[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Poczuł naraz straszne zmęczenie, znów musi gdzieś iść, wspinać się.Złapał poręcz i ciężkozakaszlał, sekretarka nie zwolniła kroku, wspinała się chudymi piszczelami do góry niczymalpinistka.Jak zwykle w takich przypadkach pokój, do którego zmierzali, znajdował się gdzieś nakońcu długiego korytarza.Tschapieski czekał na niego już w drzwiach.Seidlowi wydawało się, że oberhauptkomisarz,najlepszy przyjaciel Gerharda, znacznie przytył od czasu, gdy go widział.Było to na urodzinachGerharda, parę miesięcy temu, czyli w jakiejś odległej epoce i na innej planecie.WaldemarTschapieski wyglądał teraz na bardzo zmęczonego. Zapraszam! Oberhauptkomisarz przeszedł przez sekretariat, otworzył drzwi do gabinetu, niespuszczając z Seidla spojrzenia podkrążonych oczu. Nie przeszkadzać! rzucił sekretarce. A herbata? Czort z herbatą! I zamknął za sobą drzwi.Podszedł do okna, otworzył je na oścież, przywołałdo siebie Seidla i powiedział cicho: Mów pan! Wszystko!Seidla niewiele mogło już zdziwić.Stanął posłusznie w przeciągu i wśród hałasu robót ulicznychzaczął swoją opowieść.Nie miał całkowitej pewności, czy gruby człowiek wyglądemprzypominający psa rasy buldog wierzył w to, co mu opowiadał.Po nieskończenie długiej mowie,przerywanej napadami kaszlu, udało mu się wreszcie dobrnąć do końca, do pożaru w restauracjiHerza.Po wszystkim Tschapieski, z białą twarzą, ruszył w stronę biurka i opadł na krzesło. Jest pan pewien, że Gerhard nie żyje? Na sto procent odparł smutnym głosem Burkhard Seidel.Waldemar Tschapieski oparł głowę na dłoni i siedział tak nieznośnie długo.Seidel też usiadłw fotelu pod oknem, bo czuł się nietęgo. Komuś już pan to opowiadał? spytał wreszcie Tschapieski. Tylko panu. Proszę zachować to dla siebie! Gdzie się pan zatrzymał? Tschapieski podał mu kartkę.Proszę zostawić mi adres, telefon!Seidel posłusznie spisywał nazwę pensjonatu, ulicę, nazwisko wdowy, dopisał też adres w Lipsku. Spróbuję się skontaktować z Dagmarą powiedział. Jeśli czuje się pan na siłach& Wydawało się, że w głosie oberhauptkomisarza zabrzmiaławyrazna ulga.Wstał i podał Seidlowi rękę na pożegnanie. Zgłosi się do pana niebawem ktośo nazwisku przerwał i zanotował na kartce: Kowalski. Dziękuję panu za informacje.Jest panwolny.Seidel chciał o coś jeszcze zapytać, ale kiedy się odwrócił i ujrzał, że plecy Tschapieskiegodrgają konwulsyjnie, wyszedł.Po niespełna godzinie wrócił do zaaferowanej pożarem dzielnicy, ludzie nie mówili o niczyminnym.Z rozmów toczonych w ogródkach wychwycił, że Herzowi nic się nie stało, dopiero terazzdał sobie sprawę, jak bardzo się o niego martwił.Gospodyni nie było w domu, podejrzewał, że stoiz sąsiadkami pod restauracją i stara się dowiedzieć czegoś więcej.Przypominała mu trochę zmarłążonę.Wszedł do domu, ale nie skierował się w stronę wynajmowanego pokoju, lecz usiadł w pokojuwdowy za biurkiem, przed pożółkłą wiekową skrzynką, zapewne zakupioną jeszcze za życia mężagospodyni.Wielka i archaiczna, miała wejście na dyskietki i burczała jak wściekły pies, a kontakt zeświatem nawiązywała przez długi kabel podłączony do wtyczki telefonicznej.Odczekał kilkanaściesygnałów, a kiedy nic się nie działo, pomyślał z niechęcią, że przyjdzie mu udać się w miasto dojakiejś kafejki internetowej.Zamierzał właśnie wstać, kiedy na ekranie zamigotały litery.Wbił: Dagmara Bosch i czekał.Po minucie, a może dwóch znów coś zamigotało i jego oczom ukazałosię to, czego szukał.Kliknął najpierw w Impressum , potem w o nas coś burknęło głośniej,obraz zaczął skakać, komputer się zawiesił i po chwili wyłączył.Ostatkiem sił powstrzymał się przedwywaleniem burczącego psa przez okno.Spróbował jeszcze raz, znów odczekał połączenietelefoniczne kilkanaście sygnałów i znów wstukał to samo, po półgodzinnej walce odnalazł adreskontaktowy.Wykonał kilka telefonów i wreszcie dotarł do Elsy.Przedstawił się i zapytał o adresDagmary Bosch& Elsa natychmiast skojarzyła go z teatrem, kukiełkami i z Gerhardem.Tak, Gerhard opowiadał o nowym projekcie! Seidel westchnął.Bez problemu uzyskałinformację, że Dagmara Bosch jest na urlopie i najprawdopodobniej przebywa w domu rodziców.Z ulgą pomyślał, że życie może być jednak czasem proste, zwyczajne.Zadzwonił po taksówkę i naglepomyślał ze zgrozą, że Gerhard opowiadał obcym ludziom o nim, o teatrze i kto wie o czym jeszcze,biedny naiwny Gerhard.Pomyślał też, że jeśli Elsa z równym zaangażowaniem udziela informacjiwszystkim, którzy podają się za przyjaciół Gerharda, to& Przełknął ślinę.Nie żyje Frank, nie żyjeGerhard, restauracja spłonęła, czy Dagmara jest bezpieczna? Ale dlaczego miałaby nie byćbezpieczna? Czy on jest bezpieczny? Dotarł na miejsce taksówką i szybko z niej wysiadł.Z dalekadoszło go wycie syren, dopiero stojąc przy furtce, zrozumiał, że to nie syreny, lecz przykrebrzęczenie w uchu, które dręczyło go już od kilku tygodni.%7łycie było znów takie jak zawsze, trudne,ciężkie i nie do zniesienia.Zadzwonił.Zadzwonił jeszcze raz.Nic.Spodziewał się różnych rzeczy, ale że Dagmara mu nie otworzy, tego się nie spodziewał.Szarpnął za klamkę, ustąpiła.Furtka otwarta, dzwonek nie działał& Poczuł, jak niespokojniei nierówno bije mu stare serce, i niczym Sylvanus ruszył żwawo przed siebie, dotarł do drzwi i waliłw nie pięścią.Niepotrzebnie.Otworzyła je niemal natychmiast Kryschtyna, za nią stała Dagmara,w pierwszej chwili ich nie poznał, choć widywał je już przecież wcześniej, ale teraz wyglądałyinaczej, teraz były to całkiem inne kobiety.Nie znał określenia na taką nierozpoznawalność.Wiedział już, że nie będzie czarną wdową,zwiastunem śmierci, rozpoznał to po ich oczach; Kryschtyna już o wszystkim wiedziała i Dagmarateż.Może niezupełnie o wszystkim, ale że Gerhard nie żyje, o tym wiedziały na pewno.Takwyglądają ludzie, którzy po raz kolejny utracili wszystko.Stary Burkhard Seidel to wiedział.Rozdział XIRękopisy nie płoną.Michaił Bułhakow,Mistrz i Małgorzata(tłum [ Pobierz całość w formacie PDF ]