RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W pewnej chwili rozjaśniła się na tyle, iż Vixie udało się po raz pierwszy dostrzec nikłe odbicie sylwetki i oblicza Uriony w polerowanej powierzchni bazaltowej płyty, na którą wolno jej było patrzeć.Morska królowa rozsiadła się na kamiennej ławie, której oba końce lekko wygięto w górę.Była odziana w jasną szatę - uszytą najpewniej z tej samej tkaniny, z jakiej wykonano togi kapłanów.Z jej twarzy o wyjątkowo intensywnej, błękitnej barwie patrzyły na Vixę wielkie oczy królowej.Włosy zaś miała - w przeciwieństwie do swych poddanych - śnieżnobiałe.Opadały pyszną kaskadą na ramiona i luźno spływały aż na podołek władczyni.Mgliste odbicie nie pozwalało na określenie wieku Uriony, jej głos zaś nie należał do osoby starej - ani młodej.W oczach Uriony błysnęło coś zielenią.W pierwszej chwili Vixa pomyślała, że jest to zwykła gra świateł, po chwili jednak rzecz się powtórzyła raz i drugi.- Zuchwała z ciebie dziewka - mruknęła królowa.Z jej oczu raz jeszcze oślepiająco błysnęło zielenią.Strumień blasku odbił się od posadzki i trafił Vixę w twarz.Dziewczyna nie zdążyła osłonić oczu dłonią i jej głowę przeszyły tysięczne ostrza bólu.Krzyknęła przeraźliwie i padła na twarz.Zieleń pod sklepieniem jej czaszki rozpłynęła się w czerń i księżniczka pogrążyła się w pustce.***Gdy tylko naprawiono wyłom w murze, niewolników ponownie pognano do Groty Nissii.Praca trwała kilka godzin.Harmanutis i Vanthanoris przebrnęli jakoś ponad leżącymi na spągu groty towarzyszami niedoli i dotarłszy do krańca, opadli na stos szmat.Armantaro - choć widział dwakroć więcej zim niż obaj młodsi razem wzięci - był chyba w lepszej kondycji.ale też uprzejmości Coryphena zawdzięczał wcześniejszy, całkiem niezły posiłek.Garnath podszedł do beczułki skrywającej jego brata i wymierzył jej kopniaka.Coś stęknęło wewnątrz, krasnolud jednak nie wychylił nawet głowy.Garnath skrzywił się i wyrżnął w klepki swą potężną pięścią.- Obudź się, braciszku! - ryknął.- Czas wstawać!Z beczułki wyturlał się zaspany Gundabyr.- Co.co jest?- Dawaj beczułkę! - warknął Garnath.- Jesteś mi winien dwa dni pracy.- Na Reorxa! - ziewnął Gundabyr.- Nie mogłeś z tym poczekać do rana?- Właśnie jest rano - Garnath odepchną brata.- Dobrej nocy!Gundabyr westchnął i łypnął okiem wzdłuż mrocznego tunelu.Udręczeni niewolnicy zasypiali tam, gdzie stali.Grota przypominała usłane ciałami poległych pole bitwy.Jedyną osobą, która jakoś trzymała się na nogach, był Armantaro.Podjął nawet próbę ułożenia sobie przyzwoitej pryczy, wykorzystując znaleziony w rumowisku siennik i kawałki koców.Gundabyr ziewnął jak układający się do drzemki Lewiatan, przeciągnął aż coś trzasnęło mu w stawach i podszedł do elfa.- Witaj, przyjacielu.Jestem Gundabyr, krasnolud.- Owszem, słyszałem - kiwnął głową Armantaro.- Twój brat ma płuca, co się zowie.- Zgadza się.to cecha rodzinna.Niełatwo jest przekrzyczeć zgiełk kuźni w Thorbardinie.Nie mogę go natomiast oduczyć darcia paszczy tutaj.Odrętwiały ze zmęczenia legat ułożył się na sienniku i oparł skołataną głowę na łokciu.Opowiedział jednak krasnoludowi, kim jest i jak się nazywa, dodał też historię pojmania i późniejszej jego wizyty w mieście.- Mogłem się tego domyślić - mruknął Gundabyr.- Oni mi już sporo opowiedzieli.- Wskazał kciukiem leżących nieruchomo Harmanutisa i Vanthanorisa.- A wasza księżniczka.jest tu gdzieś z wami?- Nie.i mocno się o nią niepokoję.Coryphen zatrzymał ją przy sobie.