[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.L.Kochany pamiętniku! 4 sierpnia 1986 r.3.30 w nocyUświadamiam sobie teraz, że postanowiłam wziąć udział w grze.Powtarzałam to sobie od wieków, ale zdaje się, że wreszcie czuję w sobie postanowienie udania się do niego wyłącznie w celu walki.Wejścia w ciemność i może przywarcia do resztki światła, jakie we mnie pozostało, po to, by wykorzystać je jako siłę, którą zawsze powinno być.Ach, sprawiedliwość życia.Ta szczególna chwila, kiedy ręka podrywa się do góry - widocznie czy też słownie - krzycząc STOP, ona umiera! To dziecko umiera bez mechanizmu bezpieczeństwa, z którym wszyscy inni zdają się szarpać, jak gdyby był zawalidrogą.Szukałam uważnie i znalazłam w sobie miejsce, które mówi, że jest już prawie za późno.Nie mam oczu piętnastolatki, ale kogoś, kto boi się rozejrzeć wokół siebie i zakwestionować najprostsze rzeczy.Mój umysł - słyszę dalej - nie jest umysłem młodej dziewczyny, która wyobraża sobie, że życie jest usłane różami.Słyszę ostrzeżenie, że umysł, w którym żyję, należy do kogoś, kto zna życie za dobrze i wie, że kończy się ono najczęściej bez ostrzeżenia.Zadaje nam ciosy, prowokuje do marzeń, kiedy w rzeczywistości nie ma to sensu.Przemilcza to, że jest na tej planecie plan naszkicowany dla mnie.Ten umysł natomiast go zna.Realność tego, że nie można wybrać zdarzeń, dnia czy nawet chwili, bo zanim jeszcze otworzyłaś oczy, by zobaczyć po raz pierwszy światło, ktoś ukrywający swe wielkie zło wybiera ciebie.Puszcza w ruch swego rodzaju butelkę i śmieje się z władzy, jaką ma w tej prostej zabawie w selekcję.LauraKochany pamiętniku! 6 sierpnia 1986 r.4.47 ranoNie mogę sobie pozwolić na zaśnięcie, bo muszę widzieć, jak BOB będzie wchodził przez okno.Muszę być gotowa.Dużo myślałam o życiu.Starzeję się wbrew sobie.Wierzę, że kiedy przyjdzie po mnie - albo wyjdę z domu i wrócę raniona, ale usatysfakcjonowana brutalną śmiercią wroga, albo nie wrócę nigdy i umierając przyznam cicho, że nie znałam ani siły ani woli tego, kto mnie odwiedzał.Na razie jestem do połowy bez czucia, do połowy wrażliwa; dziewczyna, której udaje się wstawać każdego ranka i opuszczać miejsce, o którym ostatnio muszę sobie przypominać, że nazywa się dom.Jak gdyby było coś bardziej widocznego niż ślad krwi, który idąc zostawiam za sobą.Nie mam wątpliwości, że BOB świadom jest każdego mojego ruchu.Ta makabra, nazywająca się człowiekiem, siedzi hen wysoko, kiedy słońce świeci, a może kuli się gdzieś niżej.Nieważne.Obserwuje mnie oczami, które przenikają do wnętrza, poszukując każdego cienia wątpliwości, wyczuwając każde drgnienie mego serca na widok przechodzącego chłopca, każdy uścisk matki, która nie ma pojęcia, jak odległa stała się sypialnia córki.Staram się każdego dnia zapamiętać twarz, które spogląda na mnie z lustra.Trzymam się jej mocno.Wyobrażam sobie, że będę uciekać, kiedy porównam ją ze swymi szczątkami, o których często śnię, że zostaną wkrótce znalezione.Czuję taki gniew i nieprzepartą chęć rzucenia się na niego, nazwania wiatru kłamcą za to, że nigdy się nie pokazuje.Chęć krzyczenia na tych dwoje, którzy pozwolili mi się urodzić.Krzyk o pomoc do kogokolwiek, kto by usłyszał.Krzyczeć na ulicy, że w samej Matce Naturze brak cudów.Jej boskość to kłamstwo.Byłam wielokrotnie powalana w lesie.Przeprowadzana jest jakaś dziwna, niemożliwa do opisania operacja.Puszczana krew.Matka Natura nie usunęła tego zła, ani nie otworzyła swego drzewa, by wypuścić okrzyk.Zamiast tego ukołysała tego mężczyznę i chroni go przed zdemaskowaniem.Chroni przed światłem dziennym.On wie, że planeta go nie zdradzi.Światło powróci i zostanie, odejdzie tylko po to, żeby punktualnie powrócić.On ma to obiecane.Zwyczaj wszechświata, dogodnie opierający się na rozstawieniu obu skrajności co dwanaście godzin [ Pobierz całość w formacie PDF ]