[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Ciało taty Dagmary odpowiadała ciocia dopiero pochwili drżącym głosem, dodając, że dusza taty jest w niebie,na pewno! Wycierała nos w chusteczkę, groziła Bożenie rękąprzyozdobioną w rosyjskie złoto, pierścionki i bransoletę,kolczyki się huśtały mocno ( ciężko wyhandlowane na dzikimwschodzie, dziecko, ocień ciężko! ).Wychodziła.Drzwi się za nią już nie zamykały, leczprzymykały, więc Bożena już tylko szeptała mi do ucha: Twój tata nie wrócił z Bułgarii, na pewno! Mój tata takmówił do profesora Wielanda!O! No, jak mówił to do profesora Wielanda jej tata, no toprawda to musiała być.Po kilkudniowym namyślekonfrontowałam z tym ciocię. Niech się lepiej bękartem zajmie! wściekała się ciocia nasąsiada i dodawała łagodniej: Najważniejsza jest dusza! A z tą Bożeną to ty się lepiej nie koleguj!Tymczasem przychodziły nowe zaproszenia, a paszportówani widu.Wszystko wskazywało na to, że nigdy niewyjedziemy. Jedz sama! powiedziała któregoś dnia ciocia Wiesia domamy. Jak to sama? No sama!Ciocia spokojnie zmywała talerze.Lubiła zmywać.Mówiła,że sortują się jej wtedy myśli.Zciągała złote pierścionkii bransoletkę, jedną komorę zlewozmywaka napełniałagorącą wodą i dodawała płyn do mycia Pril, do drugiejwlewała czystą wodę, zawsze zimną.W niej płukałanaczynia.Zawsze też dokładnie wycierała butelkę Pril, zanimwstawiła ją do poniemieckiej szafki pod oknem.Stały w niejskarby z paczek od Gerharda: mydła w płynie (niktw kamienicy takich nie miał), proszek Persil, kolorowe pastydo zębów, mleczka do szorowania wanny (też nikt nie miał).Ja byłam od wycierania.Teraz też wycierałam.Mama staław drzwiach i patrzyła na ciocię mniej więcej tak, jak japatrzyłam na mamę, kiedy namawiała mnie na niemiecki. Co ty mówisz?!Przestałam polerować.Ciocia przestała sortować.I wtedyktoś na górze, kogo nie znałam, bo nigdy nie wychodziłz domu, zagrał którąś z sonat Beethovena.Bożena mówiła, żeto jakaś stara ciotka pana Wielanda.Wciąż chcę zapytać o tomamę, czy to prawda, ale zapominam.Też sobie wybrałamoment ta stara ciotka, tak pomyślałam wtedy, tu się czyjeślosy ważą, a ta gra.Poszłam po plaster.Mama krzyknęła takgłośno, że się skaleczyłam.Paszportu PRL odmawiała dlatego, że mama była żonąPiotra Boszewskiego.Co prawda, w owym czasie już tylkowdową, ale w końcu wdowa to też żona, żona nieboszczyka;ale żona, to żona.Za podziemną działalność należało kogośukarać, kogokolwiek, choćby żonę, wdowę albo siostrę, kogośtrzeba ukarać.Ciocia Wiesia, siostra taty, była sporo starszaod mamy i już wtedy na rencie, dorabiała w domu, szyjąc.Czemu nie ukarać rencistki za wybryki brata? Brata szkodnika, opozycjonisty, podżegacza? Czemu nie ukaraćżony Boszewskiego? Tata wyjechał do Bułgarii i nie wróciłani ciałem, ani duszą, to kara jeszcze za mała.Wkrótce rentacioci była niższa niż najniższe krajowe.No i była jeszcze mojamama.Zwolniono ją z wojewódzkiego szpitala.Tylko dziękistaraniom żony profesora Wielanda otrzymała w ogóle jakąśpracę, i to całkiem blisko tej starej pracę za biurkiem.Przezokno