- Nigdy wcześniej tego nie robił - zamyślony Gundabyr szarpał palcami kosmyki swej brody.- Błękitnoskórzy dawniej w ogóle się nami nie interesowali.- Jestem pewien, że ma wobec niej jakieś plany.Z pewnością domyślił się, że ona jest kimś więcej niż tylko moją kuzynką.Księżniczka z rodu Kith-Kanana może być łakomym kąskiem dla ambitnego watażki.- Armantaro mówił to ze szczerą troską, ale jego oczy mimo woli zaczęły się zamykać.Oddychał coraz wolniej i bardziej miarowo.Zanim zamknął powieki, zdążył jeszcze dodać: - Ale może się okazać, że dostanie od lady Vixy więcej, niż się spodziewa.Jeden moment nieuwagi i księżniczka otworzy mu serce na świat.dosłownie.I dzielny Armantaro zasnął snem może nie sprawiedliwego, ale z pewnością do cna zmordowanego.Krasnolud wzruszył ramionami i przeszedł do rumowiska za beczułką.Ta pozornie bezwartościowa zbieranina potrzaskanych przedmiotów była jego narzędziownią.W wolnym czasie i kiedy Garnath spał, niespokojny Gundabyr badał rubieże Groty Nissii.Z luźnych kamieni, zgiętych gwoździ i kawałków drewna porobił sobie niezbyt eleganckie, ale funkcjonalne narzędzia.Głęboko w zakamarkach groty krył swoją kolekcję minerałów.Pieczara nie powstała w wyniku erozji, ale była dziełem sił wulkanicznych.Jej ściany kryły w sobie sporo takich związków, jak siarczany, azotany i olej skalny, który sączył się ze szczelin w najniżej położonych partiach jaskini.Teraz Gundabyr poutykał narzędzia po kieszeniach i ruszył w mrok.Jego największym pragnieniem - oprócz wolności, oczywiście - była odrobina światła, które mógłby zabierać ze sobą na wyprawy.Dargonestyjskie świetliste sfery były mocno przytwierdzone do sklepienia i źle się kończyły próby ruszenia ich z miejsca.Krasnolud prowadził więc swoje poszukiwania, opierając się na dotyku i smaku, często zaś dla ostatecznej identyfikacji musiał przynosić próbki do oświetlonej części groty.Zagłębiwszy się dziś w tunel zaledwie na sto kroków, usłyszał jakiś dziwaczny hałas.Zamarł w bezruchu i po chwili usłyszał ów dźwięk jeszcze raz.Jakby drapanie.i to dość odległe.Wszyscy więźniowie spali, poza nimi zaś w grocie nie było nikogo.Ująwszy w dłoń prymitywny czekan, który cierpliwą obróbką ukształtował z potężnego, okrętowego ćwieka, podrapał ostrożnie skałę przed sobą.Długo nasłuchiwał, ale ów tajemniczy dźwięk już się nie powtórzył.Rozdział 8 - Dar OgniaVixa śniła.Była oto zamknięta w przejrzystej, kryształowej kuli, otoczonej przez wodę.Woda pełna była morskich elfów gapiących się na nią bezczelnie i wskazujących ją długimi, błoniastymi paluchami.Wcale się nie odzywały.patrzyły tylko i wytykały ją palcami.- Przestańcie! Natychmiast przestańcie! - krzyczała na gapiów.- Jestem księżniczka Vixa Ambrodel i pochodzę z rodu Kith-Kanana.Precz mi stąd!Wyglądało na to, że członkowie morskiego ludu w ogóle jej nie usłyszeli - albo usłyszeli i wcale się nie przejęli tymi rewelacjami - bo nadal gapili się na nią spokojnie, nie okazując żadnych emocji.Ich oczy lśniły jednak dziwnym blaskiem.Rozwścieczona Vixa zaczęła walić pięściami w krystaliczną ścianę.Poraniła sobie kłykcie - ale w krysztale pojawiły się pęknięcia.Po przejrzystej ścianie więzienia rozbiegła się pajęczyna szczelin i do środka zaczęła sączyć się woda.Gniew księżniczki zmienił się w przerażenie - oto sama wydała na siebie wyrok i sama stała się swoim katem!Szczeliny rozprzestrzeniały się coraz szybciej.Po kilku uderzeniach serca woda sięgała jej już do kostek [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl