowę.Uniosła rękę, po której gładziła ją mama; ręka ważyła tonę, ale jakoś się udało.Trisha rozwarła dłoń.Zacisnęła palce.Rozwarła dłoń.- Dobrze, kochanie.Oczywiście.Włożył jej czapeczkę do ręki, a kiedy zacisnęła na niej palce, pocałował je.Trisha rozpłakała się wówczas, tak samo bezgłośnie jak mama i brat.- Doskonale - powiedziała pielęgniarka.- Wystarczy tego dobrego.Teraz naprawdę musicie państwo.Trisha spojrzała na nią i pokręciła głową.- Tak? - zdenerwowała się pielęgniarka.-I co jeszcze? “ Jezu drogi.”Trisha powoli przełożyła czapeczkę do ręki, w którą wkłuto jej igłę kroplówki.Cały czas patrzyła na ojca, upewniając się, czy ją obserwuje.Była zmęczona.Zaraz zaśnie.Ale jeszcze nie teraz.Musi powiedzieć, co ma do powiedzenia.Tata nie spuszczał z niej oka.Doskonale.Przesunęła prawą rękę wzdłuż ciała, nie odrywając wzroku od ojca, ponieważ tylko on mógł ją zrozumieć, a jeśli zrozumie, przetłumaczy.Postukała w daszek czapki, a potem prawym wskazującym palcem wskazała na sufit.Uśmiech, który rozjaśnił twarz taty, oczy, usta, wszystko, był najwspanialszą, najsłodszą rzeczą, jaka zdarzyła jej się w życiu.Jeśli w ogóle istniał jakiś szlak, był właśnie tu.Ponieważ ojciec zrozumiał, mogła zamknąć oczy i wreszcie pogrążyć się we śnie.Gra skończona.Postscriptum autoraPo pierwsze, pozwoliłem sobie zmienić nieco kalendarz meczów Czerwonych Skarpet na 1998 rok, ale upewniam was, że były to zmiany bardzo nieznaczne.Tom Gordon istnieje naprawdę i naprawdę narzuca w końcówkach meczów Czerwonych Skarpet, ale Tom Gordon z tej książki jest tworem wyobraźni.Opinia, jaką wielbiciele wyrabiają sobie o ludziach, którym dana została choćby odrobina sławy, jest zawsze tworem wyobraźni, co mogę potwierdzić moim osobistym doświadczeniem.Jednak pod pewnym względem prawdziwy Gordon i Gordon, którego wyobrażała sobie Trisha, są identyczni: obaj wskazują palcem niebo, kiedy uda im się uratować wynik meczu.W 1998 roku Tom “Flash” Gordon zaliczył czterdzieści cztery uratowane mecze, najwięcej w lidze.Udało mu się też zrobić to czterdzieści trzy razy z rzędu, co jest rekordem Amerykańskiej Ligii Baseballu.Niestety, sezon skończył się dla niego nieszczęśliwie.Posługując się słowami Borka Rozporka, można powiedzieć, że Bóg jest zapewne zapalonym kibicem sportowym, ale niekoniecznie kibicem Czerwonych Skarpet, w czwartym meczu playoffów grupy, przeciw Indianom, oddał trzy wybicia i dwie bazy.Czerwone Skarpety przegrały dwa do jednego, w niczym nie umniejsza to jednak jego wyczynu, bez tych czterdziestu czterech uratowanych meczów Czerwone Skarpety skończyłyby prawdopodobnie na czwartym miejscu w grupie, a nie zwyciężyły w dziewięćdziesięciu jeden meczach, co było drugim wynikiem amerykańskiej ligi w 1998 roku.Jest takie powiedzenie, z którym zgodziłaby się pewnie większość zawodników, jak Tom Gordon ratujących mecze: “Czasami zjadasz niedźwiedzia.a czasami niedźwiedź zjada ciebie”.To, co jadła Trisha, można naprawdę znaleźć w lasach północnej Nowej Anglii późną wiosną [ Pobierz całość w formacie PDF ]