szpitalnej administracji codziennie obserwowałalekarzy, jak wychodzą, wchodzą, jak się spieszą, jakwykonują jej zawód.Sama trzymała w rękach już tylkoołówek albo długopis i z miesiąca na miesiąc traciła to cośw rękach, co jest niezbędne, aby wykonywać zawód chirurga. Dobrze, że w ogóle masz pracę! ucinała wszystkiedyskusje na ten temat ciocia.Ciocia miała wtedy lat co najmniej czterdzieści, była jużwięc bardzo stara.Stara i pragmatyczna, nie dyskutowała natematy bez sensu.Następnego dnia trzeba było iść w kolejkęalbo na cmentarz, zmienić pościel, poprasować. Trzeba się trzymać! Trzymać fason! przekazywała miswoje najcenniejsze doświadczenie. No, trzymać sięw masie, inaczej się rozpadniesz kontynuowała wywód nakilkadziesiąt lat przed odkryciem boskiej cząstki Higgsa.I mocno zawiązywała fartuch na masie, której Bóg jej nieposkąpił.Matka miała mniej masy i fason trzymała słabiej.Zbierałsię w niej żal, bo to nie ona drukowała gazetki, nie onawypisywała na murach demonstracyjne hasła, nie onaprzemycała maszyny i taśmy przez granicę.Nie ona& nieona& Ona też, ale akurat o tym nikt nie wiedział.Winazbiorowa, rodzinna, jakakolwiek wina w Polsce Ludowej byłajuż winą samą w sobie, a jak jest wina, to musi być i kara.Dodemokracji droga była daleka i niepewna, choć słowapapieża: Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze ziemi.Tejziemi! już padły, siejąc ziarno, ale ziarno wtedy wolno rosło.Jak się czeka, to nic nie rośnie, z daleka to rośnie, z bliskasłabiej.Na początku lat osiemdziesiątych panowała ciągłajesień i ciągła zima i nic nie zapowiadało odnowy.PolskaRzeczpospolita Ludowa pogrążona była w stanie wojennym.Karanie winowajców w imieniu zbiorowego ludowegosumienia było na porządku dziennym. Ktoś chce nas wykończyć stwierdziła któregoś dniamama. Nie tylko nas, nie tylko nas. Ciocia miała tego dniazapłakane oczy i mniej masy.Rocznica śmierci brata.Mama twierdziła, że ktoś nasśledził na cmentarzu. Krystyna! Przestań! Ciocia miała dość teoriispiskowych.Ze wszystkich dostępnych w demoludach opcjiwybierała los, opatrzność lub Boga. Oszalałaś! Mówiłai mamie nie wierzyła, wolała nie wierzyć, zawsze najlepiejjest wierzyć w Boga, ale i mnie się wydawało, że w deszczu, żeprzed naszym domem w rynku widzę jakąś postać i że tenktoś patrzy w nasze okna.Mama przez całe lata wierzyła, że taki osobistyprześladowca, a nawet mściciel istnieje naprawdę. Co ty mówisz? Cioci ta teoria nie przekonywała nawetpo latach. Po co? A ja ci mówię, ja czuję& Daj wreszcie spokój! mówiła ciocia. Po co do tegowracać? Piotrowi życia nie przywrócisz!Potem, już w Berlinie, próbowałam sobie przypomniećzapiski z pamiętnika, który prowadziłam systematyczniew Polsce i który demonstracyjnie spaliłam w piecu na kilkadni przed wyjazdem do Berlina.Zapiski spoczęły wewrocławskim piecu, okrągłym, kuchennym, poniemieckim naZiemiach Odzyskanych (profesor Wieland chwytał się zagłowę: Jakie ziemie odzyskane! Jakie ziemie odzyskane,dziecko! ). Jakie ty jednak jesteś mądre dziecko chwaliła mniemama [ Pobierz całość w formacie PDF ]